Polskie media poinformowały, powołując się na Alaksandra Azarawa, że białoruskie i rosyjskie służby bezpieczeństwa przygotowują „poważną prowokację” na polskiej granicy z udziałem migrantów i przerzucają zwerbowanych czeczeńskich agentów do Unii Europejskiej pod przykrywką migrantów. Biełsat poprosił szefa BYPOL-u, organizacji byłych białoruskich mundurowych, którzy przeszli na stronę opozycji, o skomentowanie tych doniesień.
Alaksandr Azarau potwierdził w rozmowie z Biełsatem, że służby specjalne reżimu Alaksandra Łukaszenki planują w najbliższym czasie masową akcję z udziałem migrantów na granicy białorusko-polskiej.
Według niego w ataku ma wziąć udział 700-800 osób. Według Straży Granicznej od 10 do 12 maja odnotowano 824 próby nielegalnego przekroczenia granicy białorusko-polskiej.
Azarau podkreślił również, że ryzyko ataków pozostaje i że służby bezpieczeństwa mogą „dokonać redystrybucji migrantów” w innych kierunkach po upublicznieniu informacji – niewykluczone, że przekierują ich na kierunek bałtycki.
– Kryzys migracyjny jest wykorzystywany do przerzucania rosyjskich i białoruskich agentów [do UE]. Rosjanie umieszczają w tych grupach ludzi, którzy wyglądają jak migranci, ludzie z Kaukazu. Wiemy, że większość z nich to osoby narodowości czeczeńskiej – powiedział szef opozycyjnej organizacji BYPOL.
Azarau nie wie jednak, czy osoby te należą do świty Ramzana Kadyrowa.
– Kiedy rozmawia się ze strażnikami granicznymi, opowiadają: jeśli rosyjska FSB przekazuje dziesięciu migrantów do przewiezienia do Unii Europejskiej, to „ten migrant musi przekroczyć granicę na 100 proc., a wszyscy inni – bez różnicy”. Dlatego [służby specjalne] wybierają tych, którzy przypominają (aparycją) samych migrantów – powiedział Azarau, opisując sposób działania rosyjskich i białoruskich służb.
Szef BYPOL przypomniał również, że podczas jego służby migranci zawsze mieli przy sobie „przewodnika” i Czeczena. Pojawiały się nawet doniesienia, że przed przybyciem migrantów Czeczeni byli wysyłani na granicę, aby leżeć w lesie przez tydzień lub dwa i przeprowadzać rekonesans: śledzili, kiedy i gdzie przejeżdżają patrole. Następnie wracali z tymi informacjami do Moskwy i informowali o możliwościach przekroczenia granicy.
– Tak było, dopóki nasi (białoruscy) pogranicznicy strzegli granicy. Teraz sami przepychają [migrantów] przez granicę. Zabronione jest nawet dotykanie ich i zatrzymywanie na terytorium Białorusi – podkreślił Alaksandr Azarau.
Raman Szawiel, lp/ belsat.eu