"Zaopiekuj się mną", czyli przygody zagranicznych kibiców na rosyjskim mundialu


Argentyńscy kibice zachwyceni dziurą w rosyjskiej drodze.
Zdj. Facebook

Beztroskie i niezaradne fajtłapy, które nie poradziłyby sobie w rosyjskich realiach bez pomocy samych Rosjan i bez opieki troskliwych rosyjskich służb. Głównie taki obraz zagranicznych kibiców wyłania się z coraz liczniejszych relacji o najnowszych przygodach „inostranców” w Rosji. Pozostaje pytanie – czy to ci cudzoziemcy są takimi fajtłapami, czy te realia są zbyt surowe?

Rosjanie uwielbiają chwalić się tym, że cudzoziemcom nie dane jest pojąć ani tajemniczej rosyjskiej duszy, ani surowych realiów ich kraju. Zgodnie ze słowami klasyka: „Rozumem Rosji nie ogarniesz”. A przygody zdezorientowanych obcokrajowców na gościnnej rosyjskiej ziemi to temat nie tylko anegdot, ale nawet klasyki filmowej – od „Nieprawdopodobnych przygód Włochów w Rosji” Eldara Riazanowa po „Oczy czarne” Nikity Michałkowa, gdzie głównym bohaterem też zresztą jest Włoch.

Co prawda reprezentacja Italii poległa w eliminacjach, więc na trwających Mistrzostwach Światach w Piłce Nożnej Włochów nie ma. W medialnych doniesieniach godnie zastępują ich za to przedstawiciele innych nacji, którzy towarzyszą na trybunach swoim piłkarzom. Ich perypetie, chętnie przytaczane przez media, doskonale wpisują się w tradycyjną narrację.

Nieustraszeni Helweci

O status okołomundialowych gwiazd niewątpliwie zawalczyli Szwajcarzy, którzy jadąc samochodem na mecz swojej reprezentacji z Brazylią w Rostowie nad Donem, dojechali do… strefy działań bojowych w Donbasie. I to na pierwszą linię.

– Nawigacja zasugerowała im drogę przez okupowany Donieck. Nocować zamierzali w hotelu w okupowanej Ambrosijewce! – pisała o nich ukraińska wolontariuszka i dziennikarka Anna Dombrowskaja.

Beztroscy Helweci nie mieli pojęcia, że w regionie trwa wojna, szokiem były więc dla nich zrujnowane domy, które widzieli po drodze. Dla Dombrowskiej było zaś szokiem, jak przez swoje posterunki przepuścili ich ukraińscy żołnierze…

Niestety, źródła nie donoszą już, czy to ta sama dzielna ekipa (czy też ich inni równie nierozgarnięci pobratymcy) w równie pomysłowy sposób zarezerwowała sobie hotel w Rostowie. Owszem, data i ilość gości się zgadzała, ale nie zgadzał się Rostów. Turyści zabukowali sobie pokoje w Rostowie Wielkim – mieście położonym 1300 km na północ od Rostowa nad Donem.

Rostów nad Donem i Rostów Wielki. Google Maps.

W taką samą pułapkę wpadli potem dwaj Argentyńczycy. Zamiast do Niżniego Nowgorodu przyjechali do Nowgorodu Wielkiego. Pomylili się o niecałe 1000 km. Od razu stali się tam jednak lokalną atrakcją i jak twierdzą, zorganizowano im taki pobyt, że nie żałują niczego.

Hotel pod miastem

Wkrótce potem podobnym wyczynem popisał się burmistrz kolumbijskiego miasta Floridablanca. Hector Rueda przyleciał wraz z małżonką do Sarańska, aby kibicować swoim podczas meczu z Japonią. Po przegranej 1:2 para kibiców ruszyła na poszukiwania swojego hotelu, który zarezerwowali „gdzieś w okolicy”. Niestety, ich próby były z góry skazane na niepowodzenie: hotel znajdował się w Penzie – mieście oddalonym od stadionu w Sarańsku o jakieś 150 kilometrów.

Ale przecież skąd Kolumbijczyk mógł wiedzieć, że w skali Rosji 150 km to naprawdę niedaleko, a wielu mieszkańców Moskwy dalej ma nawet swoje działki? Nad nieszczęśnikiem i jego żoną ulitował się docent z Mordowskiego Uniwersytetu Państwowego w Sarańsku, zatrudniony przy mistrzostwach jako tłumacz. Znalazł zagubione małżeństwo na parkingu i zabrał do domu.

Stadion “Mordovia Arena” w Sarańsku.
Zdj. 1rre.ru

Mundialowa miłość

Inna sprawa, że na niektórych kibiców trzeba bardzo uważać. Przekonała się o tym równie żądna mocnych wrażeń co naiwna turystka z Chin, która w Moskwie nawiązała bardzo bliską znajomość z dwoma innymi sympatycznymi kibicami Argentyny. Gorący południowcy zawrócili w głowie jej tak bardzo, że Chinka bez wahania poszła z nimi do hotelu, gdzie bez większych oporów zgodziła się uprawiać z nimi seks. Młodej kobiecie nie spodobało się tylko, że jeden z jej partnerów nagrywał wszystko na telefon, więc zgłosiła sprawę na policję.

Funkcjonariusze niebawem wpadli na trop rzekomych latynoskich kochanków. Rzekomych dlatego, że obaj okazali się… Ormianami pochodzącymi z rosyjskiego Piatigorska. Byli bardzo zdziwieni pretensjami i przekonywali, że tylko bariera językowa nie pozwoliła im zrozumieć, iż ich nowa przyjaciółka nie życzy sobie rejestrowania wspólnych igraszek. Zapewniali też, że Chinka była bardzo zadowolona ze spędzonego z nimi czasu, bo na pożegnanie dała im jeszcze 30 dolarów – „na flaszkę”.

Pikantna maskotka

Ale to niejedyny wątek erotyczny, który „rozsławił” ten mundial. O drugim stało się głośno wskutek fatalnej wpadki samych organizatorów. Chcąc za wszelką cenę zademonstrować piękno Rosji i jej otwartość na zagranicznych kibiców sięgnęli po tradycyjny środek – ładne rosyjskie dziewczyny. I o ile z tym pięknem wyszło nawet nieźle, to już z otwartością – co najmniej dwuznacznie: przez dobry tydzień jako najgorętszą kibickę mundialu reklamowano efektowną i skąpo przyodzianą blondynkę, która okazała się… gwiazdką porno.

“Najgorętsza kibicka mundialu” Natalia Niemczynowa.
Zdj. rt.com

Wścibskim internautom udało się sprawdzić jej dane na widocznym na jednym ze zdjęć identyfikatorze kibica. Wypatrzyli, że to niejaka Natalia Niemczynowa, znana także pod kilkoma pseudonimami jako aktorka ostrych filmów dla dorosłych, w których przyodziana jest jeszcze bardziej skąpo niż w „kibicowskich” sesjach. Lub nieprzyodziana wcale. W trybie natychmiastowym atrakcyjną Nataszę trzeba było więc usuwać z mundialowych banerów w TV i zastępować ją zdjęciem innej dziewczyny.

Drażliwe kwestie językowe

Ale akurat ten skandalik obyczajowy zapewne nie wpłynął na odbiór mistrzostw przez tę część kibiców, która już wcześniej popisywała się co najmniej niestosownym zachowaniem w stosunku do rosyjskich dziewcząt. Jak – w łagodniejszej wersji – Meksykanin paradujący po Rostowie w reprezentacyjnej koszulce z cyrylicznym napisem „Nieżonaty” zamiast nazwiska, a w ostrzejszej – kibice z Brazylii uczący po portugalsku młodą Rosjankę wulgarnego tekstu na jej własny temat.

“Nieżonaty” Meksykanin w Rostowie nad Donem.
Zdj. vk.ru

Czytajcie więcej:

O takich „językowych lapsusach” cudzoziemców, podobnie jak o innych ich wybrykach, też oczywiście się pisze, choć nie jest to główny nurt doniesień. Wyjątkiem są serwisy społecznościowe, na których o tej innej stronie mundialu pisze się zdecydowanie bardziej otwarcie. Na jednym z nich zawiązała się nawet grupa „Buceta rosa”. Nawiązując nazwą do treści chamskiego dowcipu Brazylijczyków, piętnuje rosyjskie dziewczyny utrzymujące kontakty z zagranicznymi kibicami.

Jedzie pociąg z daleka…

Ale skoro wskutek bariery językowej oraz sportowych i pozasportowych uniesień na rosyjskim mundialu można pomylić nawet Argentyńczyka z Ormianinem, to nie powinno już dziwić nikogo banalne poplątanie Wołogdy z Wołgogradem. Oczywiście oprócz tych, którym udało się tej sztuki dokonać.

19 czerwca na dworcu w Wołgogradzie pojawił się nieco zagubiony Chińczyk. Uporczywie szukał w rozkładzie swojego pociągu, który według biletu powinien był odjechać o 1:37 w nocy. Ale na tablicy go nie było, poszedł więc z prośbą o wyjaśnienia do kasy.

– Pracownicy na początku też próbowali znaleźć w rozkładzie ten pociąg, ale kiedy przyjrzeli się uważnie biletowi, okazało się, że Chińczyk kupił bilet na pociąg z Wołogdy (myląc ją z Wołgogradem) – wyjaśniał na konferencji prasowej szczegóły incydentu sam minister transportu Rosji Jewgienij Dietrich.

Pechowemu kibicowi wyszukano bilet we właściwym kierunku, ale zaraz potem z takim samym problemem zgłosiły się dwie Chinki. Też udzielono im pomocy i wyjaśniono przy okazji, że oba miasta dzieli prawie półtora tysiąca kilometrów. Jasne, że takie odległości akurat dla turystów z Kraju Środka to nic strasznego. Tylko ten język rosyjski taki trudny…

Bilet klasy biznes

Jedni podróżują pociągami, inni preferują samoloty. Na „wyjątkową okazję” – w postaci prywatnego czarteru lotniczego – skusiło się kilku kibiców z Arabii Saudyjskiej, którzy ze smutkiem dowiedzieli się, że w dzień poprzedzający mecz ich drużyny z Egiptem nie ma już biletów na żaden rejs z Moskwy do Wołgogradu.

Skorzystali więc z oferty człowieka, który przedstawił się jako przedstawiciel prywatnego przewoźnika. Obiecał Saudyjczykom, że załatwi im przelot i zainkasował od jednego z nich opłatę z góry. Potem oczywiście więcej nikt go już nie widział. Podobnie jak obiecanej umowy oraz… wręczonych mu 120 tys. euro i 110 tys. dolarów. Nie mówiąc już o samolocie. – Jak to w ogóle było możliwe? – pytają dziennikarze zszokowani porażającą naiwnością turystów, jak i niebotyczną sumą, którą stracili.

– U nas nawet nasi obywatele niczego nie rozumieją w kwestiach prawnych. A co tu dopiero mówić o cudzoziemcach? – odpowiada pytaniem na pytanie Radia Business FM moskiewski adwokat i były śledczy Stanisław Łagojko.

Od przydrożnych toalet – lepsze seppuku!

Jeżeli sprawa – jak w ostatnim przypadku – nie pachnie kryminałem, wszystko to jest bardzo zabawne i na pewno oprócz współczucia wzbudza poczucie pewnej pobłażliwości dla sympatycznych nieudaczników, którzy nie mogą sobie poradzić w sytuacjach dla każdego Rosjanina całkowicie oczywistych. Jednak niektóre doniesienia o przygodach cudzoziemców w Rosji można odbierać nieco inaczej. Nie jako przejaw nieznajomości kraju i jego zwyczajów przez gapowataych „inostranców”, ale wręcz jako sygnał, że jednak niektóre porządki panujące w Rosji są poza jej granicami po prostu nie do zaakceptowania.

Bo np. o wiele gorszym doświadczeniem niż nawet strata pokaźnej sumy wydanej na fikcyjny przelot samolotem, może okazać się zwykła z pozoru podróż autobusem odbyta po rosyjskiej prowincji. Wyprawę taką zaryzykowała grupa Japończyków udających się z Sarańska do Jekaterynburga – na mecz reprezentacji swojego kraju z Senegalem. I o mało się na ten mecz nie spóźniła.

Японские болельщики чуть не опоздали на матч в Екатеринбурге из-за туалета на автовокзале. Автобус с японцами ехал из…

Opublikowany przez Mash/Мэш Poniedziałek, 25 czerwca 2018

Po drodze kierowca zatrzymał się na planowy postój „za potrzebą”. I właśnie tam, we wsi Poczynki doszło do autentycznego konfliktu cywilizacji – co prawda na lokalną skalę. Na widok zademonstrowanej im toalety obywatele Kraju Wschodzącego Słońca doznali głębokiego szoku kulturowego. Kategorycznie odmówili skorzystania z tego przybytku i grzecznie (ale ze zrozumiałych względów stanowczo) poprosili kierowcę, aby natychmiast dostarczył ich w jakieś miejsce bardziej nadające się do użytku. Ten niewiele myśląc, zawiózł ich do siedziby lokalnych władz.

– Po krótkiej wycieczce po budynku, którą zorganizowali urzędnicy administracji, Japończycy z ulgą ruszyli w drogę – nieco w wieloznaczny sposób podkreślając tę „ulgę” opisuje całą historię dziennikarz agencji informacyjnej Nowyj Dień.

Kibice wyzwaniem dla drogowców

Czasem jednak lokalne władze potrafią pomóc nie zagranicznym kibicom, ale dzięki kibicom – samym Rosjanom. Którzy bez najazdu gości z zagranicy pewnie czekaliby na banalną interwencję latami, lub nie doczekali się jej nigdy. Tak właśnie stało się w Niżnim Nowgorodzie, gdzie tylko dzięki mundialowi udało się… załatać dziurę w jednej z ulic.

Stało się to możliwe dzięki kibicom z Chorwacji i Argentyny, którzy po meczu ich drużyn natrafili na ten niezwykle egzotyczny dla nich obiekt małej architektury miejskiej i zaczęli sobie robić z nim (i w nim) zdjęcia.

Zdj. Facebook

Fotki rozeszły się błyskawicznie po serwisach społecznościowych i dopiero wtedy ze słynną już na cały świat dziurą uporały się służby miejskie. Załatano ją następnego dnia – zapewne ku żalowi zagranicznych turystów, ale ku niekłamanej radości mieszkańców Niżniego Nowgorodu.

A zazdrośni o tak sprawne działania władz, mieszkańcy innych rosyjskich miast wklejają teraz przy pomocy Photoshopu wesołych Chorwatów w inne obiekty, które od lat wymagają pilnej naprawy: od deptaku w Omsku, z którego notorycznie ginie kostka brukowa, aż po słynną dziurę w jednej ulic w Nowosybirsku, która doczekała się już nawet własnego konta w Twitterze.

Zdj. Siet’ Gorodskich Portałow

Autorzy tej zabawnej internetowej akcji zadają jednak tym samym znacznie poważniejsze pytanie: ile tak wielkich imprez musiałoby się odbyć w Rosji i ilu musiałoby przyjechać do niej cudzoziemców, aby przy okazji kraj ten stał się przyjazny dla samych Rosjan? I nie na pokaz i nie w ciągu jednego miesiąca, ale po prostu na co dzień.

cez/belsat.eu

Czytajcie również:

Aktualności