Większość najemników tzw. Grupy Wagnera, którzy po zeszłorocznym buncie jej przywódcy Jewgienija Prigożyna oraz jego śmierci zostali przeniesieni na Białoruś, wyjechała już z tego kraju – ocenia rosyjska niezależna telewizja Nastojaszczeje Wriemia, powołując się na ekspertów.
Po nieudanym buncie Jewgienija Prigożyna w czerwcu 2023 r. na Białoruś miało trafić kilka tysięcy najemników. Dokładne liczby nie są znane, według szacunków chodziło o 5-8 tys. osób. Niedługo później oligarcha zginął w wybuchu na pokładzie samolotu.
Opozycyjny względem reżimu Alaksandra Łukaszenki kanał monitoringowy Biełaruski Hajun, uważany za jedno z najbardziej wiarygodnych źródeł na temat sytuacji na Białorusi, podał w sobotę, że w kraju jest obecnie nie więcej niż 100 wagnerowców.
Pod koniec czerwca ub.r. we wsi Cel w obwodzie mohylewskim Białorusi w ekspresowym tempie powstał obóz polowy dla wagnerowców. Obecnie nie ma tam już ani obozu, ani wagnerowców – pisze Nastojaszczeje Wriemia.
W mediach państwowych zapowiadano, że członkowie tej formacji najemniczej będą „przekazywać doświadczenie” (zdobyte m.in. na wojnie w Ukrainie) i szkolić żołnierzy czy inne struktury siłowe.
Alaksandr Łukaszenka straszył wagnerowcami sąsiadujące z Białorusią kraje bałtyckie i Polskę. Opowiadał m.in., że chcą się oni wybrać na „wycieczkę do Warszawy i Rzeszowa”.
W rzeczywistości – jak podkreślali w rozmowach z PAP analitycy – wagnerowcy byli dla Łukaszenki kłopotem.
– Obecność wagnerowców na Białorusi od początku była problemem dla (…) Łukaszenki i próbuje on ją dyskretnie zdemontować – mówił jesienią ub. roku analityk OSW Kamil Kłysiński.
Już wówczas kanały monitoringowe i eksperci oceniali, że na terytorium Białorusi pozostało nie więcej niż tysiąc członków Grupy Wagnera.
Rosyjski portal przytacza ocenę Uładzimira Żyhara z białoruskiej organizacji BELPOL, zrzeszającej byłych funkcjonariuszy, który ocenia, że na Białorusi pozostało „nie więcej niż 20 (wagnerowców)” i że zajmują się oni szkoleniem milicji.
– Wagnerowcy nie mają na Białorusi czego szukać. Nikt im tam nie da takich pieniędzy, jakie dostawali w Rosji, dawać nie zamierzał ani nie zamierza. Zostało ich zupełnie niewielu, kilkadziesiąt osób, które zapewne nie mają dokąd pojechać – ocenił politolog Waler Karbalewicz.
Biełaruski Hajun pisze w sobotę, że najemnicy Wagnera w dalszym ciągu pracują z żołnierzami białoruskich wojsk wewnętrznych (MSW) i armii, choć „nie jest to potwierdzane publicznie”. Podaje również przykłady zajęć prowadzonych przez najemników w kwietniu na poligonach Obóz-Lesnowski i Osipowicze.
pj/belsat.eu wg PAP