Urzędujący od 26 lat przywódca Białorusi stwierdził, że pod jego kandydaturą w wyborach prezydenckich podpisało się już półtora miliona osób.
Alaksandr Łukaszenka złożył dziś gospodarską wizytę w Połocku. Przemawiając przed zgromadzonymi i kamerą państwowej telewizji Biełaruś 1 powiedział:
– Kiedyś, spotykając się z szefem swojego komitetu wyborczego, poprosiłem o kontynuowanie zbiórki podpisów. Chociaż mam ich już półtora miliona. Dziękuję ludziom, którzy mnie poparli – podkreślił prezydent.
Biorąc pod uwagę, że 1 listopada 2019 roku na Białorusi było 6 880 605 wyborców, to pod kandydaturą urzędującego prezydenta podpisało się 21 proc. uprawnionych do głosowania.
“Kandydat nr 1” stwierdził dziś, że zbiórka podpisów trwa dalej, bo władze otrzymują w ten sposób “olbrzymią masę informacji z dołu”. Do podpisania się pod kandydaturą Łukaszenki są nakłaniani pracownicy państwowych zakładów pracy i mieszkańcy państwowych mieszkań, do których przychodzi administracja osiedli. Mowa więc o większości Białorusinów.
By umożliwić udział w wyborach opozycji, od tygodni na zbiórkach podpisów w centrach miast gromadzą się tysiące ludzi. To największy taki ruch sprzeciwu od 2010 roku, gdy protesty wyborcze zostały krwawo rozpędzone. Władze rozpoczęły już nową falę represji – do aresztów trafiło kilku potencjalnych kandydatów i parudziesięciu ich zwolenników. Siedem osób zostało uznanych za więźniów politycznych.
Do startu w wyborach prezydenckich na Białorusi kandydat potrzebuje 100 tysięcy podpisów poparcia. Były prezes Biełhazprambanku Wiktar Babaryka zebral ich już prawie 400 tysięcy, ale niedługo może trafić do aresztu. Służby “znalazły dowody” na przekręty podatkowe, do których miał dopuścić.
Po 100 tysięcy podpisów zebrali także Waleryj Capkała, Natalla Kisiel i Hanna Kanapackaja. Wśród liderów zbiórki jest też Swiatłana Cichanouskaja, ubiegająca się o prezydenturę w zastępstwie swojego aresztowanego męża Siarhieja Cichanouskiego.
mh,pj/belsat.eu
