Zbrodnia katyńska to też białoruska tragedia. Wywiad z dr Mielnikawem


Do Białorusinów powoli dociera, że zbrodnia katyńska to nie tylko mord na Polakach, ale także ich rodakach. O “białoruskiej liście katyńskiej” i stalinowskich egzekucjach w Mińsku rozmawialiśmy z niezależnym historykiem dr Iharem Mielnikawem.

– Panie doktorze, 80. rocznica Katynia obchodzona jest nie tylko w Polsce. Ten tragiczny epizod naszej historii wspominają także białoruskie środowiska niepodległościowe. Nasuwa się więc pytanie, w jakim stopniu zbrodnia katyńska jest znana Białorusinom?

– Temat jest obecnie bardziej znany niż na początku lat 90. Z tym, że przez długi czas zbrodnia była odbierana wyłącznie jako problem polski, daleki od spraw Białorusi. I bardzo silnie wpływał na to ruch “anty-Katynia” z Rosji, przypominający o tragicznym losie bolszewików wziętych do niewoli pod Warszawą w 1920 roku. I tak przedstawiano ten temat w podręcznikach i monografiach, jako problem Rosji i Polski, niemający związku z Białorusią.

Natomiast obecnie możemy stwierdzić, że prawda o Katyniu dotarła już na Białoruś. Głównie dzięki białoruskiej opozycji niepodległościowej i Białorusinom, którzy próbują bronić niepodległości. Jednak do dziś moi rodacy nie rozumieją, że zbrodnia katyńska to cały kompleks zbrodni stalinowskich przeciwko obywatelom II Rzeczypospolitej.

NKWD mordowała polskich oficerów i policjantów bez względu na narodowość i wyznanie. W masowych grobach spoczywają też Białorusini, Ukraińcy i Rosjanie. Zdjęcie udostępnione przez Muzeum Katyńskie

Podam przykład. W ostatnich dniach tłumaczyłem dla IPN na rosyjski ciekawą książkę pt. “Zbrodnia katyńska”. Są tam wymienione wszystkie miejsca zagłady. I potem dałem ją do czytania moim rodzicom. Dla nich było to coś nowego, chociaż interesują się tym tematem. Zdziwiło ich, że pojęcie zbrodni katyńskiej dotyczy też Ostaszkowa, Piatichatek, Charkowa, Miednoje, Bykowni i Kijowa. Do tego spisu trzeba też dodać miejsca egzekucji na terenie Białorusi, a w zasadzie w Mińsku.

Cały problem polega na tym, że na Białorusi brakuje wiedzy na ten temat. Przez to zbrodnia katyńska (biał. katynskaje złaczynstwa) widziana jest jako przestępstwo popełnione tylko w jednym miejscu. Dopiero teraz na Białoruś dociera zrozumienie, że chodzi o mordy w różnych miejscach, a ofiarami byli przedstawiciele różnych narodowości.

– Czy Białorusini wiedzą, że te morderstwa miały miejsce także na terenie Białorusi?

– Właśnie najgorsze jest to, że ostatnią tajemnicą katyńską jest los tych prawie 4 tysięcy osób, które stracono na terenie Białorusi. Przetrzymywano je w dwóch więzieniach w Mińsku, a zamordowano w różnych punktach pod miastem.

Trzeba podkreślić, że Białorusini wiedzą o “białoruskiej liście katyńskiej”. Jednak sądzę, że nie mają świadomości, że zbrodnia katyńska to nie tylko Katyń, ale cały kompleks mordów – także na Białorusi.

“Białoruska lista katyńska” to 3870 nazwisk obywateli II RP, których los do dziś jest nieznany. Liczba ta wynika z dokumentu Ławrientija Berii o rozlokowaniu więzień na terenie zachodnich obwodów BSRR. Nie znamy wszystkich nazwisk, bo dokumenty te są ukryte w archiwach.

W swojej książce “Wrzesień 1939. Groby niewypowiedzianej wojny” poświęciłem tym ludziom cały rozdział. Ale jest to tylko rekonstrukcja ułożona na podstawie relacji krewnych osób, które przepadły na terenie Białorusi. Przez długi czas mówiono, że zaginęli na terenie Białorusi, a teraz wiadomo, że tam zginęli.

Jedną z takich “zaginionych” osób był Józef Gołąb – przodownik policji we wsi Oziaty pod Kobryniem. Jeszcze 11 listopada 1939 roku żona Olga pisała do niego po rosyjsku do więzienia w Pińsku. Zdjęcie udostępnione przez Muzeum Katyńskie

Powoli, w ciągu ostatniej dekady, do moich rodaków zaczęło docierać, że “białoruska lista katyńska” to zbrodnia przeciwko tym, którzy urodzili się na terenie Białorusi, także na etnicznych Białorusinach. Ale sądzę, że bliższy jest im temat wywózek w 1940 i 1941 roku, niż mord polskich oficerów wiosną 1940 roku.

– Jak to możliwe, skoro tych ludzi mordowano w miejscu dla wielu Białorusinów świętym – w Kuropatach?

– Dla Białorusinów to miejsce jest symbolem mordów w latach 30. NKWD pogrzebała tam białoruską inteligencję rozstrzelaną w 1937 roku i ofiary operacji polskiej w 1938 roku. A tu nagle dociera do nich informacja, że w 1940 roku w Kuropatach rozstrzeliwano też wziętych do niewoli polskich oficerów.

Byłem w szoku, gdy w Państwowym Muzeum Historycznym w Mińsku zobaczyłem artefakty z dołów śmierci w Kuropatach. W tym też grzebień, na którym jest napisane po polsku: Ciężkie chwile więźnia. Mińsk 25 04.1940. Myśl o was doprowadza mnie do szaleństwa”.

Pokazuje to, że pogrzebano tam Polaków, ale nie zamordowanych w 1938 roku, tylko wiosną 1940 roku. To jest dowód na to, że w Kuropatach spoczywają polscy oficerowie z “białoruskiej listy katyńskiej”.

– Dodajmy że rozstrzeliwano ich nie tylko Kuropatach. Badacze podają też inne miejsca.

– Tak, to między innymi Park Czeluskinców, stare lotnisko Mińsk I, katolicki Cmentarz Kalwaryjski, Kamarouka [obecnie targowisko – przyp. red.] i oczywiście Trościeniec. Park Czeluskincew był poligonem NKWD już w latach 20-tych. Stoi tam teraz pomnik ofiar. Ale pozostała też wąskotorówka, którą NKWD woziło ludzi na rozstrzelanie. Nie rozebrano jej po wojnie i służy do dziś jako kolejka dla dzieci.

[Na Kamarouce działa teraz miejskie targowisko, w Parku Czeluskincew kręcą się karuzele, byłe lotnisko jest placem budowy i tylko Trościeniec jest państwowym miejscem pamięci, ale Hokocaustu. Zdjęcia poniżej – przyp. red.]

Kamarouka jest dziś jednym z głównych mińskich targowisk. Zdjęcie: Iryna Arachouskaja/belsat.eu
W Parku Czeluskincew od dekad działa stacjonarne wesołe miasteczko. Zdjęcie: Iryna Arachouskaja/belsat.eu
Park Czeluskińcew: część torów wąskotorówki służącej do przywożenia polskich jeńców na egzekucję służy dziś jako Kolej Dziecięca. Zdj. wiki
Stare lotnisko Mińsk 1 zmieniło się w plac budowy. Zdjęcie: Iryna Arachouskaja/belsat.eu
Katolicki Cmentarz Kalwaryjski to już rzadko odwiedzana, zabytkowa nekropolia. Zdjęcie: Iryna Arachouskaja/belsat.eu
Polski krzyż w Kuropatach. Zdjęcie: Iryna Arachouskaja/belsat.eu
Trościeniec jako jedyny jest miejscem pamięci, o które dba państwo. Ale upamiętniane są tam ofiary Holocaustu. Zdjęcie: Iryna Arachouskaja/belsat.eu

Ale też w samych Kuropatach powszechnie znane jest główne miejsce egzekucji, tam gdzie teraz jest miejsce pamięci. A vis a vis tego lasu jest pole, na którym stoi krzyż. Ludzie wspominają, że gdy stawiano tam domy, z dołów wydobywano czaszki.

– Jesteśmy w stanie określić, ilu etnicznych Białorusinów zostało wtedy straconych?

Niestety nie ma takich statystyk, by policzyć wszystkich zamordowanych Białorusinów lub urodzonych na terenie Białorusi. Dokładną liczbę ofiar mamy, gdy mówimy o Katyniu i innych miejscach, w których przeprowadzono ekshumacje. W przypadku ludzi tam pogrzebanych wiemy, kto pochodził z Zachodniej Białorusi, czy też północno-wschodnich województw II RP.

Z drugiej strony, z innych źródeł znamy część nazwisk z “białoruskiej listy katyńskiej” i wiemy, kto z nich z pewnością miał etniczną przynależność do narodu białoruskiego. W wielu przypadkach nie ma wątpliwości, że byli Białorusinami. W spisie tym są takie nazwiska, jak senator II RP Wiaczesław Bahdanowicz [wiceprezes Białoruskiego Komitetu Narodowego w Wilnie – przyp. red.]. W 1939 roku znalazł się w obozie w Berezie Kartuskiej jako przeciwnik autokefalii.

Trzeba pamiętać, że mordowani na Białorusi polscy wojskowi, jak Marian Kowaliczko i policjanci, jak Dawydziuk, też byli związani z tą ziemią od wieków. Ich rodziny mieszkały na terenie Białorusi od dziada-pradziada.

Jeszcze w listopadzie osoby z “białoruskiej listy katyńskiej” mogły pisać do domów. Powyżej odpowiedź policjanta Józefa Gołębia na list żony Olgi. Zdjęcie udostępnione przez Muzeum Katyńskie

– Dlaczego białoruska lista wciąż pozostaje zagadką?

– Ten temat powraca, gdy zdarzają się jakieś momenty ocieplenia między Warszawą a Mińskiem. Wtedy Polacy starają się poznać więcej faktów o likwidowaniu polskich jeńców w 1940 roku, ale strona białoruska ciągle milczy.

Kwestią, o której trzeba mówić jest to, gdzie znajdują się te dokumenty. Oficjalnie białoruskie władze mówią: “nie mamy żadnych dokumentów o zbrodni katyńskiej”. Co nie do końca jest prawdą, bo w latach 90-tych rodziny ofiar katyńskich zwracały się do białoruskiego KGB i otrzymywały zaświadczenie, że ich krewny został rozstrzelany. W swojej książce “Wrzesień 1939. Groby niewypowiedzianej wojny” mam te dokumenty, nawet z białoruskim godłem Pogoń. Jest w nich opisany los tych ludzi od czasu wzięcia do niewoli.

Przykładem może być historia Stanisława Kuleckiego. To był sierżant Korpusu Ochrony Pogranicza, który został pojmany przez NKWD i stracony w więzieniu w Mińsku. Dokumenty sprawy Kuleckiego znajdują się w archiwum KGB.

Także Olga Gołąb, jako żona polskiego policjanta, była prześladowana przez sowieckie służby. Powyżej protokół z przeszukania jej mieszkania. Zdjęcie udostępnione przez Muzeum Katyńskie

– Myśli pan, że to dalej jest możliwe, czy było możliwe 25 lat temu?

– Tak, bo wciąż do KGB zwracają się ludzie np. z pytaniami o los osób deportowanych. Dostają też zaświadczenia sprawach uczestników podziemia antyradzieckiego z lat 1944-1945. Na początku XXI wieku można jeszcze było dostać kopię tych dokumentów. Teraz wydawane są zaświadczenia z numerem sprawy.

– Dlatego najlepszą drogą, by dowiedzieć się prawdy o losie tych ludzi jest zwrócenie się do archiwum KGB. I jeśli osoby pytające mają pokrewieństwo z ofiarą, to dostaną informację. Nie zobaczą akt sprawy, nie dowiedzą się o miejscu rozstrzelania, ale dostaną informację, co z nim się stało.

Z dr Iharem Mielnikawem rozmawiał Piotr Jaworski, belsat.eu

Wywiad
Gurjanow: W Rosji negują zbrodnię katyńską za cichym przyzwoleniem państwa
2020.03.05 18:19
Aktualności