“Zastrzelcie nas lepiej”. Umundurowany dramat działkowców


Święta majowe Białorusini tradycyjnie spędzają na działkach. W zaciszu swoich ogródków nie odpoczną jednak ci, których sąsiadami zostali wysoko postawieni urzędnicy i prokuratorzy.

Na przedmieściach Mińska w kierunku Smolewicz od 30 lat ciągną się rodzinne ogródki działkowe. Jeszcze cztery lata temu działki od miasta odgradzał las, do czasu aż swoje wille postanowili tu postawić wpływowi mundurowi i urzędnicy. Drzewa szybko zniknęły, a na ich miejscu pozostała pustynia.

– Oni nie budują szybko. Głównie podnoszą pył przewożąc ziemię. Dacze budują nad rzeczką Wołmą. Według naszych badań, jeśli zostaną wycięte wszystkie drzewa, to poziom wód gruntowych opadnie i naszą 70-metrową studnię trzeba będzie pogłębić o 20 metrów – mówi Mikałaj Lucko, prezes zarządu towarzystwa Uradżaj-2002 [Plony-2002 – przyp. tłum.].

Ogrody działkowe Weteran, gdzie trudzą się i odpoczywają emerytowani pracownicy telewizji, utracił drogę dojazdową. Nowi sąsiedzi z prokuratury i służby ochrony prezydenta dopiero zbroją teren. Z emerytami postanowili się nie cackać.

– Nowi sąsiedzi cały czas tam są. Kazali nam nie wychodzić za furtkę. Mówią, że to ich teren. Mój mąż im mówi: “No to co począć? Zastrzelcie nas lepiej” – mówi emerytka Ała Sielazniowa.

Czytaj również:

Korespondencja z urzędnikami trwa od czterech lat. W tym czasie przez zmianę struktury wód gruntowych w najniższych punktach zaczęła się zbierać woda – kilka działek jest stale podtapianych. Pod płoty emerytów zrzucono korzenie wykarczowanych drzew, w których zalęgły się węże.

– Zawsze znajdą się idioci, którzy o niczym nie myślą, na nikogo się nie oglądają. Przecież chodzili tu pięć lat temu, coś mierzyli. Wtedy podeszli do nas i zapytali: “Jak tu z wodą? Skąd tu wiatr wieje?” Przecież oni zniszczyli las i teraz będzie wiał północno-wschodni wiatr. Nic nie będzie rosnąć – podkreśla emeryt Wiktar Sielazniou.

Przez ponad trzydzieści lat działkowcy porządkowali teren. Wokół ogródków Wałny [Fale – przyp. red.] tylko jeden gospodarz posadził sto dębów. Inni sadzili brzozy i jarzębiny. Teraz nie pozostały po nich nawet korzenie.

– My tu mamy lipki i dąbki posadzone. A oni: “Nie! Wycinajcie! Nie potrzebujemy liści i korzeni”. U mnie rośnie wiśnia, a oni: “To już nie twoje!”. A ja mówię, że moje. Trzeba ich ukarać za to, że wszystko tu zniszczyli – uważa pani Lubou Barysewicz.

Działkowcy podkreślają, że teren ten Miński Obwodowy Komitet Wykonawczy oddał nowym właścicielom dopiero 30 grudnia, a postanowienie nabrało mocy w ciągu dosłownie dwóch dni. I nikt tu nie wierzy w przypadek.

– To organy władzy, ludzie na stanowiskach… A my kto? Jesteśmy prostymi ludźmi, a prostych ludzi nie szanuje się w naszym kraju. Postawili szlabany, kamery, powiesili kłódki. Straż pożarna nie może przejechać, śmieci nie wywożą. Gazu nie możemy zamówić. Nawet do sądu nas podali, że porozumień nie podpisaliśmy – opowiada emerytowana wykładowczyni uczelni im. Suworowa Tamara Klauczenia.

Działkowcy uważają, że nie ma już sensu walczyć o zakaz budowy i rekultywację lasu. Liczą jedynie na to, że VIPy oddadzą im drogę i nie będą dalej przeszkadzać w uprawianiu własnych ogródków.

Czytaj również:

Lubou Łuniowa, PJ/belsat.eu

Aktualności