Czy na Antarktydzie żyją Białorusini? Opowieść polarnika


Białoruś tworzy swój program badań polarnych – po dziewięciu ekspedycjach, w tym roku ukończą budowę własnej stacji. Nasza dziennikarka rozmawiała z jednym z pionierów białoruskiego polarnictwa.

Ponad trzydzieści państw świata utrzymuje na Antarktydzie 75 baz polarnych. Wśród nich szybko pojawi się też białoruska. Pierwszy moduł białoruskiej bazy antarktycznej został tam zawieziony w 2014 roku, a w tym roku białoruscy polarnicy przewiozą tam jeszcze cztery.

– To bardzo ważne, mieć ten kawałek, swój punkt na Antarktydzie. Chociaż oficjalnie Antarktyda jest niczyja, ale uważa się, że terytorium w strefie wpływu ekologicznego bazy jest terenem państwa, do którego należy baza. Na przykład, rosyjska stacja Progres stoi 400 metrów od chińskiej bazy. Wiadomo, jest tam linia styku, w teorii granica – to jest nasz kawałek, a to wasz. Dokończymy stację, podniesiemy nad nią białoruską flagę, co będzie oznaczało – to nasz teren, zapraszamy w gości – opowiada Juryj Hihiniak, doktor nauk biologicznych i stały uczestnik białoruskich wypraw polarnych.

Białoruska stacja na Antarktydzie, 2017 rok.
Zdj. nasb.gov.by

Białoruska stacja powstaje we wschodniej części Antarktydy na Ziemi Enderby. Jest nazywana, póki co, Wieczorną Górą, bo znajduje się u podnóża stoku.

– Ale jaka to górka, gdzieś z 300 metrów, jak w Dzierżyńsku – śmieje się Juryj.

Juryj Hihiniak, docent, doktor biologii. Pierwszy raz na Antarktydę pojechał w 1970 roku w ramach radzieckiej ekspedycji. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Tymczasem siedmiu Białorusinów szykuje się do X Białoruskiej Ekspedycji do Antarktyki. Zawiozą materiały budowlane dla powstającej bazy. Powstanie ze specjalnych modułów, które powinny wytrzymać temperatury do -50 stopni. Moduły są niewielkie, bo problem stanowią dostawy. Najpierw trzeba je zawieźć do portu w Petersburgu, skąd prawie półtora miesiąca będą płynąć do Antarktyki, by na miejsce dolecieć śmigłowcem. Takie przedsięwzięcie wymaga naprawdę dużych środków. Przed dostarczeniem modułów, powstają specjalne platformy na nóżkach, by nie zasypało ich śniegiem.

Plac budowy białoruskiej stacji znajduje się 25 kilometrów od rosyjskiej stacji Mołodiożnaja, a w promieniu tysięcy kilometrów nie ma nikogo innego.

W jakich warunkach mieszkają polarnicy na Antarktydzie

Latem temperatura na Antarktydzie nie schodzi poniżej -20 stopni. Najcieplejsze jest południe – do +2 stopni. Zdjęcie z prywatnego archiwum Juryja Hihiniaka.

Na białoruskiej stacji polarnicy jeszcze nie mieszkali – nie ma tam jeszcze pomieszczeń mieszkalnych, a wyłącznie punkt dowodzenia. Do tej pory białoruskie ekspedycje zajmowały niedaleką porzuconą przez Rosjan bazę letnią w formie żelaznych beczek na palach. Rosja pozwoliła Białorusinom ich używać, póki nie wybudują własnej stacji. Mieszkało tam już dziesięć wypraw.

– Warunki normalne. Wszystko ogrzewamy elektrycznie dzięki dieslowskim generatorom. Jeden wielki minus to warunki sanitarne. Toaleta jest tam na dworze. Dlatego lepiej nie zawozić tam kobiet. One, oczywiście, wytrzymają fizycznie, ale gdy raptem rozpęta się zamieć śnieżna, mróz, a toaleta na dworze, to dla kobiet może to być ciężkie – opowiada Juryj Hihiniak.

Organizacja dnia na Antarktydzie jest ścisła. Śniadanie o 8, i wszyscy powinni być za stołem. Pół godziny później wszyscy już pracują. Potem obiad. Juryj mówi, że zawsze starają się brać ze sobą dobrą i zróżnicowaną żywność. Tracą tam wiele sił, a smaczne jedzenie wpływa na nastrój.

– Słońce świeci cały czas, dzień polarny, i dlatego pracujemy po 10-15 godzin. Przy czym praca w swojej dziedzinie zajmuje każdemu około 30 proc. czasu. Reszta do dyżury na kuchni, albo trzeba pomóc zrobić zapasy wody, przeciągnąć jakiś kabel, pojechać na zwiad po lodzie, zatankować elektrownię. Ale tak jest dlatego, że póki co nie wszystko jest zbudowane. Na dużych stacjach zazwyczaj jest swój elektryk, kucharz, a gdy jesteś naukowcem, to przez 90% czasu zajmujesz się swoją nauką – opowiada biolog-polarnik.

Białorusini na Antarktydzie nie mają stałego kontaktu z rodziną. By skorzystać z Internetu, trzeba pójść do Rosjan, ale to daleko, dostęp do sieci jest tam na przydział, a zasięg kaprysi. Wiadomości typu „żyw i zdrów” często trafiają do rodzin polarnika od kierownika ekspedycji.

Czym zajmują się Białorusini?

Zdjęcie z archiwum Juryja Hihiniaka

W tym roku na ekspedycję nie wzięto biologa, chociaż jego praca w Antarktyce jest jedną z podstawowych, zaraz obok różnych badań związanych z fizyką. Poza prowadzeniem własnych badań, biolog powinien też dbać o czystość i minimalizację wpływu stacji na środowisko naturalne wokół niej. Jest to obowiązek wynikający z Konwencji o ochronie zasobów Antarktyki.

– Ale w tym roku położono akcent na budowę stacji. Nauką zajmują się tam tylko fizyk i geolog. Uważam, że to niewłaściwe i nauka jest podczas tej ekspedycji reprezentowana niewystarczająco. Aby ostatecznie uznano nas na poziomie międzynarodowym, trzeba nie tylko zbudować stację, a nawet niekoniecznie trzeba ją budować, ale przede wszystkim publikować badania. W tym roku nie będzie pełnowartościowych badań biologicznych – mówi Juryj Hihiniak. W tym roku miał tam pojechać jako biolog, ale okazało się, że nie ma dla niego miejsca.

Fizycy badają na Antarktydzie ozonosferę, zjawiska naziemne. Biolodzy zaś zachowania zwierząt i roślin, ich genetykę, fizjologię. Juryj Hihiniak mówi, że około połowy gatunków roślin i żywych mikroorganizmów żyjących na Antarktydzie, można również na Białorusi. Bada się, jak przystosowały się do przetrwania w ekstremalnych warunkach. Ale są i takie, które spotkamy tylko na Antarktydzie.

– Są takie maleńkie organizmy, niesporczaki. To po prostu jak przybysze z kosmosu, mogą wytrzymać kosmicznie niskie temperatury. Są glony i organizmy, które zamieszkują wnętrze kamieni. To dość nowy kierunek, więc się nim teraz zajmujemy.

Czy spod wiecznego lodu można wykopać śmiercionośny wirus z przeszłości?

Juryj Hihiniak nie zaprzecza. Bliżej centrum Antarktyki znajduje się jezioro Wostok, gdzie pod trzema kilometrami wiecznego lodu skrywa się ciepła woda. Rosjanie próbują przedrzeć się przez zmarzlinę, by zdobyć próbki.

– Ale nikt nie wie, co można stamtąd wydobyć. Możliwe, jakieś zarazki, których lepiej nie ruszać przez miliony lat. I na odwrót, ingerencja może wprowadzić zarazki do jeziora, od czego wyginie unikalny ekosystem.

Ogólnie, według słów polarnika, wpływ człowieka na środowisko naturalne Antarktydy jest zauważalny. Na przykład, często porzucany jest stary sprzęt, którego wywiezienie byłoby trudne i kosztowne. Zgodnie z Konwencją o ochronie zasobów Antarktyki, wszystkie śmieci powstałe w trakcie ekspedycji powinny być sortowane i wywożone z Antarktydy, ale nie zawsze to wychodzi. A to nie ma miejsca na statku, a to lód nie pozwala mu wystarczająco blisko podpłynąć.

Miłośnicy lądolodu

Polarnicy przelatują śmigłowcem ze statku na ląd Antarktydy. Zdjęcie z archiwum Juryja Hihiniaka

W gabinecie Juryja Hihiniaka wszystkie ściany są obwieszone zdjęciami z Antarktydy – z przyjaciółmi, towarzyszami i pingwinami. Obok siedzi jego córka Iryna, także doktor biologii, pracująca wraz z tatą.

– Oczywiście, boimy się go wypuszczać. Za każdym razem bardzo uważnie zbieramy leki, pakujemy apteczkę. Każdorazowo podpisujemy ręcznie „na głowę”, „na żołądek”. Ale spróbujcie go nie puścić, popatrzcie na niego! – mówi Iryna i uśmiecha się.

Ale Juryj mówi, coraz mniej jest w ludziach romantyzmu związanego z polarnymi podróżami. Dla wielu jest to już tylko praca, możliwość zarobku.

– Przyjechał, pobudował, a wieczorem wziął laptop, poczytał coś czy film obejrzał. Mocno różnią się naukowcy, szczególnie biolodzy. Zawsze gdzieś idą, coś zbierają, oczy im płoną: tu porost, jakieś maleństwo. Bo gdy tam trafisz, zadziwia cię ta przyroda, te rośliny. Odłupać kawałek, przywieźć tutaj i siedzieć nad nim. Cały czas poszukując. To niezwyczajne miejsce na Ziemi, i choć pracujemy tam po 10-15 godzin dziennie, to ciągnie tam znów i znów, za te morza i oceany – opowiadał belsat.eu biolog-polarnik.

Zdjęcie z archiwum Juryja Hihiniaka

Weranika Uładzimirawa, PJr, belsat.eu

Aktualności