Rosja przestaje być głównym zagrożeniem dla Zachodu?

Stałym elementem corocznego raportu Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa jest wskaźnik postrzegania globalnych zagrożeń na podstawie badań socjologicznych w różnych krajach świata. I właśnie po tym indeksie najlepiej widać, jak bardzo w porównaniu z poprzednimi latami, zwłaszcza rokiem 2022, zmienił się stosunek Zachodu do rosyjskiego zagrożenia. Czy Kreml naprawdę przestaje być głównym zagrożeniem dla Zachodu? 

Niestety tak wygląda jeden z wniosków zaprezentowanego w poniedziałek przez Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa (MSC)  corocznego raportu na temat światowych zagrożeń. Dokument ten tradycyjnie poprzedza największe na świecie forum bezpieczeństwa, które w tym roku odbędzie się w dniach 16-18 lutego. Początki konferencji sięgają 1963 roku, natomiast jednym z najlepiej zapamiętanych stało się spotkanie w roku 2007.

Władimir Putin wygłosił wówczas słynne przemówienie, przez część ekspertów uznane za jeden z przełomowych momentów światowej polityki początku XXI. Rosyjski prezydent w agresywnym tonie oznajmił, że świat nie może dalej być jednobiegunowy, że polityka zagraniczna USA przekroczyła już granice we wszystkich obszarach, a NATO złamało dane jakoby w 1991 roku Rosji gwarancje nieprzyjmowania nowych członków, w związku z czym Moskwa zaczyna prowadzić własną, niezależną politykę. Pierwszym jej znakiem było zaatakowanie niecałe 10 miesięcy później, w sierpniu 2008 roku Gruzji, w 2014 roku mieliśmy Krym i Donbas, a na koniec 24 lutego 2022 atak na Ukrainę i początek wciąż trwającej pełnowymiarowej wojny.

Czy w takim razie można twierdzić, że Kreml naprawdę przestaje być głównym zagrożeniem? Autorzy raportu, zatytułowanego zresztą dosyć pesymistycznie „Lose-Lose?”(w swobodnym tłumaczeniu „Czy wszyscy przegrywają?”) wpisali na listę światowych kryzysów także konflikt na Bliskim Wschodzie oraz ewentualną „eskalację przemocy w regionie Indo-Pacyfiku”. Kolejną niepokojącą, ich zdaniem, rzeczą jest amerykańska kampania przed listopadowymi wyborami prezydenckimi, która po pierwsze już wpływa na międzynarodową sytuację, a po drugie może zakończyć się wygraną Donalda Trumpa, co z kolei staje się poważnym sprawdzianem sił dla Unii Europejskiej.

Wiadomości
Orban: Ukraina powinna stać się strefą buforową pomiędzy Rosją a Zachodem
2024.02.12 12:22

Stałym elementem corocznego raportu jest Monachium Security Index, czyli wskaźnik postrzegania globalnych zagrożeń na podstawie badań socjologicznych w różnych krajach świata. I właśnie po tym indeksie najlepiej widać, jak bardzo w porównaniu z poprzednimi latami, zwłaszcza rokiem 2022, zmienił się stosunek Zachodu do rosyjskiego zagrożenia. Zmiana szczególnie widoczna jest w Niemczech. Rosja jako zagrożenie zajęła tam dopiero 7 miejsce. Niemcy najbardziej boją się: „masowej migracji w wyniku wojen i zmian klimatycznych”, „radykalnego, islamskiego terroryzmu” oraz „ataków cybernetycznych”. Podobnie wygląda sytuacja we Francji, a we Włoszech zagrożenie ze strony Rosji trafiło dopiero na 12. pozycję. W tej sytuacji nie najgorzej wypadają Stany Zjednoczone. Tutaj strach przed Rosją znalazł się na czwartym miejscu, za Chinami (trójka) „polaryzacją społeczeństwa” (dwójka) i „cyberatakami” (jedynka).

Wyjątkami  okazały się dwa państwa: Wielka Brytania i Japonia nadal uważają Rosję za największe zagrożenie, z czym na pewno zgadzają się Polacy i pozostałe kraje Europy Środkowo-Północno-Wschodniej, nieujęte w Indeksie. Oczywiście zupełnie inaczej oceniają Rosję Chiny, Indie czy RPA, dla których Moskwa pozostaje sojusznikiem, a nie groźbą.

Niestety indeks monachijski zwraca uwagę na bardzo niebezpieczną tendencję, czyli pojawiające się „zmęczenie wojną”. I tak np. wśród państw grupy G7 „spada społeczne poparcie dla dalszej pomocy Ukrainie, dostarczania jej ciężkiej broni czy dalszego wprowadzania antyrosyjskich sankcji”. Tymczasem, jak stwierdzają autorzy raportu, nawet dotychczasowy poziom pomocy nie wystarczy, aby Ukraińcom zapewnić zwycięstwo. Stąd apel do przywódców USA i Unii, by przeciwdziałali „zmęczeniu wojną” i „pomogli Kijowowi zwyciężyć”. Oby odniósł skutek.

Komentarze
Zachód sam generuje „zmęczenie” Ukrainą
2023.12.17 11:07

Na trzy tygodnie przed tegoroczną konferencją wieloletni były szef MSC Wolfgang Ischinger na łamach tygodnika Handelsblatt stwierdził, że „ryzyko geopolityczne rośnie z zapierającą dech w piersi prędkością, a bierność UE nie ma sobie równych pod względem zaniedbań”. Na pierwszym miejscu zagrożeń Ischinger wymienia wojnę na Ukrainie, dodając jednak, że sytuację skutecznie zaogniają inne punkty zapalne – Bliski Wschód  i atakujące statki na Morzu Czerwonym jemeńscy rebelianci Huti, Tajwan oraz Korea Północna.

Myślę, że na Kremlu raport tegorocznej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa przyjęto z zadowoleniem. Rosyjskie władze, jeszcze rok temu dosyć niepewne co będzie dalej, najwyraźniej odzyskują dobre samopoczucie i przechodzą do ofensywy, nie tylko na ukraińskim froncie. Widać to było po niedawnym wywiadzie, a raczej występie Władimira Putina przed słuchającym go posłusznie Carlsonem Tuckerem, z niemądrym uśmiechem łykającym horrendalne kłamstwa rosyjskiego przywódcy. Podobnie pewnie łykną je amerykańscy widzowie tuckerowej platformy. Oczywiście trudno sobie wyobrazić, żeby zechcieli męczyć się 2 godziny, ale przecież pojawią się, jeżeli już się nie pojawiły krótsze, smaczne kawałki, przekonujące, że w interesie USA nie leży wchodzenie w jakąś europejską awanturę i że najlepiej dogadywać się z Rosją.

A o tym, na jakich by to mogło być zasadach, przypomniał na swojej corocznej konferencji prasowej szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow. Porównał Ukrainę do Afganistanu i oskarżył Zachód, że doprowadził do konfliktu, nie chcąc słuchać obaw Rosji. Według ekspertów w ten sposób rosyjski minister nawiązał do przedstawionych USA w grudniu 2021 roku projektów porozumień w sprawie tzw. gwarancji bezpieczeństwa.

Wiadomości
Ławrow: Rosja i Białoruś będą ramię w ramię bronić się przed NATO
2024.01.19 08:27

Przypomnijmy, że Moskwa żądała m.in. rozbrojenia Ukrainy, wycofania  wojsk sojuszniczych rozmieszczonych na terytoriach nowych (przyjętych po maju 1997 roku) państw członkowskich NATO, nierozszerzania NATO, zwłaszcza na wschód, oraz powstrzymania się od działań, uznawanych przez Rosję za szkodliwe dla jej bezpieczeństwa. Warunki te zostały odrzucone, a dwa miesiące później Putin zaatakował Ukrainę. Zmuszenie w tej chwili Kijowa do kompromisowych negocjacji z Rosją skończyłoby się pewnie podobnie. Nie za dwa miesiące, ale za kilka lat, kto wie? No i tym razem już nie na Ukrainie.

W zasadzie wszyscy eksperci są zgodni, że jedynym sposobem przeciwdziałania rosyjskiej agresji jest nie tylko dozbrajanie Ukrainy, ale także odbudowanie, jak stwierdził słusznie Ischinger, „zapierających dech w piersiach” zaniedbań obronnych części unijnych państw.

W Brukseli, Berlinie i jeszcze kilku stolicach z oburzeniem przyjęto zapowiedź Donalda Trumpa, że jako przywódca decydującego członka NATO, nie będzie bronił krajów, które nie spełniają wymogu przeznaczania 2 procent PKB na obronę. Eleganckie to pewnie nie było, ale faktem jest, że Berlin od lat obiecuje, ale jakoś ciągle nie może przekroczyć magicznych 1,3 procent na obronę. Być może oświadczenie Trumpa w połączeniu z rosyjskim zagrożeniem w końcu zadziała. Mimo zniechęcających wyników Monachium Security Index.

Wiadomości
Trump grozi, że nie będzie chronił przed Rosją krajów NATO „zalegających z płatnościami”
2024.02.11 10:21

Maria Przełomiec dla belsat.eu

Inne teksty autorki w Dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności