Dawny reżim szuka pomocy Moskwy, by zatrzymać rewolucję w Armenii


Nikol Paszynian zdobył władzę, ale póki nie rozliczy starej elity, niewiele może zrobić. Tu jednak napotyka problem, bo Putin nie pozwala na radykalne zmiany.

Mijają cztery miesiące nowej, porewolucyjnej władzy w Armenii. Premier Nikol Paszynian próbuje reformować kraj po dwóch dekadach rządów skorumpowanych elit. Obalony w trakcie bezkrwawej rewolucji poprzedni premier Serż Sarkisjan ma jednak wsparcie oligarchów i dawnych polityków (m.in. byłego prezydenta Roberta Koczariana).

Dlatego Nikol Paszynian postanowił iść na wojnę ze starymi elitami. To one trzymają w garści biznes i mają nadal wpływy w resortach siłowych i administracji. Przedwczoraj w czasie jednej z wspierających reformy manifestacji w centrum Erywania premier Paszynian powiedział do demonstrujących, że zaczyna wojnę z oligarchią. Publicznie rozkazał służbom specjalnym przeprowadzić rajdy na posiadłości najbogatszych Ormian i zwolenników dawnej władzy.

– Jeśli ich ochroniarze będą stawiać opór, macie ich porozkładać na asfalcie twarzą do ziemi! – rozkazał premier.

Tyle, że rajdy skończyły się mizernym skutkiem. Na razie zatrzymano głównie płotki, ochroniarzy i pracowników oligarchów. Do mediów przedostały się zapisy podsłuchanych rozmów szefów kluczowych służb specjalnych. Dowódcy targują się w kompromitujący sposób o to, kogo z prominentów dawnego reżimu aresztować, by uradować premiera Paszyniana, a którego zostawić w spokoju, bo zdenerwuje się Moskwa.

Rewolucja trwa

Dla większości Ormian poprzedni premier Serż Sarkisjan i jego Republikańska Partia Armenii (RPA) były symbolem trwających od dwóch dekad rządów oligarchów. Młodzi Ormianie wyjeżdżali w poszukiwaniu pracy do Rosji, lub na Zachód. Za fatalną sytuację gospodarczą w ich kraju obwiniali rządzący klan karabaski (wywodzący się z Górskiego Karabachu).

Paszynian już na starcie nie miał łatwo. Skutecznie i bezkrwawo udało mu się obalić w kwietniu władzę stojąc na czele masowych protestów młodych Ormian. Stary układ już raz dał mu do zrozumienia, że nie ma pełnej władzy. Parlament, w którym przeważa RPA, stosuje kunktatorskie metody i niby popiera reformy, ale faktycznie blokuje działania premiera. Zwłaszcza te personalne.

Młodzi Ormianie w czasie wiosennej rewolucji domagali się zmian i nadal wierzą, że ich kraj nie będzie skorumpowaną satrapią. Źródło; aurora.network

Dlatego Paszynian postanowił mocno uderzyć w klan karabski. W lipcu aresztowano byłego prezydenta Roberta Koczariana. Wyszedł z aresztu po dwóch tygodniach, zwolniony do czasu procesu. Na wolności deklaruje, że wróci do polityki.

Premier rozkazał przeszukania w biurach Samweła Aleksaniana, jednego z najbogatszych Ormian i sponsorów Partii Republikańskiej. Policjanci wysłani przez Paszyniana zatrzymali ochroniarzy właśnie tego oligarchy.

Premier od rewolucji obiecuje również, że rozliczy byłą władzę za krwawe zajścia z przeszłości. W marcu 2008r. policja wysłana przez prezydenta Roberta Koczariana dokonała masakry antyrządowych demonstrantów. Zginęło 10 osób. Śledztwo w tej sprawie jest kluczowe. Daje nadzieję, że najważniejsi ludzie dawnego reżimu staną przed sądem. A to mógłby być prawdziwy początek głębokich przemian w Armenii.

Paszynianowi spieszy się również z innego powodu. Chce jak najszybciej przeprowadzić wybory. Tak, aby korzystając z porewolucyjnej atmosfery i entuzjazmu Ormian, odsunąć partię dawnego reżimu od władzy. I mieć za sobą parlament, który będzie popierał reformy. Przedterminowe wybory odbędą się prawdopodobnie na wiosnę przyszłego roku. A już 23 września wybory do parlamentu Erywania – stolicy, w której mieszka jedna trzecia ludności Armenii.

Putin marszczy brwi

Rosja dość spokojnie przyjęła rewolucję w Armenii. Nie reagowała tak ostro, jak w czasie majdanu na Ukrainie. A przecież Armenia, choć jest małym krajem, gra ważną rolę w rosyjskiej koncepcji bezpieczeństwa i wpływania na sytuację na Zakaukaziu. Rosjanie mają w Armenii bazy wojenne, a mała republika była cały czas ich wiernym sojusznikiem.

Moskwę uspokoiło jednak, że rewolucja w Erywaniu, w odróżnieniu od ukraińskiej, nie miała otwarcie antyrosyjskiego charakteru. Sam Paszynian wielokrotnie zapewniał, że nie chce rozwodu z Rosją. Siłą napędową rewolucji byli w dużej mierze młodzi Ormianie, emigranci pracujący w Rosji. Premier dobrze wie, że w sytuacji, kiedy UE, ani NATO nie są w stanie dać Armenii żadnych gwarancji bezpieczeństwa, z rosyjską bazą w kraju i wrogimi sąsiadami, Azerami, ma bardzo ograniczone pole manewru. I nie może wystąpić otwarcie przeciw Moskwie.

Rewolucja w Armenii może przybrać antyrosyjski charakter, jeśli Moskwa będzie z uporem wspierać dawne władze. Źródlo; vestikavkaza.ru

Jednak dalsze plany Paszyniana i pomysły, by usunąć wpływy oligarchii przestały się już Moskwie podobać. Oznaczają, że Rosja straci instrumenty wpływu na sytuację w Armenii. Dlatego, podczas spotkania Władimira Putina z Nikolą Paszynianem 10 września, rosyjski prezydent był bardzo chłodny. Po spotkaniu Ormianin wypowiadał się w samych superlatywach o przyszłości relacji z Rosją. Putin był powściągliwy. A rosyjskie media zaczęły krytykować Paszyniana za próby rozliczania przeszłości.

– Oprócz wymiaru praktycznego, takiego że Moskwa straci wpływy w biznesie i polityce, chodzi o kwestię ideologiczną: dla Rosji nie do przyjęcia jest rozliczanie starej władzy przez nową, to narusza konsensus – mówi Belsatowi Aleksander Baunow, ekspert ds. międzynarodowych z moskiewskiej fundacji Carnegie.

Dla Putina szczególnie irytujące jest, że nowa władza w Erewaniu chce dorwać byłego prezydenta Roberta Koczariana i Jurija Chaczaturowa, czyli sekretarza Organizacji Układu o Kolektywnym Bezpieczeństwie, postsowieckiego „NATO” i struktury bezpieczeństwa z dominującą rolą Rosji. Kreml na pewno będzie wpływał na premiera-reformatora, by zostawił w spokoju Chaczaturowa i Koczariana. Tym bardziej, że ten drugi obiecuje budowanie prorosyjskiej partii i chce się wykazać lojalnością wobec Rosji.

Ale Paszynian już pokazał, że jest wytrawnym graczem i potrafi cierpliwie targować się z Moskwą. Być może zaostrza nagonkę na ludzi starego reżimu, by kupić czas potrzebny na reformy.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Czytajcie również:

Wiadomości
Embargo na broń w przededniu wojny – Armenia chce negocjować z Rosją i Białorusią
2018.07.27 09:05
Aktualności