Czarnobyl. Czarne dziedzictwo Białorusi

Jakie skojarzenia będzie w przyszłości wywoływać Białoruś? Gdy zostanie już obalona dyktatura, gdy skończy się bezprawie reżimu, gdy Białoruś wyzwoli się spod kolonialnego jarzma, gdy będzie już wolna, niepodległa, z rozwiniętą demokracją i gospodarką, to co pozostanie? Pozostanie Czarnobyl.

Pomnik ofiar katastrofy czarnobylskiej na tle nowego sarkofagu przykrywającego reaktor. Czarnobylska Elektrownia Jądrowa, rok 2019.
Zdj. SERGEI SUPINSKY / AFP

W rocznicę katastrofy wielu ludzi, szczególnie tych, którzy przeżyli ją jako dorośli, wspomina te dni. Minęło 37 lat, ale do tej pory pamiętam wszystko, nawet ze szczegółami. To znamienne, że do katastrofy doszło właśnie wtedy, gdy Związek Sowiecki ledwo już dychał, ale jeszcze trwał ze wszystkimi swoimi zasadami. To miało miejsce wtedy, gdy już chyba nikt w ZSRR nie wierzył w skąpe komunikaty władz o tym, że “ofiar i zniszczeń nie ma”.

W tym czasie gdy coś walnęło, a w gazetach pojawiła się notka drobnym drukiem o tym, że nie ma powodów do obaw, ludzie rzucali się do radioodbiorników i uczepieni anteny słuchali “wrogich głosów” zza żelaznej kurtyny. Wszyscy rozumieli, że skoro państwowe media napisały choć trzy zdania, to musiało wydarzyć się coś strasznego. 

Każdy miał w tej sprawie własne doświadczenia. Chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej, gdy moja mama pojechała w delegacji na Daleki Wschód. Wtedy rejs przez Moskwę do Władywostoku oznaczał przynajmniej 18 godzin lotu Ił-18. To było podczas konfliktu granicznego z Chinami. Mamę wysłano do miasta Tetiuche, a przyjechała już do… Dalniegorska. W ciągu kilku godzin przemianowano wszystkie miejscowości o chińskich nazwach. 

Największe wrażenie zrobił na niej wygląd samego miasteczka. Zapłakane kobiety w czarnych chustach, domy bez dachów i okien, sterty desek, cegieł, szczątki mebli. W parku z gałęziach cedrów zwisały jakieś zielone zasłony. Przechodzień powiedział jej, że to wodorosty. Ale skąd?

Okazało się, że miasto przeżyło tsunami. Wszystkie stragany i niektóre domu zmyło do morza. Ludzie przepadli bez śladu. Niedaleko od brzegu była wyspa, a na niej pracujący na trzy zmiany zakład przetwórstwa rybnego. A teraz całkowicie zniknęła z powierzchni ziemi. Z sowieckich gazetach pojawiła się wtedy jedynie krótka notka o tsunami i jego katastrofalnych następstwach w Chinach i Japonii. Jednak w szczęśliwym kraju rad nic takiego nie miało miejsca. Ludzie sowieccy swoją wytężoną pracą mogli przeciwdziałać żywiołom.

Fotoreportaż
W cieniu “zony”. Nierocznicowy reportaż spod strefy czarnobylskiej
2020.04.27 19:00

W dniu, gdy doszło do katastrofy czarnobylskiej, poszłam do pracy na nocną zmianę. Padał deszcz i zmokłam na przystanku do ostatniej nitki. Pracowałam wtedy w Instytucie Matematyki Akademii Nauk. W nocy zadzwonili znajomi z Instytutu Fizyki Jądrowej. Oni też byli na nocce i zobaczyli, że czujniki pokazują znaczne przekroczenie normy promieniowania. Przy czym w budynku ich reaktora badawczego odczyty były w normie, a wzrost radiacji notowały czujniki na zewnątrz. 

Nad ranem zadzwonili stamtąd jeszcze bardziej przerażeni i powiedzieli, że odczyty wzrosły jeszcze bardziej. Jak na złość był weekend. Ale sytuacja była niestandardowa i mimo wszystko zadzwonili do kierownictwa. Niespodziewanie do laboratorium przyszedł też nasz dyrektor. Powiedział, że “ptaszki ćwierkają” o wybuchu reaktora w Czarnobylu na Ukrainie. Informacji miał bardzo mało i do tego niedokładne. Wybuchnąć miała nie cała elektrownia, a tylko jeden blok. Wiatr wiał w naszą stronę. Dyrektor powiedział, że do Mińska stamtąd jest tylko jakieś 300 kilometrów, a dla takiej awarii to nic. Tak, jakbyśmy byli w strefie rażenia po wybuchu bomby jądrowej. Powiedziałam mu od razu o telefonach z atomistyki. Polecił nam podjąć środki bezpieczeństwa: jak najmniej przebywać na dworze, przemieszczać się tylko w razie konieczności i najlepiej trolejbusem, nie suszyć ubrań na balkonie, zamknąć okna. Jedna z pracownic stwierdziła wtedy: “Przecież w telewizorze powiedzą, co robić”. On na to uśmiechnął się gorzko i odparł: “Tak, z pewnością. Ale zanim powiedzą, postarajcie się sami maksymalnie zabezpieczyć”. Od razu przypomniała mi się wtedy mamy delegacja na Daleki Wschód. Powiedzą, na pewno…

Następnego dnia w Minutce, barze w centrum Mińska, wszyscy już głośno omawiali sytuację. Mówili, kto co słyszał, komu co nieoficjalnie przekazano. Czytałam wcześniej dziennik japońskiej dziewczynki, która przeżyła bombardowanie jądrowe. Bardzo mi to przypominało tą sytuację, bo ludzie nie wiedzieli, jak prawidłowo się zachowywać i niczego nie mogli się dowiedzieć. Tylko o ile w czasie wojny było to jeszcze zrozumiałem, to dlaczego teraz telewizyjne wiadomości były o trwającej kampanii siewnej, a dosłownie kilka sekund poświęcono temu, że sytuacji w Czarnobylu jest pod kontrolą i pożar jest gaszony? Ktoś w barze zapytał: “To co takiego tam płonie, że nie mogą do tej pory ugasić?” Zrobiło się cicho. Pewien aktor z Teatru Kupałowskiego powiedział: “Chyba jest bardzo źle. Nie po prostu kiepsko. Ktoś mi powiedział, że tak może płonąć przez miesiące i lata”.

W następnych dniach dowiedzieliśmy się o karawanach autobusów z wsi położonych najbliżej epicentrum katastrofy. Komisje poborowe zaczęły wysyłać do likwidacji rezerwistów po czterdziestce. Najwyraźniej założono, że w tym wieku już nie będą chcieli mieć dzieci. Do strefy czarnobylskiej zaczęto też wysyłać robotników z Mińskiej Fabryki Samochodów. Zwozili ciężarówkami skażoną glebę do wykopu, a sami mieszkali w namiotach. Dobrze im za to płacono, plus dniówki. Robotnicy byli zadowoleni, dopóki nie przyjechała do nich komisja w skafandrach przypominających kosmiczne. Wszyscy zrozumieli, że żaden człowiek sowiecki by tego w upał nie założył, nawet jeśli przepisy tak nakazywały. Na coś takiego zgodzi się tylko ten, który dobrze wie, że inaczej przebywać tam nie można. 

Potem wiadomości zrobiły się jeszcze straszniejsze. Dowiedzieliśmy się, że Ministerstwo Zdrowia poleciło przymusowo usuwać ciąże. Można tylko zgadywać, jakie tragedie miały miejsce w wytypowanych rodzinach. Szokowały nawet urywkowe informacje od znajomych. A potem przyszło kolejne rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia: sprawdzić stan tarczycy dzieci z obwodów homelskiego i mohylewskiego. Wyniki były alarmujące. Stało się jasne, że to dopiero początek nieszczęść w tych regionach. Dzieci zaczęły wymieniać się jakimiś balonikami, które znajdowały na polach, drogach i własnych ogródkach. Potem pojawiły się plotki, że za pomocą tych baloników władze starały się “posadzić” radioaktywny obłok na terenie Białorusi, by nie dotarł nad Moskwę. Ale oczywiście nikt żadnych oficjalnych wyjaśnień nie udzielił. 

O pochodzie pierwszomajowym nie muszę nawet wspominać. Chyba tylko po to, by przypomnieć, że ludzie wiedzieli o tym, że nomenklatura wysłała swoje rodziny w bezpieczne rejony ZSRR. Cały świat był wtedy gotów przyjść poszkodowanym z pomocą. I najprawdopodobniej przyszedł, tylko ta pomoc do samych ofiar nie dotarła, lub dotarła w minimalnej ilości. W palarniach, miejscach omawiania wszystkich kwestii lokalnych i międzynarodowych, rozmawialiśmy między innymi o krążeniu pomocy humanitarnej w przyrodzie. Możliwe, że właśnie ta katastrofa stała się przełomowym momentem w świadomości mieszkańców sowieckiej Białorusi.

Dziś, by zrozumieć, czym jest Czarnobyl, wystarczy odwiedzić przepełnione sale białoruskich szpitali onkologicznych. Z Mińska można się wybrać do centrum leczenia nowotworów w Borowlanach, by zobaczyć całe kolumny wchodzących i wychodzących – ludzi bez włosów, brwi, rzęs. Dziś cały naród stał się zakładnikiem. Kto w ogóle podejmie ten temat w czasie, gdy Białoruś jest okupowana, więzienia przepełnione i jeszcze trwa wojna?

Przed wojną białoruska opozycja upamiętniała ofiary awarii w Czarnobylu i zakłamania władz podczas Czarnobylskiego Szlaku. Pochód ruszał z miejsca symbolicznego – sprzed kina Październik. Bo to w październiku zaczęła się ta straszna katastrofa XX wieku, która doprowadziła do śmierci milionów ludzi. Na lewo od kina znajduje się Prezydium Białoruskiej Akademii Nauk, z którego pozbyto się naukowców chcących powiedzieć prawdę o następstwach Czarnobyla. Na prawo szpital onkologiczny, w którym nie zatrzymuje się taśmociąg operacji. Jednak dziś czarnobylski dzwon będzie milczeć, a zniczy nikt nie zapali. To nie oznacza jednak, że Białorusini się z tym pogodzili. Z Czarnobylem nie można się pogodzić, bo w naszym kraju nie ma chyba ani jednej rodziny, której by nie dotknął.

Foto
“Ojciec rozumiał tragedię małego człowieka”. Syn słynnego fotografa o zdjęciach ojca z Czarnobyla
2023.04.26 09:30

Lubou Łuniowa dla belsat.eu

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności