„Z naszej księżniczki Rognedy zrobili płaczliwą dziewczynkę". Białoruski historyk o filmie „Wiking”


[vc_row][vc_column][vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=9PNpmZz-QvE”][vc_column_text]Rosyjski film „Wiking”, którego premiera miała miejsce 29 grudnia, komentuje historyk-mediewista Siarhiej Jemielianau.

Z nordyckiej księżniczki, która dobrze znała swój status społeczny, swoją pozycję, swoje obowiązki, zrobili płaczliwą dziewczynkę, która pójdzie wszędzie za kimkolwiek, kto ją prowadzi. Jednocześnie według fabuły jej losami sterują różni ludzie. Nie mówię już o tym, że Rogneda była chrześcijanką jeszcze przed pokazanymi w filmie wydarzeniami.

Twórcy w ogóle nie zwrócili uwagi na stan współczesnej wiedzy na ten temat: do dziś istniało około dziesiątki różnych wersji tych wydarzeń, a reżyser wymyślił sobie jedenastą, która dodatkowo nie jest poparta żadnymi faktami historycznymi.

Tym, co najbardziej kuje w oczy jest fakt, że wszyscy zostali w filmie pokazani jako poganie, chociaż kniaziowie i drużynnicy, szczególnie Waregowie, którzy służyli przy dworze w Konstantynopolu, byli już w tym czasie chrześcijanami.

Epizodu z idolem boga Światosława komentować nie będę: szkoda na to słów. Nie rozumiem, o czym myśleli reżyser i scenarzysta tworząc tą scenę.

O wszystkich tych wydarzeniach opowiada lietopis, ruska kronika. Ale materiał jest maleńki. To opowieść, właściwie bajka.

Kręcąc film o wczesnym średniowieczu, reżyser powinien wziąć te dane, jakie są i wymyślić coś swojego. A w tym przypadku wydaje mi się, że reżyser wziął istniejące fakty historyczne i zamienił je na swoje własne wymysły. Łącznie z tym, co dotyczy religii – i chrześcijaństwa i pogaństwa.

Rogneda została pokazana jako poganka, choć współcześnie naukowcy, w tym też i ja, uważają, że przedstawiciele elit w tym czasie byli albo zaznajomieni z chrześcijaństwem, albo sami byli chrześcijanami.[/vc_column_text][vc_single_image image=”415451″ img_size=”large” add_caption=”yes” alignment=”center”][vc_column_text]Rogneda w filmie „Wiking” w wykonaniu białoruskiej aktorki Alaksandry Borcicz

 

Jeśli mówimy o kreacji filmowych bohaterów i kostiumologii, to wydaje się, że reżyser mocno wzorował się na kanadyjskim serialu „Wikingowie”. Wygląd Rognedy i Greczynki, żony Jaropełka, której nadano imię Irina, upodabnia je do dwóch głównych bohaterek serialu.

Nieprzyjemnie kuło to w oczy w trailerach, i niestety potwierdziło się podczas projekcji filmu.

Do historii Władimira rosyjskie kino zwraca sie nie po raz pierwszy – niedawno na przykład powstał o nim film animowany. (W ogóle, w ciągu ostatnich dziesięciu lat w Rosji nakręcono szereg filmów historycznych różnej jakości osadzonych w średniowieczu – od śmieci do całkiem dobrych dzieł. Można wymienić tu filmy o Jarosławie Mądrym i Aleksandrze Newskim). Wydaje mi się, że w tym czasienaprodukowano mnóstwo osobliwego materiału: długi czas robiono filmy niskiej jakości, a teraz przeszli do bardzo kosztownych produkcji, dopracowanych z technicznego punktu widzenia (ale bardzo niedorobionych jeśli chodzi o omówienie tematu).

Jak każdy inny naród, Rosjanie szukają oparcia w historii i postaciach historycznych, ale próbują traktować je w jakiś swój specyficzny sposób. Główne przesłanie dwu i półgodzinnego filmu streszczone zostało w ostatnich dwudziestu minutach – to przesłanie przyjęcia przez Ruś chrześcijaństwa. Nawet jeśli porównać „Wikinga” z animacją o Władimirze, to tam przynajmniej idea walki „dobrego” chrześcijaństwa ze „złym” pogaństwem rozciągnięta zastała na cała kreskówkę i pokazywana jest dzieciom jako coś sensownego.

W „Wikingu” „coś się dzieje”: jest akcja, pożoga – taki średniowieczny „Stalingrad” Bondarczuka, którą kończy propaganda chrześcijaństwa. Wszystko to wygląda jak sztucznie ze sobą zszyte niepasujące kawałki.

Wydaje mi się, że gdyby po prostu wzięli książkę i zekranizowali starą powieść „Upadek Chersonezu” Antonina Ładyńskiego, poświęconą tym wydarzeniom, wszystko wyglądałoby bardziej konsekwentnie.

To wszystko może okazać się bardzo smutnym. Jako wykładowca, mogę powiedzieć, że poziom wiedzy historycznej naszej młodzież jest i tak bardzo niski, a jeśli oni zobaczą jeszcze taki ładny obrazek… Jedyna nadzieja w tym, że będą oglądać akcję, a nie śledzić linie fabularną. Sądzę, że brakuje u nas póki co, na szczęście, wykładowców, którzy by usprawiedliwiali taki niedorzeczny sposób prezentowania historii. Najważniejsze, żeby na takim filmie nie zaczęto opierać wykładów akademickich, jak to było z „1612”.

Chciałbym się doczekać chwili, gdy na Białorusi zaczną kręcić normalne kino, żebyśmy nie musieli chodzić na rosyjskie filmy. Wydaje mi się, że w Rosji dobrego filmu Jerzego Hoffmana „Bitwa Warszawska” nie pokazywano, tak jak nie pokazywano „Katynia” Wajdy. Jest to polskie spojrzenie na historię, który w Rosji jest nie do przyjęcia. Dziwne byłoby pokazywanie filmu, w który bolszewicy są pokonywani pod Warszawą.

Dlaczego my, Białorusini, pozwalamy sobie na oglądanie filmów, w których pokazują, jak gwałcą naszą księżniczkę? Do Rosjan nie mam pytań: niech kręcą i pokazują. Ale pytam się naszych filmowców: dlaczego do dziś nie kręci się dobrych białoruskich filmów?

Rosyjski „Wiking” pokazuje, że tam nauczyli się już robić kino na takim samym poziomie co na Zachodzie.

Z Siarhiej Jemielianowem rozmawiała Alaksandra Dorskaja

 

Trailer filmu „Wiking”

DD, NM, PJr, belsat.eu

Aktualności