Wyrzutnie HIMARS zamkną Bramę Brzeską z Białorusią? WIDEO PL


Polska kupiła broń, którą może przeciwstawić białoruskim Polonezom i rosyjskim Iskanderom. Ekspert Fundacji Pułaskiego twierdzi, że wyrzutnie będą blokować Bramę Brzeską – teren pomiędzy Brześciem i Warszawą – przed atakiem z Białorusi.

Najszybszy kontrakt zbrojeniowy w historii Polski. Jesienią Warszawa zainteresowała się amerykańskimi zestawami rakietowymi HIMARS, a w tym tygodniu je kupiła. Biorąc pod uwagę amerykańską biurokrację, odbyło się to błyskawicznie – mówią eksperci. Na co i dlaczego Polska wydała prawie pół miliarda dolarów?

20 zestawów artylerii rakietowej wysokiej mobilności – amerykańskich HIMARSów – powinno trafić do Polski do 2023 roku.

– Nowe precyzyjne systemy dalekiego zasięgu dadzą polskiemu wojsku nowe możliwości. To także wzmocni współpracę pomiędzy naszymi państwami i pomoże chronić Europę Środkową i Wschodnią przed uderzeniami lotniczymi i rakietowymi przez następne dziesięciolecia – tłumaczy wiceprezydent USA Mike Pence.

Promień działania amerykańskich wyrzutni to 300 kilometrów. Zgodnie z umową, Polska otrzyma 18 zestawów bojowych i dwa ćwiczebne, a także zapas rakiet, sprzętu oraz wsparcie techniczne. Kosztować to będzie 414 milionów dolarów.

Na razie nie wiadomo, czy HIMARSy trafią do istniejącej jednostki wojskowej, czy też powstanie dla nich specjalny oddział. Jednak najpewniej zostaną rozmieszczone przy granicy z Białorusią.

– Rakiety powinny zostać rozlokowane na warszawskim odcinku – tak zwanej Bramie Brzeskiej. Bardzo krótkim, trochę ponad stukilometrowym odcinku pomiędzy polską stolicą i granicą z Białorusią – mówi dyrektor biura analiz Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego Tomasz Smura.

Dzień przed kupnem HIMARSów Alaksandr Łukaszenka wyznaczył nowego ambasadora w Warszawie. Kazał mu pamiętać, że Białoruś nie będzie spokojnie przyglądać się „pobrzękiwaniu przez Polskę bronią”. Jednak dwa lata temu Białoruś pierwsza uzbroiła się w bardzo podobne do HIMARSów zestawy Polonez rodzimej produkcji. Do tej pory Polska nie miała czym na to odpowiedzieć.

Eksperci zwracają uwagę na słowa „wysokiej mobilności” w nazwie nowych wyrzutni. Mówią, że w każdym punkcie Polski HIMARSy mogą się znaleźć w ciągu kilku godzin. Dlatego będą przeciwwagą wcale nie dla Polonezów.

– To uzbrojenie będzie zwrócone przeciwko kaliningradzkiej enklawie Rosji. Zachód od dłuższego czasu w dużym zaniepokojeniem obserwuje militaryzację tego regionu. Szczególnie rozmieszczanie tam uzbrojenia, które ogranicza dostępność tego terytorium w razie wojny – podkreśla szef centrum analitycznego Belarus Security Blog Andrej Parotnikau.

Prawie trzy lata temu w Kaliningradzie pojawiły się rakiety przeciwokrętowe Bał i Bastion oraz przeciwlotnicze zestawy S-400. W razie konfliktu zbrojnego zamkną one przed natowskimi okrętami i samolotami cały wschodni Bałtyk. W ubiegłym roku Rosja dodatkowo wysłała do Kaliningradu Iskandery, które strzelają dalej od HIMARS – na 480 kilometrów.

– To Rosjanie umieścili rakiety Iskander bezpośrednio przy granicach Polski. To Rosjanie naruszają porozumienie o rakietach średniego i pośredniego zasięgu. W porównaniu z rosyjskimi działaniami, odpowiedź Polski jest raczej symboliczna – uważa Tomasz Smura.

Wiadomości
Rosjanie zbroją obwód kaliningradzki, by wywierać presję na Polskę i NATO
2019.01.30 11:49

Rosyjska Duma Państwowa twierdzi, że kupno HIMARSów zagraża Rosji „jedynie teoretycznie”. Moskwa zakłada, że przy polskiej granicy wszystkie asy trzyma rosyjska armia, dlatego żartuje „nie rozśmieszajcie moich Iskanderów” przy każdej sposobności.

– To dla nas obojętne, zagrożenie dla Rosji jest nieznaczne. Wątpliwe, by Polska odważyła się atakować Rosję. Polacy rozumieją, że napadając na Rosję, otrzymają w odpowiedzi cios, i Amerykanie nie będą ich bronić – mówi obserwator wojskowy z Moskwy Wiktor Litowkin.

Jednak w Polsce stacjonują już amerykańskie wojska. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której nie bronią się one przed atakiem ze strony Rosji. Atakować Białorusi Polacy nie mają zamiaru. Teoretyczny (albo fantastyczny) konflikt Warszawy i Mińska, o którym tak lubi mówić Łukaszenka, automatycznie przerodziłby się w wojnę NATO z Rosją. Dlatego Mińsk dalej będzie mówić o „potrząsaniu bronią”, by dalej straszyć Białorusinów konfliktem z Zachodem i okazywać lojalność Kremlowi.

– Jedyną odpowiedzią władz w Mińsku jest wymachiwanie językiem. Na więcej nie ma dziś środków – jest przekonany Andrej Parotnikau.

Możliwe, że nie ma ich, bo przez ostatnie ćwierćwiecze jest to jedyna broń Łukaszenki.

Materiał ukazał się w programie “Świat i my” z Siarhiejem Pielasą

Dzianis Dziuba, pj/belsat.eu

Aktualności