Znad Niemna do Kenii. Prawosławny misjonarz z Grodna


Rusłan Jarocki przewodzi wolontariuszom ruchu „Dzieci Afryki” przy prawosławnym Monasterze Ławryszewskim. Już pięć razy jeździł do Afryki z pomocą dla wspólnot prawosławnych. Misje pozwoliły mu nie tylko lepiej poznać inny kontynent, ale też zmieniły światopogląd dorosłego już człowieka. Rusłan opowiedział o tym Biełsatowi.

Pojechałem tam prywatnie, żeby pomóc

Białoruski misjonarz przy rozdawaniu żywności w Kenii. Zdjęcie z prywatnego archiwum Rusłana Jarockiego

Rusłan Jarocki to człowiek w średnim wieku, sam mówi, że jest czterdziestolatkiem. Zdobył wykształcenie techniczne, potem ukończył Mińskie Seminarium Duchowne. Przez całe życie był zaangażowany w różne projekty społeczne. Chrześcijańskie wychowanie skłoniło go pięć lat temu do wyjazdu do Afryki – z pomocą humanitarną dla wspólnoty prawosławnej.

Wolontariusz nie zabrał ze sobą darów, tylko pieniądze. Stwierdził, że najpierw pozna lokalne problemy, a potem wyda środki zgodnie z realnymi potrzebami. Część pieniędzy była jego własnymi oszczędnościami, resztę zebrali nieobojętni ludzie: duchowni, przedsiębiorcy i zwykli wierni różnych wyznań.

– Miałem w kieszeni kilka tysięcy dolarów – precyzuje Rusłan. – I ciążyły mi one, a najbardziej obciążały głowę. Bałem się, że mnie okradną, ale pierwsze doświadczenia dużo mnie nauczyły.

W Kenii wszystko wygląda inaczej

Afryka zrobiła na mnie bardzo silne pierwsze wrażenie. W Kenii po raz pierwszy zrozumiałem, że tak podstawowe potrzeby, jak: woda, światło, żywność i pomoc medyczna mogą być niedostępne dla dużej części społeczeństwa. Pierwszy raz widziałem na własne oczy tysiące głodujących dzieci, jedzące raz dziennie cienką zupę.

Wiele z nich nigdy nie poznało smaku cukierków, mieszka w slumsach. Wszędzie brud i śmieci, w wielu miastach kanalizacja to otwarte rowy, kompletny brak warunków sanitarnych.

Co prawda, to tylko jedna strona Kenii. Już na sąsiedniej ulicy można było zobaczyć szykowne wille, salony z najdroższymi autami, ekskluzywne sklepy. Okazuje się, że w tym niezwykłym kraju, ziemia rodzi trzy razy w roku. Tylko trzeba jeszcze ją mieć.

Dopiero tam doceniłem miejsce, w którym sam mieszkam. Zrobiło mi się nawet wstyd, że wcześniej narzekałem na swoją pozycję społeczną, brak środków, stary samochód, wysokie ceny w sklepach. W Kenii wszystko wyglądało inaczej.

Tam cała parafia żyje dzięki proboszczowi, a nie na odwrót

Zdjęcie z prywatnego archiwum Rusłana Jarockiego

Afryka to nie tylko bieda lub bogactwo. Tam wszystko jest bardziej skomplikowane. Wielu przedsiębiorczych Afrykańczyków próbuje zarabiać na pomocy humanitarnej z innych państw.

W tym celu zakładają strony internetowe, zamieszczają na nich zdjęcia wychudzonych dzieci i proszą o przesłanie pomocy na konkretny numer konta. A zdobyte pieniądze zostawiają dla siebie.

W przytułku dla dzieci ojca Metodego, do którego trafiłem, mieszka 175 sierot. Całe życie księdza to starania o wykarmienie ich, ubranie i wychowanie. W tym celu wysyła listy z prośbami o pomoc do Ameryki i Europy.

On sam ma liczną rodzinę, jego dzieci jedzą to, co podopieczni. Tam cała parafia żyje dzięki proboszczowi, a u nas na odwrót.

Duchowni w Kenii, tak jak wszędzie, są różni. Jedni siedzą bezczynnie i czekają na cud, inni sami chodzą głodni, ale starają się wykształcić swoich podopiecznych, szukają grantów, by wysłać ich na studia, proszą o pomoc z zewnątrz. Właśnie takim duchownym postanowili pomagać wolontariusze z Białorusi.

Niektórzy duchowni za otrzymaną pomoc kupili ziemię, wywiercili studnie i zaczęli prowadzić gospodarstwa, czym całkowicie zmienili sytuację swoich parafian. To znaczy, że można – opowiada Rusłan.

Ksiądz jest tam więcej, niż tylko kapłanem

Jeszcze jeden przykład. W slumsach na przedmieściach Nakuru jeden z księży wychodzi nocą na ulice, by karmić dzieci. To dlatego, że za dnia ukrywają się one przed policją i dopiero po zmroku wychodzą ze swoich kryjówek by szukać jedzenia.

Duchowny zaczął przy swoim kościele budowę przytułku dla bezdomnych dzieci. Planują mu w tym pomagać białoruscy prawosławni wolontariusze.

Ksiądz jest tam więcej, niż tylko kapłanem. Nie tylko służy Bogu, ale przede wszystkim ludziom. Bardzo często działania kapłanów skierowane są przede wszystkim na to, by pomóc ludziom przeżyć.

Mieli nas za bogatych Amerykanów

Zdjęcie z prywatnego archiwum Rusłana Jarockiego

Spotykając się z ludźmi o białej skórze, Afrykanie z miejsca uznają ich za bogatych Amerykanów, którzy mogą ze swojej szczodrości oddać im pół swojego majątku.

Musiałem opowiadać tamtejszym duchownym o swoich zarobkach, niskich emeryturach i cenach w sklepach. O tym, jak żyją zwykli ludzie na Białorusi. O tym, jak parafianie zbierali pieniądze, bym mógł przyjechać do Kenii i pomóc potrzebującym.

Tam ludzie są wdzięczni za każdą pomoc, nawet 5 dolarów. I kiedy zrozumieli, że ja oddaję im pieniądze, które przydałyby się i moim dzieciom, wdzięczność była wielokrotnie większa.

Przeżyć za dolara

Zdjęcie z prywatnego archiwum Rusłana Jarockiego

Kenijskie rodziny są w stanie przeżyć za dolara dziennie. Za takie pieniądze można kupić wystarczająco dużo kaszy, by wykarmić rodzinę. Mięso bardzo rzadko gości tam w garnkach. Ale co ciekawe, nigdy nie widziałem, by nawet głodne dzieci rzucały się tam na jedzenie.

Oni się bardzo kontrolują. Nawet głodne dzieci dbają o to, by człowiek obok także mógł zjeść. To nigdzie nie spotykana wzajemna troska. To robi wielkie wrażenie.

Kenijczycy zaskoczyli mnie swoją życzliwością i otwartością. Na lotnisku, zaraz po przylocie, nikt nie przyszedł mnie przywitać. Sytuacja była kiepska.

Każdy Kenijczyk pożyczy ci telefon, sam porozmawia z tym, kto powinien na ciebie czekać, wytłumaczy, gdzie teraz jesteś. Ale, widziałem też wielu ludzi z bronią. Mimo to, Kenijczycy zrobili na mnie dobre wrażenia.

Pomoc jest, ale skala biedy oszałamia

Zdjęcie z prywatnego archiwum Rusłana Jarockiego

Przez pięć lat pracy białoruskich wolontariuszy w Kenii zasięg geograficzny naszej pomocy ciągle się poszerzał. Poza przytułkiem ojca Metodego, staramy się pomagać także sierocińcowi we wsi Gilgil, gdzie ksiądz wychowuje dzieci niepełnosprawne.

Białoruska misja działa też na przedmieściach Nairobi, gdzie są,drugie co do wielkości slumsy na świecie. To prawdziwe piekło na ziemi.

Poza strasznym brudem, AIDS, narkomanami, malarią i innymi chorobami, wysoką śmiertelnością, jest to także miejsce, w którym rodzice sprzedają własne dzieci, by przeżyć.

W samej Kenii istnieje masa religijnych i społecznych fundacji, które pomagają ludziom żyjącym w slumsach. Jednak skala biedy jest oszałamiająca, niemożliwa do wyobrażenia.

Samo państwo przez dekady nie da rady rozwiązać tego problemu, jeśli nie będzie miało pomocy międzynarodowej – przekonuje Rusłan.

Wróciłem stamtąd jako inny człowiek

Zdjęcie z prywatnego archiwum Rusłana Jarockiego

Mimo wszystko Kenia mnie urzekła. Swoją przyrodą, postawą ludzi i kulturą. Co prawda, po pierwszej misji założyłem, że więcej tam już nie pojadę. Ale wróciłem tam jeszcze cztery razy. Właśnie tam poczułem wewnętrzną potrzebę pomocy tym ludziom. Jestem człowiekiem średniozamożnym, nie mam wiele, ale w Kenii zrozumiałem, że od dostawania ważniejsze jest dawanie i pomaganie.

Podczas jednego z wyjazdów udało mi się przemycić kilka pudełek białoruskich cukierków. Rozdałem je w darach dla 175 dzieci, z których każde dostało po cukierku. Na ich twarzach pojawiła się taka radość, jakiej nie umiem zapomnieć.

Wiele osób na Białorusi pyta mnie, dlaczego jeżdżę do Afryki, skoro i w kraju są ludzie potrzebujący pomocy? Wspieram też rodaków, ale Bóg najwyraźniej chciał, bym trafił do Afryki. Teraz nie mogę już żyć bez niej. Jest mi ona potrzebna, by pozostać człowiekiem. Niektórzy myślą, że Afryka przyciąga egzotyką, a to nie do końca tak. Tam jest nędza i rozpacz, bardzo dużo niebezpieczeństw. I dlatego trzeba im pomagać.

Swoją drogą, Kenijczycy nie wiedzą niczego o Białorusi. Ale gdy białoruscy wolontariusze robili wywiad z kenijskim metropolitą dla filmu dokumentalnego, zwrócił się on bezpośrednio do obywateli Białorusi i poprosił o pomoc dla dzieci z jego kraju – kończy swoją opowieść Rusłan Jarocki, prawosławny misjonarz z Grodna.

Wiadomości
Święta góra Grabarka: Hospodi pomiłuj! I uchroń od zarazy
2020.03.11 11:15

mk,pj/belsat.eu

Aktualności