„Ciągłe oczekiwanie na podstęp i poczucie zagrożenia”. Życie w kolonii karnej nr 15 w Mohylewie


Publikujemy drugą część opowieści byłego więźnia, który przeszedł przez areszty w Bobrujsku i Homlu oraz więzienie śledcze i kolonię karną nr 15 w Mohylewie. W drugim artykule z cyklu Zona.bel nasz rozmówca podzielił się historią o tym, jak wygląda codzienne życie w białoruskich zakładach karnych.

Zdj.: belsat.eu

Trwa „etap”…

Po ogłoszeniu wyroku nasz rozmówca został przeniesiony z aresztu śledczego nr 5 w Bobrujsku do aresztu śledczego nr 3 w Homlu. Etap, czyli droga z jednego miejsca pozbawienia wolności do drugiego, jest czasem nie mniejszym wyzwaniem niż areszt czy kolonia karna. Cały proces trwa dość długo i odbywa się w nieludzkich warunkach.

– Wieźli mnie z Bobrujska do Mohylewa przez Homel. Z aresztu śledczego na dworzec kolejowy samochodem, a tam przesadzili mnie do tzw. stałypinskiego wagonu (wagon do przewozu więźniów – belsat.eu).

Przy wejściu rewizja. Sam wagon wygląda jak zwykły wagon przedziałowy: z jednej strony korytarz, z drugiej rząd przedziałów. Są one jednak oddzielone od korytarza kratami. Przedziały posiadają prycze na trzech poziomach. W jednym przedziale było 24 osoby. Pod ławkami poniżej znajdują się rzeczy osobiste. “Łobuzy” zajmują trzeci poziom.

Historie
Jak dziś wygląda XIX-wieczne więzienie polityczne nad Berezyną. Były więzień o areszcie śledczym w Bobrujsku
2022.02.03 08:15

To była długa droga. Chociaż odległości między Bobrujskiem a Homlem i Homlem a Mohylewem nie są duże, droga zajmowała 6-7 godzin. Czasami bez możliwości skorzystania z toalety. Nie było też mowy o jedzeniu, ale można było poprosić o wrzątek, który czasami był podawany przez „konduktorki” w mundurach OMON-u.

Wycieczka do więzienia w Mohylewie zorganizowana dla białoruskich parlamentarzystów i działaczy kultury. Październik 2016 r.
Zdj.: MSW Białorusi

Więzienie nr 4 w Mohylewie: więźniów witają „maski”

W celi „tranzytowej” homelskiego aresztu nr 4 nasz rozmówca spędził dwa tygodnie. Następnie został przeniesiony do aresztu śledczego nr 4 w Mohylewie, który funkcjonuje od 29 maja 1979 roku. Dziś oficjalna nazwa aresztu to Więzienie nr 4 Wydziału Więziennictwa MSW Obwodu Mohylewskiego. Areszt Śledczy jest obecnie częścią tego samego kompleksu co więzienie. Plan budynku przypomina odwróconą literę „U”, a w niższej jej części znajduje się więzienie o zaostrzonym rygorze. Areszt może pomieścić do tysiąca więźniów.

Jak mówi nasz rozmówca, tutaj więźniowie traktowani są inaczej niż w Bobrujsku:

– W przeciwieństwie do więzienia w Bobrujsku, tutaj witają cię „maski” – pracownicy w kominiarkach. Zwracają się do Ciebie „na ty”, przeklinają i traktują surowo. To pewnie dlatego, że są bliżej Rosji, więc mentalność jest podobna. Znowu kipisz i „bania” – jak poprzednio.

Wiadomości
Kiedyś gułag, dziś kolonia karna. Białoruscy „polityczni” trafiają do obozów pracy
2021.02.27 08:00

Prowadzą do celi. Więzienie podzielone jest na szczeble, które z jakiegoś powodu nazywane są „reżimami” – pierwszy, drugi i trzeci „reżim”. Co ciekawe, im wyższy „reżim”, tym warunki są łagodniejsze. W pierwszym „reżimie” nie można się położyć w ciągu dnia, w drugim można to zrobić czasami, a trzeci jest najlżejszy, tam można leżeć cały dzień. W trzecim „reżimie” cele są po remoncie, nawet wykończenia są lepszej jakości. Podczas gdy w pierwszym – cele na 18-20 osób, szafki zrobione z dziwnych materiałów, wszystko jest krzywe. Ale jedzenie w Mohylewie wydawało się smaczniejsze niż w Bobrujsku.

Cechą szczególną mohylewskiego więzienia śledczego jest to, że dziedzińce spacerowe znajdują się na dachu (dla skazanych odbywających karę w więzieniu, a nie w areszcie dziedzińce znajdują się na dole – belsat.eu).

Wiadomości
Łukaszenka zmienia ciężkie więzienie w obóz dla “politycznych”
2021.02.01 11:59

Po procesie trafiasz do celi dla skazanych. Jeśli napisałeś apelację, trzeba czekać na jej rozpatrzenie jakieś dwa, trzy miesiące. Dokładnie tyle czasu tam byłem. Do ostatniej chwili możesz nie wiedzieć, gdzie będziesz odbywać karę, nawet rodzina może dowiedzieć się tego wcześniej.

W dniu przeniesienia do kolonii karnej zabierają cię przed wyłączeniem świateł: przeszukanie, sprawdzenie dokumentów. Trzymają cię w „szklance” (niewielka jednoosobowa klatka, do tymczasowego przetrzymywania więźniów – belsat.eu) przez wiele godzin, aż do 5 rano, a potem ruszasz na „etap”. Ponieważ zostałem przeniesiony do kolonii nr 15 w Mohylewie, tym razem obeszło się bez wagonów, zawieźli mnie milicyjną więźniarką.

Kolonia karna nr 15: szczekanie psów i dźwięki pałek uderzających o samochód

– Przy wjeździe do kolonii samochód wjeżdża w specjalną śluzę. Wszystko odbywa się bardzo nieprzyjemnie. Psy szczekają, funkcjonariusze uderzają pałkami w samochód – taki atak psychologiczny, żeby więzień zrozumiał, dokąd trafił. Z reguły więźniów odbierają „najwięksi” funkcjonariusze, chcą przez to pokazać, że pracują tam tacy rośli chłopcy. Ci jednak okazali się być najnormalniejszymi ze wszystkich funkcjonariuszy.

Procedura powitania: kiedy mówią ci, dokąd przyjechałeś, musisz cały czas siedzieć w kucki. Podobno takie są zasady, żeby więzień nie pobiegł, nie uderzył kogoś, ani nie zrobił nic innego, co narusza regulamin. Przywieziono nas pięcioro czy sześcioro, siedzimy w rzędzie, wszyscy w „słowiańskim przykucu”.

Po rewizji prowadzą ans na tzw. kwarantannę. Wypełniasz papiery i zabierają cię do magazynu odzieżowego, gdzie wydają ubrania. Wszystko nie w rozmiarze – buty, okrycie wierzchnie, ocieplana kurtka.

Kwarantanna trwa od dwóch tygodni do miesiąca. Jesteś na zewnątrz przez cały dzień, niezależnie od pogody czy temperatury. Można tam tylko chodzić, siedzieć albo sprzątać – nie ma nic innego do roboty. Przestrzeń ma 50 metrów długości i pięć metrów szerokości, pod zadaszeniem znajdują się dwie ławki i suszarka do ubrań – rozciągnięte sznurki. Można tam powiesić ubrania po “łaźni”.

Ciągle zabierają więźniów na jakieś wykłady – czasem w telewizji, czasem ktoś po prostu przychodzi i czyta postanowienia tak powoli, że człowiek zasypia.

Mohylewska kolonia poprawcza nr 15. Rys. IX: “Dziedziniec kwarantanny. Rys. X. pomieszczenie, gdzie przeprowadza się rewizję po przyjeździe. Rys. XI. kaplica więzienna. Rys. XII brama z punktu kontrolnego do części mieszkalnej. Rysunek byłego więźnia.

Telewizja w kolonii

– Po kwarantannie następuje przydział – kierownicy kolonii i jednostek decydują, do której jednostki trafisz. Możesz sam o to poprosić, jeśli masz jakieś życzenia. Podczas „rozmowy kwalifikacyjnej” pytają, czym więzień zajmował się na wolności, aby móc wykorzystać jego umiejętności z korzyścią dla kolonii.

Każda jednostka ma swoją branżę: stolarstwo, meblarstwo, krawiectwo, obsługa – „bałandziarze”. W sumie jest 18 oddziałów. Każdy oddział to osobny dwu- lub trzykondygnacyjny barak. Osoby, które służyły w wojsku, mogą sobie wyobrazić, jak to wygląda. Ale o ile w wojsku nie ma ścianek działowych, to tutaj pomieszczenia sypialne są oddzielone właśnie takimi ściankami działowymi – nie bez powodu nazywa się je „boksami”.

W każdej jednostce jest pomieszczenie z telewizorem i ławkami, gdzie skazani oglądają filmy. Kolonia ma własną telewizję – raz w tygodniu osadzeni nagrywają wiadomości: ile osób umieszczono w kolonii karnej, ile paczek przekazano, czy nagrodzono kogoś dodatkową wizytą, paczką itd. Czasami zdarza się coś zabawnego. Jest operator, montażysta, robią nawet grafikę 3D.

Organizowane są też zawody i imprezy sportowe. Potem raz w tygodniu pokazują te rzeczy w wiadomościach. Cały czas pokazują też jakieś filmy.

Wiadomości
Skazana dziennikarka Biełsatu pracuje jako pomocnica szwaczki
2021.06.20 17:10

„Po zakładzie nie można chodzić samemu – tylko w grupie”

– Kolonia podzielona jest na trzy strefy: strefa przemysłowa, gdzie skazani pracują, strefa mieszkalna – baraki; w tej strefie jest też stadion – duże boisko wysypane piaskiem, klub, stołówka. Osobną strefę zajmuje kwarantanna i kwatera główna, gdzie znajduje się również budynek administracyjny i centrum medyczne.

Po tych terenach nie można było poruszać się swobodnie, można było przemieszczać się tylko w grupie. Do pracy trzeba iść z całym oddziałem. Na stołówkę, albo na wizytę w „szpitalu” też zbierają ludzi w grupie. Nie można chodzić osobno. Cały czas w kolumnie.

Mohylewska kolonia karna nr 15. Po prawej baraki mieszkalne, na górze – stołówka, niżej na lewo – klub. Wokół każdego baraku są osobne, odgrodzone “podwórka”. Rysunek byłego więźnia.

Każdy barak ma swój własny wydzielony teren wokół budynku, szeroki na 2-3 metry, ogrodzony metalowymi prętami, siatkami, drutem kolczastym na górze i nie można opuszczać tego terenu na własną rękę. Tylko wtedy, gdy jesteś gdzieś wezwany lub idziesz na umówione spotkanie do klubu lub biblioteki. W bibliotece jest dużo książek, także w języku białoruskim, niemieckim i angielskim.

W klubie ciągle odbywają się wykłady – pokazują filmy o tym, jak dobrze jest żyć w wolności albo o zagrożeniach związanych z alkoholem, narkotykami i korupcją.

Wywiad
Obserwatorzy, feści i czaj. Były więzień polityczny o tym, jak przetrwać w kolonii karnej
2021.03.04 12:49

Dzień zaczyna się od pobudki o szóstej rano. Sprzątanie – cały oddział wychodzi na czas wietrzenia, a dyżurni więźniowie sprzątają pomieszczenie. Wcześniej możesz napić się herbaty lub wykonać kilka ćwiczeń, takich jak przysiady, pompki lub podciąganie na drążku. Wszystko to odbywa się na terytorium przylegającym do konkretnego baraku.

Po zakończeniu sprzątania cały oddział wraca, dostaje łyżki i idzie do stołówki na śniadanie. Po śniadaniu jest trochę czasu wolnego – około pół godziny na przygotowanie się do pracy.

Praca w kolonii karnej: zimno, brud, brak środków bezpieczeństwa

– Praca w kolonii była zróżnicowana, ale przeważnie wszyscy zajmowali się obróbką aluminiowych lub miedzianych kabli. Kable znajdowały się w oplotach i trzeba było je rozerwać, żeby wydobyć metal. Obowiązkowo trzeba było wypełnić swój przydział – 6-7 kilogramów. Na koniec zmiany wszystko było zważone. Domyślam się, że metal był później gdzieś sprzedany.

Za swoją pracę skazani otrzymywali wynagrodzenie w wysokości 50 kopiejek (ok 70 groszy – belsat.eu) miesięcznie. A aluminium i miedź kosztują dużo więcej za kilogram. Można policzyć, ile 120-150 osób zarobiłoby i ile by to naprawdę kosztowało. Są prace, gdzie płacą więcej, tam nie da się tak łatwo dostać.

Analiza
Tania siła robocza w białoruskich koloniach karnych. Jak państwo zarabia na pracy więźniów
2021.09.20 13:56

Z reguły we wszystkich warsztatach jest zimno, nie ma ogrzewania ani żadnych standardów bezpieczeństwa. Raz w miesiącu dostaje się rękawiczki, które więźniowie sami uszyli, młotek i nóż, często tępy, którym przecina się kabel i wyjmuje aluminium. Wszystko jest lepkie od solidolu czy jakiegoś innego środka, brudne i śmierdzi. Panuje straszny hałas, stukot młotków. Warunki są okropne.

Oczywiście w pracy zdarzały się wypadki. Nikt cię nie uczy, jak to robić – dali nóż, młotek, pęk drutów, patrz, jak inni to robią i rób to samo. W przypadku kontuzji, zabierali do „szpitala”, a tam opatrywali palec, czy inną zranioną część ciała. Trzeba było pracować, nawet kiedy siedziało się w karcerze – wyprowadzali cię do pomieszczenia obok, tam przynosili stertę drutów i trzeba było je czyścić. To było to samo, co w warsztacie, ale w odosobnieniu.

Poza tym karcer był taki sam jak w areszcie śledczym, tylko z większą ilością miejsc. Dają tam specjalny uniform. Łóżka piętrowe są przymocowane do ściany. Nie ma zegara – czas ocenia się po tym, kiedy przynoszą jedzenie. Do karceru można było trafić za byle drobiazg – na przykład jak się poszło zapalić w kapciach i ktoś to zauważył – pięć dni w karcerze.

„Jedyne szczęśliwe chwile – telefon do rodziny raz w tygodniu”

– Po kolacji są trzy godziny wolnego. Można wtedy napisać list, naprawić ubranie, zjeść albo pójść obejrzeć wiadomości lub film. Następnie odbywa się wieczorna zbiórka. Po zbiórce i kontroli jest około godziny czasu, kiedy można iść umyć twarz, umyć zęby i przygotować się do snu. Trwa to godzinę, bo na 150 osób jest sześć umywalek. Cały czas są kolejki. To było moje osobiste piekło – nie znoszę kolejek, a tam wszędzie stoi się w kolejce.

Aby dostać jedzenie, trzeba odstać swoje w kolejce – jest osobne pomieszczenie z dwiema lub trzema lodówkami, w których trzyma się jedzenie w podpisanej torbie. Aby dostać nóż i pokroić kiełbasę też jest kolejka. Potem trzeba oddać nóż – kolejna kolejka. I tak jest każdego dnia.

Таксофон, телефон-автомат, телефон общего пользования, уличный телефон
Zdj. belsat.eu

Wolne jest w sobotę, niedzielę i święta państwowe. Ale jest to czas na obowiązki, sprzątanie. Wszystkich wyganiają na zewnątrz, nie ważne czy pada deszcz czy jest mróz, nikomu to nie przeszkadza. Dyżurni zostawali w środku i wszystko myli. Baraki były więc czyste, bo sprzątano w nich co najmniej dwa razy dziennie – zarówno na sucho, jak i na mokro, z myciem podłogi, wycieraniem kurzu i zamiataniem.

Jeśli mowa o samopoczuciu, to w kolonii jesteś stale zestresowany, spięty, a czasem nawet w depresji. Jedynymi szczęśliwymi chwilami przez cały ten czas były telefony do bliskich cztery, pięć razy w miesiącu. To wszystko. W kolonii zazwyczaj nie kontaktujesz się z wieloma osobami – najwyżej dwie, trzy osoby. Przez większość czasu przebywasz w środowisku, w którym musisz być nieustannie skoncentrowany, wciąż czekasz na jakiś rodzaj podstępu, cały czas masz poczucie zagrożenia.

„Szpital: nawet z gorączką możesz nie doczekać się pomocy”

– „Szpital” nie jest miejscem, do którego łatwo się dostać. Najpierw trzeba wpisać się do specjalnego zeszytu. Wyznaczony więzień zbiera wpisy od wszystkich oddziałów, a następnego dnia wszyscy – 80-100 osób – są prowadzeni tam razem.

W holu „szpitala” cały ten tłum zostaje wprowadzony do klatki o wymiarach 2,5 na 4 metry. Po obu stronach holu znajdują się korytarze z gabinetami. Było dwóch lekarzy, jeden funkcjonariusz, w mundurze i jedna pani doktor „z wolności”. Traktowała więźniów normalnie i jeśli się udało do niej trafić (a można nie doczekać się na swoją kolej i wrócić do jednostki z gorączką), to można było liczyć w miarę fachową pomoc.

Analiza
Lekarze w pagonach: w czyje ręce trafiają chorzy więźniowie polityczni na Białorusi
2021.06.27 09:18

Na pierwszym piętrze znajduje się oddział stacjonarny. Było tam osiem „boksów” (sal) i dwie izolatki dla tych, którzy dopiero zostali przyjęci lub zabrani z karceru. Było tam bardzo zimno. Jedzenie było jednak lepsze: dawali masło, smażone ryby i różnego rodzaju zapiekanki.

Personel w „szpitalu” też stanowili więźniowie. Ponieważ jest to „ciepłe” miejsce, ludzie dostają się tam drogą łapówki – np. krewni mogą przelewać pieniądze na konto kolonii karnej. Szefem personelu ambulatorium jest również więzień, wyjątkowo nieprzyjemny człowiek. Podobnie jak miejscowy dentysta, którego nazywano „Doktor Zło”.

„Kolonia to modele społeczeństwa białoruskiego w miniaturze”

– Nie leczono tam żadnych poważnych chorób. Jeśli coś było nie tak ze zdrowiem człowieka i trafił do kolonii, to mógł to być dla niego wyrok śmierci. Trzeba było przejść przez kilka kręgów piekła, aby dostać się do zwykłego „wolnego” szpitala.

Kiedy przyjeżdżała karetka z wolności, zarówno samochód, jak i sanitariusze byli przeszukiwani przy wjeździe. Mogli przez to nie zdążyć udzielić pomocy na czas.

W kostnicy.
Zdj.: Larry Towell / Magnum Photos / Forum

Ludzie umierali. Sam kiedyś widziałem takiego – leżał na noszach na korytarzu, przykryty prześcieradłem. Personel mijał go bez słowa.

Nie ma tam regularnego dostępu do niezbędnych leków. Jeśli krewni przysłali paczkę medyczną, to by dostać swoje leki, trzeba było iść do „szpitala” i stać w kolejce. Dopiero wtedy, po złożeniu podpisu można było dostać te trzy czy cztery tabletki albo witaminy. Nikt nie pozwalał trzymać całej paczki w szafce nocnej.

– W kolonii zobaczyłem miniaturowy model społeczeństwa białoruskiego. Ten sam autorytarny reżim i więźniowie, którzy mogliby się zjednoczyć i stanąć w obronie swoich praw. Wtedy trudniej byłoby na nich wpłynąć, złamać. Zamiast tego są kapusie, oszuści, hipokryzja, agresja i bardzo mało ludzi życzliwych i uczciwych.

Wywiad
Dwa areszty śledcze, dwa więzienia, kolonia karna. Historia więźnia politycznego, który zbierał podpisy dla Cichanouskiej
2021.10.30 13:24

Zona.bel – projekt Biełsatu, który koncentruje się na warunkach, w jakich przetrzymywani są więźniowie polityczni. Więzienia, kolonie, areszty śledcze, areszty tymczasowe – tam całe dnie, miesiące i lata spędzają ci, którzy bezprawnie trafili za kratki. Dziennikarze nie mogą pokazać od środka, jak wygląda życie za kratami, ale z pomocą tych, którzy już odsiedzieli swoje, możemy opowiedzieć o wyzwaniach, z jakimi mierzyć się musi tysiące Białorusinów.

Hanna Hanczar, ksz/ belsat.eu

Aktualności