Turkmeńska służba zdrowia przegrywa z epidemią pasożytów pokarmowych. Problemu nie widzi jednak administracja kraju rządzonego przez dentystę-dyktatora.
O skali zatajonej epidemii pisze azathabar.com, którego korespondent rozmawiał z turkmeńskimi lekarzami. Proszący o zachowanie anonimowości medycy twierdzą, że kryzys sanitarny trwa od lat.
– To głównie owsiki, glisty ludzkie i lamblie. Problem stał się poważny trzy lata temu, sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej w ubiegłym roku. Obecnie infekcja ma charakter masowy, szczególnie u dzieci w wieku przedszkolnym i kobiet w ciąży – relacjonował korespondent azathabar.com po rozmowie ze stołecznymi lekarzami.
Według specjalistów, chociaż liczba zachorowań gwałtownie wzrosła, badania na obecność pasożytów są rzadkie. W związku z tym pacjenci są niewłaściwie leczeni.
– Bardzo często dzieci i ciężarne są leczone z anemii i zapalenia dróg żółciowych, a nie na zarażenie pasożytami, co jest przyczyną chorób – wyjaśniał anonimowy lekarz.
Według niego w tym roku stwierdzono infekcję pasożytniczą u 20-30 proc. pacjentów zbadanych pod tym kątem w przychodniach rejonowych.
– Nawet specjaliści są zaskoczeni takim wynikiem, ale nikt nie analizuje przyczyn epidemii i nie usiłuje jej zapobiec – twierdzi niezależny portal.
Skala zjawiska ma wynikać częściowo z ignorancji służby zdrowia. Częstokroć pacjenci muszą sami domagać się badania pod kątem pasożytów. Lekarze podają też przykłady celowego zatajania problemu przez placówki służby zdrowia.
– W przedszkolach ten problem istniał od zawsze, ale wcześniej były rutynowe kontrole – przyznał pracownik służby zdrowia. – Znam przypadki, w których w przychodnie od razu wyrzucały próbki przywiezione z przedszkola.
Poza ignorancją i celowymi zaniedbaniami służby zdrowia, specjaliści podają także inne powody epidemii. To upadek kultury higieny i korupcja panujące w ubożejącym społeczeństwie.
– Pracownicy bazarów, sklepów i gastronomii pracują bez rękawiczek. A książeczki zdrowia wyrabiają i przedłużają bez badania lekarskiego. Dają za nie po 200 manatów [450 złotych] – relacjonuje korespondent azathabar.com.
Lekarze przekonują, że epidemia wynika także z kryzysu finansowego w rządzonym przez dyktatora Turkmenistanie. W kraju brakuje lekarstw, prywatne apteki zostały zamknięte, a państwowe podniosły ceny dwukrotnie. Mieszkańcy mają też problem z dostaniem się do lekarza i jakością opieki medycznej.
Od dwóch dekad turkmeńska dyktatura nie publikuje oficjalnych statystyk dotyczących zdrowia ludności. Władze usiłowały też zataić wzrost zachorowań na żółtaczkę i ubiegłoroczne przypadki zarażenia się ludzi “wielbłądzią ospą”, a masowy pomór tych zwierząt tłumaczyły głodem. W tym samym czasie administracja dyktatora-dentysty chwali się nowymi osiągnięciami krajowej medycyny w walce z gruźlicą i deficytem jodu.
pj/belsat.eu wg azathabar.com