Z tej okazji, ulicami miasta przeszedł biało-czerwono-biały marsz. Przedstawiciele białoruskiej diaspory w ciągu tego roku poznali się i aktywizowali dzięki wspólnym przedsięwzięciom.
Marsz solidarności z represjonowanymi Białorusinami rozpoczął się na Rynku Kościuszki, przy pomniku marszałka Józefa Piłsudskiego. Uczestnicy zabrali ze sobą flagi niepodległej Białorusi, transparenty i zdjęcia więźniów politycznych. Marsz w eskorcie policji przeszedł ulicą Sienkiewicza, Aleją Piłsudskiego, ulicą Branickiego, do siedziby konsulatu na ulicy Elektrycznej.
Przed wejściem na teren konsulatu, organizatorzy postawili dwa siedzenia i stolik dla przedstawicieli łukaszenkowskiego reżimu.
– Wysłaliśmy pismo do konsula z prośbą o pojawienie się na pikiecie – mówi jej organizatorka, pochodząca z Mińska psychoterapeutka Maryna Laszczeuskaja (pol. Marina Leszczewska). – Chcieliśmy, aby Pani konsul wyszła do nas i w końcu, po roku, odpowiedziała na nasze pytania.
Jak można było się spodziewać, Konsul Generalny Republiki Białoruś w Białymstoku Ała Fiodarawa nie wyszła do około setki ludzi zebranych na ulicy Elektrycznej. Mimo tego, chętnych do zadawania pytań nie zabrakło.
Wśród protestujących był również Siarhiej Dyleuski, lider strajku w Mińskiej Fabryce Traktorów (MTZ) i członek prezydium Rady Koordynacyjnej przy Swiatłanie Cichanouskiej. Był on zmuszony do ucieczki z Białorusi. Teraz mieszka w Warszawie. On również zwrócił się z przesłaniem do osób pracujących za wysokim płotem konsulatu:
– Nie myślcie, że kiedy Łukaszenka odejdzie, będziecie mogli tłumaczyć się tym, iż byliście daleko czy nie wiedzieliście co się odbywa w Białorusi. Gdy ludzie przychodzili po pomoc, nikt z was nie wyszedł do nich. Gdy widzieliście, jakie bezprawie dzieje się na ulicach białoruskich miast, wy milczeliście.
Pierwszy protest pod konsulatem w Białymstoku odbył się 26 czerwca 2020 roku. Sygnałem do wyjścia było aresztowanie Wiktara Babaryki, kandydata w wyborach prezydenckich i byłego prezesa Biełgazprombanku. Maryna Laszczeuskaja wspomina, że obserwując falę przedwyborczych represji, będąc poza granicami ojczyzny, czuła, że należy w jakiś sposób wesprzeć rodaków:
– W pewnym momencie było mi bardzo ciężko siedzieć w domu i nic nie robić. Napisałam post, że chcę pójść pod konsulat i wyrazić swoją niezgodę w związku z tym co się działo. Zaczeli odzywać się do mnie różni ludzie, więc pomyślałam, że trzeba zorganizować pikietę. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy na pierwszą manifestację przyszło około 200 osób. Z każdym protestem zaczęły przychodzić coraz to nowe osoby. Żartujemy, że wszyscy poznaliśmy się pod płotem konsulatu.
Pikiety przed budynkiem odbywały się niemal codziennie. Ludzie przychodzili na protesty przed wyborami i po wyborach. W drugiej połowie sierpnia odbył się również marsz solidarności, który przyciągnął kilka tysięcy osób. Pojawili się nie tylko członkowie diaspory, ale również osoby z mniejszości białoruskiej zamieszkującej Białystok, jak też zwykli Białostoczanie.
– Sporo ludzi przychodziło, czasem więcej, czasem mniej. Uważam, że będziemy wychodzić aż do zwycięstwa. – uważa Jakub Byk, jeden z ludzi, którzy protestują od samego początku. – Te protesty łączą nas wszystkich. Na przykład, osoby które przyjechały z Białorusi w ostatnim roku, nie wiedzą do kogo się zwrócić. Tacy ludzie przychodzą na tego rodzaju pikiety i nawiązują kontakty, dzięki którym otrzymują pomoc w znalezieniu pracy czy przy kompletowaniu różnego rodzaju dokumentów pobytowych.
Sierhiej Dyleuski był zaskoczony ofiarnością ludzi, którzy aktywnie uczestniczą w protestach, czy to w Białymstoku, czy w innych miejscach świata zamieszkałych przez białoruską diasporę.
– Oczywiście, że jest lżej, gdy są tego typu organizacje i grupy, które pomagają uchodźcom zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Kiedy znalazłem się w Warszawie, zetknąłem się z ogromną liczbą osób, które mieszkają w Polsce już jakiś czas, a służą pomocą i poświęcają swój czas działalności wolontariackiej. Są to ludzie, których wcześniej nie znałem.
Tak samo jest w Białymstoku. Na kanwie białostockich protestów powstała fundacja Białoruś 2020, której zadaniem jest pomoc uchodźcom. Działacze fundacji zaangażowali się między innymi w organizację koncertu „Sercem dla Białorusi”, który odbył się w październiku ubiegłego roku. Zorganizowali też zbiórkę pieniędzy na otwarcie tymczasowego domu pobytu dla uchodźców, tzw. sheltera, w którym przez pół roku mogli znaleźć schronienie studenci wydaleni ze swoich uczelni na Białorusi. Później w czasie lockdownu, gdy zgromadzenia były zakazane, powstał pomysł, żeby z akcją solidarności połączyć morsowanie i ludzie zaczęli przychodzić.
– Najbardziej pozytywne w tych wszystkich aktywnościach było to, że ludzie poznali się nawzajem, – mówi Mieczysłau Nawahrodzki. – Kontaktujemy się ze sobą, razem spędzamy czas. Wspólnie radzimy sobie z tym, co odbywa się w Białorusi. Nam tutaj jest łatwiej protestować, nikt nas nie aresztuje za to, że idziemy z biało-czerwono-białą flagą po ulicy. Chcemy pokazać naszym rodakom, że nie pozostali sami.
Relacje z protestów pojawiają się w mediach i na portalach społecznościowych zrzeszających Białorusinów. Jedną z takich grup administruje mieszkający od wielu lat w Polsce Alaksiej Trubkin:
– Nasza grupa na Facebooku i czat w Telegramie skupiają aktywistów, którzy przychodzą na protesty. Publikujemy tam informacje społeczno-polityczne, ale nie tylko. Chociażby kilka dni temu stworzyłem specjalny wątek, w którym wymieniamy się informacjami na temat biznesów naszych rodaków. Dzięki temu możemy wspomóc przedsięwzięcia Białorusinów mieszkających w Białymstoku. Z drugiej strony osoby, które od niedawna przebywają w Polsce, nieznające dobrze języka, mogą w łatwiejszy sposób załatwić różne sprawy. W bazie mamy mechanika, szewca czy gastronomię z personelem z Białorusi.
Uczestnicy protestów są zgodni i podkreślają, że sytuacja polityczna w Białorusi pogorszyła się na niewyobrażalną skalę. Reżim przetrzymuje ponad 500 więźniów politycznych, wybory zostały sfałszowane, a kandydaci na prezydenta albo są w więzieniu, albo na emigracji. Dziesiątki tysięcy Białorusinów przeszły przez machinę represji, tysiące z nich zmuszonych było do opuszczenia kraju. Mimo to, w białostockiej diasporze nie gaśnie nadzieja. Protestujący wierzą, że łukaszenkowski terror niedługo się skończy.
-Póki co, Białorusini będą masowo wyjeżdżać z kraju – uważa Jakub Byk. – Białystok jest miejscem czasowego pobytu wielu osób uciekających z Białorusi, dlatego, że znajduje się blisko granicy. Ludzie przyjeżdżają tu na miesiąc lub dwa. Po załatwieniu formalności udają się w dalsza podróż, do Gdańska, Warszawy, Wrocławia czy Krakowa. Staramy się pomóc jak możemy. Wierzymy i mamy nadzieję, że w najbliższej przyszłości będzie możliwy powrót do ojczyzny.
Łukasz Leoniuk/belsat.eu