Wolha Majorawa prosiła przechodniów na ulicy w Mińsku o podpisanie petycji. W rezultacie trafiła na komisariat, a potem przed sąd, gdzie skazano ją za udział w nielegalnym zgromadzeniu.
Jednoosobowa zbiórka podpisów odbyła się na początku września. Aktywistce organizacji „Jesteśmy w jednym domu” towarzyszył tylko jej pies Baj. Godzinę po rozpoczęciu akcji milicjanci zabrali Majorawą na dzielnicowy komisariat. Tam sporządzili wniosek o ukaranie. Dziś w sądzie dzielnicy Centralny Rajon w Mińsku sędzia Wiktoria Szabunia uznała, że jest ona winna „udziału w nielegalnym zgromadzeniu” i skazała ją na 490 rubli kary (ok. 850 zł).
Organizacja, w której działa Majorawa chce, by białoruski parlament wprowadził zmiany do „Ustawy o obchodzeniu się ze zwierzętami”. Aktywiści domagają się szczególnie zmiany treści art. 137 Kodeksu Cywilnego Białorusi – który obecnie traktuje zwierzę wyłącznie w kategoriach własności.
Zdaniem aktywistki obecnie bezdomne zwierzęta na Białorusi są traktowane jako bioodpady, które można bezkarnie likwidować. I zamiast je np. sterylizować, przeznacza się do odstrzału. Na Białorusi zanotowano przypadki, gdy łowcy bezdomnych zwierząt zabijali na oczach właścicieli domowe psy, które na chwilę opuściły podwórko.
Aktywiści domagają się również, by Białoruś przystąpiła do Europejskiej Konwencji o Ochronie Zwierząt Domowych – która określa zasady polowań i zakres odpowiedzialności właścicieli zwierząt.
Obecnie skazana aktywistka zastanawia się nad zawieszeniem zbierania podpisów w obawie o los wolontariuszy.
– To ludzie niezwiązani z polityką, dla nich trafienie do aresztu to rzecz niewiarygodna – dodaje.
jb/belsat.eu