Ofiary „szwadronu śmierci”. Czy pamiętamy o nich?


Pytania, które niegdyś co miesiąc rozbrzmiewały na ulicach białoruskich miast: „Gdzie Hanczar? Gdzie Krasouski?”, teraz rozlegają się coraz słabiej. Na tegoroczną akcję upamiętniającą zaginionych, przed mińskim domem handlowym GUM zebrało się 5 osób.

Mija równo 16 lat bez Wiktara Hanczara i Anatola Krasouskiego. Pytanie, co się z nimi stało – podobnie jak z Juryjem Zacharanką i Dźmitryjem Zawadskim – do dziś pozostaje bez odpowiedzi. Dlatego, mimo wszystko będzie zadawane nadal, jak podczas pikiety Zjednoczonej Partii Obywatelskiej w centrum Mińska.

Hanczar był w ekipie Aleksandra Łukaszenki jeszcze podczas pierwszych wyborów prezydenckich, ale wkrótce przeszedł do opozycji. Znikł w 1999 roku na ulicy Fabrycznej, razem ze swoim znajomym – biznesmenem Anatolem Krasouskim. Oficjalnych wyników śledztwa nie ma do dziś. Jest za to wersja nieoficjalna, że za zniknięciami i likwidacją polityków stoi prezydent i jego otoczenie.

Hanczar był jednym z najwybitniejszych polityków lat 90. Po odejściu od Łukaszenki został przewodniczącym Centralnej Komisji Wyborczej. Bezprawnie usunięto go z tego stanowiska, które zajęła sprawujące je do dziś Lidzija Jarmoszyna.

Poszlak i faktów w sprawie zaginionych jest wiele – mówią obrońcy praw człowieka. Znane jest nawet prawdopodobne miejsce pochówku. To specjalnie wydzielony fragment Cmentarza Południowego w Mińsku.

Społeczność demokratyczna uważa, że ludzi tych zamordował tzw. „szwadron śmierci”, w którego skład wchodzili ówcześni funkcjonarousze służb specjalnych. Jako o wykonawcy porwań i zabójstw mówi się o Dźmitryju Pawuliczence, byłym dowódcy jednostki nr 3214 specnazu MSW.

16 lat milczenia przyniosły efekt. O zaginionych pamięta coraz mniej osób, których pytaliśmy o to na ulicach Mińska.

AN, „Biełsat”.

Aktualności