Naszej redakcji udało się skontaktować z Jauhienem Zajczkinem, którego białoruskie media uznały wczoraj za pierwszą ofiarę śmiertelną pacyfikacji protestów w Mińsku.
Jauhien Zajczkin to jeden z rannych, którego z powodu wytatuowanej klatki piersiowej pomylono z nieznanym z nazwiska mężczyzną, ciężko ranionym odłamkami granatu hukowego w klatkę piersiową. Według Centrum Obrony Praw Człowieka “Wiasna” ofiarą śmiertelną pacyfikacji jest demonstrant rozjechany przez milicyjną więźniarkę. Zmarł z powodu poważnych obrażeń głowy.
Jauhien opowiedział nam, jak został pobity, trafił do więźniarki, i co dzieje się z nim teraz.
– Pana zdjęcie obiegło wszystkie media i sieci społecznościowe. Co się wczoraj z panem stało?
– Zatrzymali mnie, rozbili usta, dostałem wstrząśnienia mózgu i zasłabłem. Wezwali pogotowie i pewnie wszystko się stało w momencie, gdy przenosili mnie z więźniarki do karetki. Ci, którzy robili zdjęcia, pewnie nie wiedzieli co się stało i dopisali resztę.
– Co się wydarzyło później? Był pan w szpitalu?
– Tak. Udzielili mi pierwszej pomocy w mieście, gdy karetka przebijała się do mnie. Potem odwieźli mnie do szpitala.
– Jak się pan teraz czuje? Gdzie się pan znajduje i czy milicja spisała protokół naruszenia prawa?
– Byłem w szpitalu. Był tam funkcjonariusz milicji, rozmawialiśmy z nim, opowiedziałem mu, co się wczoraj stało i podpisałem protokół. Przyszedł doktor, poprosiłem go o wypis. Popatrzył na wyniki badań, sprawdził, co mi zrobili. Powiedział, że nie mam złamań i jeśli chcę, to mogę iść do domu.
– Na pana profilu jest informacja, że mieszka pan w Gdańsku.
– Tak, byłem w Polsce i przez rok mieszkałem w Gdańsku.
– Ale teraz mieszkał pan na Białorusi?
– Mieszkałem na Litwie, ale kiedy zaczęła się pandemia, wróciłem na Białoruś. Jestem tu już od czterech miesięcy.
– Dlaczego wyszedł pan na ten protest?
– Tak jak wszyscy, chciałem się cieszyć z wygranej Cichanouskiej. Myślałem, że oficjalne wyniki będą inne.
– Ale wyniki są różne. Widział pan, że w 86 lokalach oficjalnie wygrała Cichanouskaja? Tam, gdzie nie fałszowano wyników. Co pan o tym myśli?
– To całkiem dobrze, jeśli tak jest. Ale wątpię, czy to coś zmieni. Ale tak, to bardzo dobra wiadomość, radosna.
– Myśli pan, że protesty będą trwać?
– Myślę, że potrwają jeszcze jakiś czas, ale nie takie, jak wczoraj.
– Co myśli pan o działaniach służb? Był pan świadkiem strzelania do obywateli?
– Tak, byłem wtedy w więźniarce, aż straciłem przytomność. To było straszne.
– Stracił pan przytomność, bo pana uderzyli, czy zasłabł pan?
– Myślę, że straciłem dużo krwi i mam wstrząśnienie mózgu.
– Jak to się stało, że pan krwawił i doznał urazu głowy? Został pan pobity? Zatrzymany podczas łapanki?
– Z bratem i dziewczyną poszliśmy pod Obelisk [Mińsk Miasto Bohater – przyp. red.]. Przyjechał autobus OMONu i 5-6 osób zaczęło zatrzymywać ludzi z użyciem siły.
– Stawiał pan opór?
– Nie. Gdy zrozumiałem, że do mnie biegną, ukląkłem i podniosłem ręce.
– I co było dalej?
– Widziałem zamach i uderzyli mnie pałą. Najpierw w twarz, pociekła krew, potem bili po ciele.
– A co się stało z bratem i dziewczyną?
– Brata zatrzymali. Nie wiem, co z nim, nie ma go w domu. Jego dziewczyna powiedziała, że do 2 w nocy była z nim łączność. Ale co z nim teraz, nie wiem.