Odbierając emigrantom prawo do przedłużenia paszportu, junta kontynuuje utrudnianie życia obywatelom Białorusi, którzy trzy lata temu (a wielu znacznie wcześniej) ośmielili się podnieść głowę i wystąpić przeciwko tyranii oraz przemocy. A potem, ratując się przed nawałą srogich represji, byli zmuszeni uciekać z kraju – pisze Aleksy Dzikawicki, wicedyrektor Biełsatu.
Cóż, to naturalny ruch mściwego człowieczka, który uważa się za pomazańca bożego i nie umie wybaczyć tym, którzy mają inne zdanie. Wypchnął pół miliona ludzi z kraju, a tysiące innych zamknął za kratami, gdzie są katowani i zabijani. Prowadzi totalną rusyfikację, jakiej nie było nawet za Sowietów. Konfiskuje obywatelom majątki. I zrobi wszystko byle utrzymać się przy władzy.
Nie wiem, czy ten mściwy człowieczek myśli o przekazaniu władzy w spadku swoim synom. Ale jeśli tak, to czy zastanawia się też nad tym, jakim państwem (a może już tylko gubernią) mieliby rządzić? Co stanie się z Białorusią po pozbawieniu jej setek tysięcy obdarzonych inicjatywą, wykształconych, pracowitych i przeważnie młodych obywateli?
Od dawna znana jest prawidłowość, że im dłużej emigrant żyje na obczyźnie, tym mniej chętnie wraca do ojczyzny. W niegodziwościach w rodzaju np. uniemożliwienie przedłużenia paszportu za granicą, jeszcze mocniej dyktator odsuwa od Białorusi tych, którzy wyjechali. Brak wyrzuconych z kraju specjalistów na dekady spowolni jego rozwój. Czytałem, że ekonomiści są nawet w stanie obliczyć wpływ takiej abscencji na wzrost PKB wolnej kiedyś Białorusi. Wyniki tych obliczeń nie są optymistyczne.
Ale cóż, niech uciekają, pracują na rzecz innych państw. Junta granic ostatecznie nie zamyka, bo szanuje czasy stalinizmu i kieruje się zasadą “nie ma człowieka, nie ma problemu”. A na wille, pałace i samoloty cara, jego świty i pretorian i tak zarobią ci, którzy jeszcze zostali.
Bardziej antybiałoruski reżim trudno sobie wyobrazić.
Aleksy Dzikawicki dla belsat.eu
