Wypalenie emocjonalne i złe warunki pracy - białoruscy milicjanci rezygnują ze służby


W Borysowie trzech dzielnicowych już od miesiąca nie chodzi do pracy, bo nie mogą się zwolnić. Szefostwo milicji ukrywa tą sytuację, aby uniknąć masowych skarg funkcjonariuszy, jak w Kryczewie.

TUT.BY podaje, że w ciągu ostatniego miesiąca pięciu milicjantów z borysowskiej Komendy Rejonowej Spraw Wewnętrznych napisało podania o zwolnienie, ale kierownictwo nie chce podpisać dokumentów. Dlatego funkcjonariusze siedzą w domu i czekają na zwolnienie dyscyplinarne.

– Teraz tę sytuację się starannie ukrywa, by nie wywołała takiego rezonansu, jak w Krzyczewie – mówi funkcjonariusz dobrze znający sytuację w Borysowie. – Rzecz w tym, że w ciągu ostatniego miesiąca pięciu pracowników borysowskiej Komendy Rejonowej próbowało się zwolnić, ale przez to, że mają tam niekompletne stany osobowe i brakuje milicjantów, komenda nie może sobie pozwolić na utratę tylu osób. Dlatego szefostwo nie podpisuje podań, po prostu je drze i tyle.

Według niego mundurowi próbowali się zwolnić z powodu ciągłego naruszania praw pracownika.

Zobacz też:

Trzech dzielnicowych nie chodzi do pracy od 14 czerwca. Po prostu siedzą w domu.

Dziennikarce Kaciarynie Barysewicz udało skontaktować się z walczącymi o swoje prawa funkcjonariuszami, którzy od razu zapewnili: “Nie było żadnej zmowy, oficjalnych skarg do kierownictwa, każdy zdecydował o odejściu samodzielnie”.

-Wypaliłem się emocjonalnie. Tak, nie chodzę do pracy. Po prostu podjąłem taką decyzję, i dawanie jakichkolwiek komentarzy byłoby teraz podłe. Sześć lat przepracowałem w takim systemie. Teraz zmieniłem priorytety, rodzina jest ważniejsza – mówi jeden z dzielnicowych.

Dwóch jego kolegów znalazło się w niezbyt komfortowej sytuacji: są młodymi specjalistami z dyplomami wyższych uczelni i swoją naukę powinni odpracowywać pięć lat. Do tej pory przepracowali tylko dwa. W razie zwolnienia każdy z nich będzie musiał oddać państwu 10 tysięcy dolarów za studia finansowane przez państwo.

– Trwa kontrola służbowa, dokumenty są przesłane do Mińska. Nawet nie wiem, czy jestem już oficjalnie zwolniony, czy jeszcze nie – mówi funkcjonariusz z Borysowa. – Szkoda, że nie dali popracować. Świadomie wybrałem ten zawód. Dlaczego zrezygnowaliśmy? Przez nienormowany czas pracy, odbierane dni wolne, chociaż według prawa mogą nas wzywać tylko w nadzwyczajnych sytuacjach. I to dotyczy strażaków i załóg karetek, a nie dzielnicowych milicjantów. Możliwe, że gdzieś były ukryte pułapki, ale jesteśmy młodzi, a stawki były dobre.

-Rzeczywiście, trzech funkcjonariuszy borysowskiej komendy nie przychodzi na służbę. Głównym powodem jest niechęć do dobrowolnego wykonywania obowiązków służbowych. Dodam, że wobec nich wszystkich toczą się postępowanie dyscyplinarne, w większości przypadków w związku z nienależytym rozpatrywaniem skarg i podań obywateli. W związku z unikaniem pracy prowadzona jest kontrola służbowa. Milicjanci zostaną zwolnieni z organów spraw wewnętrznych. Borysowska Komenda Rejonowa pracuje w normalnym trybie – mówi Jauhen Saczak, oficjalny przedstawiciel Wydziału Spraw Wewnętrznych Mińskiego Obwodowego Komitetu Wykonawczego.

Czytaj także:

Kaciaryna Barysewicz, zdjęcie – Wasil Fedosienka/Reuters

Aktualności