Wieczorem OMON wdarł się do kilku domów. Używając siły zatrzymano kilkudziesięciu mężczyzn. Brutalny nalot na romskie siedliska w Mohylewie odbył się po zabójstwie milicjanta, który przed śmiercią wskazał podobno na „cygański ślad”. Na miejscu była reporterka belsat.eu.
Ciało Jauhiena Patapowicza, 22-letniego funkcjonariusza drogówki, znaleziono w czwartek w nocy w lesie pod Mohylewem. W ciągu dni pełnił służbę i miał wyjechać do dzielnicy Czapajeuka, na miejsce wypadku. Według jednej z wersji szedł pieszo i poprosił o podwiezienie kierowcę czarnej wołgi.
A o 18:27 wysłał kolegom powiadomienie:
„Pilne. Czarna wołga. Trzech Cyganów. Tablice rejestracyjne rosyjskie”
Jego zwłoki odnaleziono po kilku godzinach.
Milicja rozpoczęła akcję „Syrena”: dyżurowała na wszystkich wyjazdach z miasta i na obwodnicy. W całym kraju zatrzymywano czarne wołgi i sprawdzano właścicieli. Poszukiwanego pojazdu, ani przestępców nie udało się jednak tego dnia zatrzymać.
Nocą uzbrojeni funkcjonariusze OMON-u wkroczyli do romskich domów w Czapajeuce. Mężczyzn i kobiety rzucano na podłogę i bito kolbami automatów. Dziesiątki zatrzymanych do tej pory znajdują się w areszcie.
Mohylewska Czapajeuska to spora dzielnica domów jednorodzinnych. Mieszkają w niej obok siebie Białorusini i Romowie. Większość mieszkańców jest jeszcze w pracy. Od czasu do czasu ulicą przechodzą tylko starsi ludzi. Pytamy, gdzie znaleźć Cyganów.
– A gdzie większy dom, to oni – mówi jedna z babć.
Pokazuje na dom z rzeźbionym w drewnie balkonem. Podobno mieszka tu cygański baron lub ktoś z jego rodziny. Zza płotu słychać głosy, ale nikt nie otwiera,
– W zasadzie nie ma z nimi żadnych problemów, ale staram się ich omijać. Jeszcze co zrobią? – mówi starsza kobieta, nieufnie spoglądając na niebieski balkon. – Wcześniej chcieli wróżyć, a ja tego nie lubię, bo jestem wierząca.
W końcu ulicy dostrzegamy Cygankę. Idzie powoli, ze spuszczonym wzrokiem. Biegnie przy niej pies, który co chwilę trąca ją nosem.
– Wracam z aresztu, zaniosłam synowi paczkę – mówi, pokazując sklejone marmoladki. – Wszystko przyjęli, a cukierków nie. Powiedzieli, że nie wolno.
Poprzedniego dnia Luba (na jej prośbę zmieniliśmy imię) siedziała z rodziną przy stole. Odwiedziła ich matka i szwagier.
– Usłyszeliśmy łomot do drzwi. Otworzyliśmy, a ty wpadają OMON-owcy z automatami. Zaczęli krzyczeć i rzucać nas na podłogę. Dzieci są małe, płakały… Nie rozumieliśmy, dlaczego do nas przyszli – opowiada kobieta.
Chwilę potem podjeżdża do nas samochód. Wysiada z niego Rom w białej koszulce polo. To mąż Luby.
– Kiedy zobaczyłem jak biegną, to sam położyłem się na podłodze – żeby nie bili – kontynuuje opowieść żony. – Dostałem kolbą trzy razy: w głowę i pomiędzy łopatki. Krzyczeli „Zamknijcie się, suki! Pozbędziemy się was stąd!”
Leżąc ojciec widział, jak milicjanci biją jego dwóch synów. Potem wszystkich zapakowano do samochodów i zawieźli na komendę.
– Zaprowadzili nas do dużej sali gimnastycznej. Kazali stanąć twarzą do ściany. Trzymali wszystkich razem, mężczyzn i kobiety. Kiedy mężczyzn gdzieś zabrano, milicjantki kazały kobietom się rozebrać i robić przysiady – mówi Luba.
Ją i męża wypuszczono o 5 nad ranem, ale obu synów zatrzymano na 72 godziny. Rzekomo pod zarzutem „drobnego chuligaństwa” – w protokole zapisano, że oddawali mocz w miejscu publicznym…
– Ale naprawdę krzyczeli: „Będziecie siedzieć, dopóki nie znajdzie się zabójca!” – relacjonuje matka zatrzymanych.
Jej mąż dodaje, że kiedy jeden z synów przechodził skuty korytarzem, to zdążył powiedzieć, że biło go po twarzy trzech milicjantów.
– Zrozumcie, nikt z naszych nigdy nie zabiłby milicjanta! Gdyby Cygan takie coś zrobił, to sami byśmy to z nim załatwili! No i Cyganie nie jeżdżą wołgami, tylko zagranicznymi samochodami… – wzdycha.
Luba zaczyna w końcu płakać:
– Od kiedy pojawiły się informacje, że porucznika zabili Cyganie, odczuwamy nienawiść ze strony innych ludzi. A milicjanci traktują nas jak bydło…
Obok stoi jeszcze jeden cygański dom. Nikt nie odpowiada na stukanie – podobno gospodarza i jego całej rodziny jeszcze nie zwolniono z milicji. Po półgodzinie bramę otwiera starszy człowiek.
To Michaił, który tylko pomaga Romom w gospodarstwie. Wczoraj też dostało mu się od milicji – na dowód pokazuje nam czarnofioletową plamę na swetrze. Nie chce opowiadać szczegółów.
– Najpierw trzeba trochę dojść do siebie – mówi i zapala papierosa.
Julia Hanczarowa, rzeczniczka Komitetu Śledczego Białorusi nie zauważyła jednak, że po głośnym zabójstwie zaszło coś nadzwyczajnego w stosunku do mieszkańców.
– Wspólnie z funkcjonariuszami operacyjnymi milicji oraz ekspertami wciąż jest kontynuowane wyjaśnianie okoliczności popełnionego przestępstwa. Trwają niezbędne czynności śledcze i działania operacyjno-poszukiwawcze. Są przesłuchiwani świadkowie. Trwa planowa praca w ramach postępowania karnego – oznajmiła Hanczarowa w wywiadzie dla Radia Swaboda.
Oficjalnego potwierdzenia milicyjnych nalotów oraz zatrzymań nie ma. Milicja omawia komentarzy w tej sprawie.
Kaciaryna Andrejewa, cez/belsat.eu