Nieznany 22 czerwca: jak Białoruś żegnała się z władzą radziecką w 1941 r.


Niemal każdy sowiecki i post-sowiecki film o początkach wojny niemiecko-radzieckiej w pierwszych minutach pokazuje kadry ze „spokojnego życia ludu sowieckiego”, nagle zrujnowanego bombardowaniami, płonącymi domami i innymi tragediami związanymi z nazistowskim terrorem.

Kobiety i dzieci czule żegnają się ze swoimi mężczyznami wyruszającymi na front, dołączając potem do tysięcy uciekinierów, uciekających na wschód.

Co ciekawe, w takich filmach widz ogląda wojnę nie z punktu widzenia Białorusinów, lecz przez pryzmat doświadczeń radzieckich urzędników, oficerów i ich rodzin, którzy nie mieli prawie nic wspólnego z lokalną ludnością. Co więcej, wielu mieszkańców Zachodniej Białorusi w najlepszym przypadku traktowało nową władzę jako obcych, a w najgorszym – jako śmiertelnych wrogów.

Jak owo wydarzenie przeżywali ówcześni Białorusini, co myśleli i jak reagowali? Spójrzmy na niemieckie i radzieckie dokumenty, przejdźmy wzdłuż ówczesnej granicy Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.

 

 

„Rok czterdziesty pierwszy, początek czerwca, wszyscy jeszcze żywi, wszyscy jeszcze żywi, wszyscy, wszyscy, wszyscy!” – śpiewa od wielu lat w poruszającej piosence „Przedwojenny Walc” Josif Kobzon, który w ostatnich latach uzupełnił swój repertuar proputinowską propagandą.

Dziś już wiemy, że „spokojne niebo nad Twierdzą Brzeską”, a także nad wszystkimi innymi miastami Białorusi, zasnuł dym z pociągów wywożących tysiące Białorusinów, ich żon i dzieci do Gułagu, nawet na kilka godzin przed początkiem wojny.

Komunistyczny terror, który tak głęboko okaleczył Wschodnią Białoruś w latach 20. i 30., przyszedł na Zachodnią Białoruś w 1939 r. i od razu zaczął unicestwiać tysiące istnień ludzkich.

 

[vc_single_image image=”3″ img_size=”large”]

Tylko w lutym 1940 r. komuniści wysłali ponad 50 tysięcy osób do Gułagu. Do nadejścia wiosny zginęło 11,5 tysiąca z nich, przede wszytskim starcy i dzieci.

Białorusini jednak nie byli głupi i nie byli też masochistami, dlatego też przy najbliższej okazji wielu z nich chciało pokazać swój stosunek do czerwonych przybyszy: chwycili za broń i poszli walczyć.

„Wrogie elementy […] wyzwoliły z więzień ponad 3 tys. aresztowanych, z okien zaczęto strzelać do oddziałów i tyłów naszego wojska, które przechodziło [przez miasto], używając przy tym broni byłego Wojska Polskiego oraz tej porzuconej przez naszą armię” – pisał już 13 lipca naczelnik oddziału trzeciego (kontrwywiad) 10. armii radzieckiej pułkownik komisarz Łoś w swoim sprawozdaniu z wydarzeń w Białymstoku.

Wiadomość o wojnie i panika wśród radzieckiego aparatu faktycznie doprowadziły do powstania w mieście. Ludzie rzucili się, by wyciągnąć swoich krewnych i przyjaciół z więzień. Przybysze zresztą i tak wiedzieli, co o nich myślą Białorusini i dlatego:

„W nocy z 22 na 23 czerwca haniebnie uciekło całe partyjne i sowieckie kierownictwo obwodu białostockiego. Uciekli także wszyscy współpracownicy organów NKWD I NKGB wraz z naczelnikami. Podobna sytuacja miała miejsce we wszystkich rejonowych i miejskich organizacjach” – pisze komiszarz Łoś.

Niemcy zajęli Białystok dopiero 25-26 czerwca. Białystok, który w 1944 r. Stalin oddał socjalistycznej Polsce. Ale może na terenach, które dziś są częścią Białorusi, było inaczej?

Brześć Niemcy zaatakowali 22 czerwca w okolicach 8.30, ale następnego dnia nadal nie kontrolowali całego miasta, nie było to zbyt ważne dla ich taktyki błyskawicznego ataku. Ale może lokalna społeczność „jak jeden mąż” pobiegła zapisać się do Armii Czerwonej?

O wydarzeniach w mieście w prawie telegraficznym stylu pisze Rostisław Alijew, jeden z najbardziej znanych badaczy historii walk o zdobycie twierdzy brzeskiej i samego miasta:

„8.30…wysłali już drugi samochód z rodzinami [żołnierzy i urzędników radzieckich], jednak strach o ich los tylko wzrastał – widać było, jak jacyś ludzie, stojący w oknach domów, strzelali w kierunku kolumny z pistoletów i karabinów maszynowych. Zewsząd dochodzą wiadomości, z których aż czuć strach. W mieście zaczyna się chaos – nieznani sprawcy strzelają ze strychów i balkonów. Bandy próbują napaść na tych, którzy wyjeżdżają z miasta. Nie kierują się tylko wartościami, ale też nadzieją na spotkanie znienawidzonych przez siebie ludzi.”

 

[vc_single_image image=”5″ img_size=”large”]

Znaleźć się w rękach miejscowych mścicieli było czymś strasznym dla komunistów, czasem woleli się więc poddać Niemcom. Przewodniczącego brzeskiego miejskiego Komitetu Wykonawczego Sołowiowa mieszkańcy powiesili na ulicy w pierwszy dzień wojny.

Jednocześnie niemieckie siły okupacyjne zaobserwowały zupełnie inne zachowanie mieszkańców w stosunku do siebie: „ludność jest spokojna.”

Podobnie jak w Białymstoku, ludzie pobiegli do więzienia, by uwolnić aresztowanych. Wśród nich znalazł się pewien młody ksiądz, przyszły kardynał Kazimierz Swiątek.

Takich uwolnionych w pierwsze dni wojny były dziesiątki tysięcy, ale ich głosy utonęły na dziesięciolecia w otchłani hałaśliwej sowieckiej propagandy.

„Zbombardowali obok więzienia całą dzielnicę,

I ja poszedłem w świat rozkuty

Jako radość dla siebie wojnę przywitałem,

Wierszami swoimi, najliryczniejszym salutem.”

Ten wiersz, zupełnie nieprawdopodobny dla wychowanego na sowieckiej propagandzie radzieckiego człowieka, napisał Majsiej Siadniou w 1941 r. W latach 1936-1940 był na Kołymie, a w 1941 r. znów znalazł się w więzieniu NKWD.

A tak sytuację niedaleko Grodna opisuje radziecki kursant:

„Nie pozwalano nam nigdy iść gdziekolwiek samemu lub bez broni…w pierwszej brygadzie naszego batalionu straciliśmy raz kontakt z dwoma żołnierzami. Po kilku dniach znaleźliśmy jednego przybitego do ziemi bagnetami jego własnego karabinu, drugiego w ogóle nie znaleźliśmy.”

Podobnie jak w Białymstoku, partyjne kierownictwo z Grodzieńszczyzny także uciekło „na długo przed przyjazdem naszych jednostek, przy czym, zamiast wywozić dokumenty służbowe wagi państwowej, zabierali ze sobą rzeczy osobiste.”

Do tej pory mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak radykalne były antysowieckie nastroje w ówczesnej Białorusi. Spójrzmy dalej na wschód, niż Białystok, Brześć i Grodno. Inny oficer wywiadu wojskowego pisał 27 czerwca o tym, że ludność jest często wrogo nastawiona. Na przykład w okolicy miasta Gródek, na wschód od Kobrynia, „miejscowi kułacy” napadli na radziecki pociąg remontowy, jadący z Pińska, który miał naprawić tory uszkodzone podczas bombardowania.   

 

[vc_single_image image=”7″ img_size=”large”]

Na nierozgrabionej jeszcze przez nich Zachodniej Białorusi, „sowietyzatorzy” mieli się czym pożywić. W 1941 musieli uciekać z dobytkiem, lub go ukrywać w nadziei na późniejszy powrót.

„Podczas ewakuacji miasta Słucka samochód z oddziału rejonowego NKWD, w której jechał naczelnik oddziału Mielnikow i jego zastępca Wieczarebin, przyjechał do miasteczka Szyszczyce… Funkcjonariusze NKWD przebrali się w odzież cywilną i pojechali w kierunki Staryja Darohi – Bobrujsk.”

Jednocześnie obaj enkawudziści schowali do teczek jakieś papiery oraz 30 zegarków i złote monety. Wynika to z korespondencji radzieckiego sztabu partyzanckiego – już z 1943 roku.

Nic dziwnego, że Białorusini nie śpieszyli się do walki, aby bronić władzę obcych maruderów.

„Im [chłopom] nic nie wiadomo o utworzeniu oddziałów partyzanckich. Poruszając się przez co najmniej 10 dni po terytorium przeciwnika nie widziałem ani jednego przypadku zniszczenia mienia [w celu niepozostawienia go Niemcom] i nie słyszałem o oddziałach partyzanckich. Były przypadki, kiedy chłopi dzielili pomiędzy siebie mienie należące do sowchozu i państwa” – pisał znajomy już nam komisarz z kontrwywiadu radzieckiej 10. armii, który przedzierał się do swoich na Wschód ok. 3 tygodni.

 

[vc_single_image image=”9″ img_size=”large”]

Poborowi z Zachodniej i Wschodniej Białorusi, którzy trafili jednak do Armii Czerwonej również nie cieszyli się zaufaniem dowódców. Następny meldunek został wysłany do sztabu radzieckiego Frontu Zachodniego z 30. Armii – 30 września 1941 roku.

„27.VIII w 903. pułku strzeleckim z 8. kompanii 3. batalionu, która znajdowała się na pierwszej linii fronu, z posterunku przeszła do Niemców z bronią w ręku grupa czerwonoarmistów w liczbie 5 osób. Wszyscy okazali się Białorusinami, pochodzącymi z obwodu witebskiego; 31.VIII również z bronią przeszło do Niemców 14 zwiadowców… Też wszyscy Białorusini…”

Niemiecka ocena sytuacji niezbyt różniła się od radzieckiej:

„3. Grupa Pancerna [armia]

11 lipca 1941 roku

…Należy podkreślić, że na razie ludność białoruska, tzn. ludność zamieszkała mniej więcej do linii Homel – Kościukowicze – Klimowicze – Gorki – Dubrowna – Witebsk – Haradok, zachowywała się bez zarzutu… To zaufanie ludności cywilnej do niemieckich sił zbrojnych i to uniesienie, z którym tutejsi mieszkańcy odebrali swoje wyzwolenie spod sowieckiego reżimu, nie powinno zostać nadszarpnięte niepoprawnymi lub niewłaściwymi działaniami korpusu osobowego armii lub jednostek znajdujących się pod dowodzeniem armii”.

Czy są tu potrzebne jakiekolwiek komentarze?

Jakkolwiek wydawałoby się to dziwne, wojna dała w 1941 roku nadzieję wielkiej liczbie Białorusinów na nowe życie. Właśnie z tą nadzieją ludzie wychodzili na ulice Białegostoku, Brześcia, Wilejki, Grodna, Mińska i Witebska. Z tą nadzieją przygotowywały się do desantu grupy białoruskich dywersantów – nacjonalistów, którzy w tamtych dniach wylądowali w radzieckim tyle.

Ale siła, która przepędziła komunistów okazała się nie mniej zbrodnicza niż oni sami. Rozpoczęła się nowa tragedia, w której nasz naród walczył ze zbrodniarzami o różnych barwach i cierpiał jednocześnie od komunistycznego i nazistowskiego terroru.

Dopiero po 50 latach Białoruś uzyska prawdziwą wolność.

 

Postscriptum

„Ogromne znaczenie w osiągnięciu zwycięstwa miała jedność moralno-polityczna i duchowa społeczeństwa radzieckiego”.

To nie cytat z jakiegoś plenum KC KPZR z lat 70. Z tymi słowami wystąpił na początku roku 2015 kierownik Białoruskiego Oddziału Regionalnego Akademii Nauk Wojskowych, generał-major zapasu Wiaczesław Szumiłow. Jego słowa z szacunkiem cytowała gazeta białoruskiego wojska „Wo sławu Rodiny”.

Widać tu pewną pożyteczną informację dla dzisiejszych białoruskich oficerów i żołnierzy, bo chyba nie należy wątpić w znajomość historii przez redakcję gazety i generała-majora Szumiłowa. Dlatego miło przeczytać, że ich zdaniem naród białoruski nie był częścią radzieckiego społeczeństwa.

Alaksandr Hiełagajeu, belsat.eu

 
Aktualności