„Wujek dobra rada” Kremla - Rosjanin, Białorusin czy Polak?


Jedną z barwniejszych postaci rosyjskiej Dumy jest pochodzący z białoruskiej Oszmiany Franc Klincewicz. Polityk, który przyznaje się do swoich polsko-białoruiskch korzeni, jest jednak osobą znaną z radykalnie nacjonalistycznych poglądów.

Senator widmo

W rosyjskich mediach znów głośno zastępcy przewodniczącego Komisji ds. obrony i bezpieczeńctwa Rosji. Klincewicza zarzekał się, że “nie było go” w luksusowym sanatorium, w którym wystawiono mu rachunek na 4 600 dolarów. Według sądu i monitoringu spędził tam jednak trzy tygodnie. Na początku czerwca bieżącego roku moskiewski sąd nakazał Francowi Klincewiczowi zapłacić luksusowemu sanatorium dla inwalidów wojennych „Ruś” należność za 21 dni rehabilitacji. Według ośrodka, polityk spędził tam trzy tygodnie w “apartamencie prezydenckim”, w którym gościł m.in. Michaił Gorbaczow. Kuracja ma wiceprzewodniczącego Związku Weteranów Afganistanu 4 600 dolarów, na które składały się zabiegi medyczne, najwyższej jakości wyżywienie i samo obsługa. Jak podaje Echo Moskwy, koszty te może podzielić ze swoją ówczesną “współlokatorką” Iriną Limajewą. Klincewicz twierdzi jednak, że ani w sanatorium nie mieszkał, ani żadnej Limajewej nie zna. Jednak ani monitoring, ani sąd oszukać się nie dał. A pobyt w sanatorium byłby darmowy, gdyby tylko pacjent przedstawił stosowne skierowanie lekarskie.

Kara śmierci za sabotaż

W sierpniu 2012 roku ten prominentny polityk stał się popularny w mediach jako propagator przywrócenia w Rosji kary śmierci, zabronionej w 2009 przez Sąd Konstytucyjny FR. Nie żądał on jednak tego rodzaju kary dla morderców i brutalnych kryminalistów, a inżynierów i dowódców odpowiedzialnych za katastrofy statków kosmicznych, okrętów podwodnych, a także kierowników państwowych projektów. Bojąc się tej kary, mieliby oni bardziej dbać o państwowe pieniądze. Pomysł ten przypomina sowieckie paragrafy przeciwdziałające “szkodnictwu gospodarczemu” i “sabotażowi wojennemu”.

AAAADom Hilera kupię

W 2013 roku deputowany zabłysnął chęcią pomocy austriackiej gminie Braunau. Dowiedział się on, że miasto ma problem z rodzinnym domem Adolfa Hitlera, w którym nikt nie chce mieszkać, a miasto uważa umieszczenie tam urzędów za niestosowne. Zaproponował, że za 2 miliony euro wykupi on nieruchomość, tylko po to, by ją zburzyć. Pomysł spalił się na panewce, gdyż dom jest częścią zabytkowej starówki.

Ten rosyjski senator nie jest znany jedynie jako entuzjasta kary śmierci, wróg pamiątek po Fuehrerze i ojciec rajdowca Ferrari. Znamy go głównie z krytykowania i doradzania władzom innych krajów. Polscy czytelnicy z pewnością nie raz słyszeli jego pełne pretensji i dobrych rad wypowiedzi. Franc Klincewicz uważa się bowiem za eksperta w sprawach obronności, nie tylko Rosji, ale też innych krajów. Obecny zastępca przewodniczącego Komisji ds. Obrony i Bezpieczeństwa Rady Federacji (wyższej izby rosyjskiego parlamentu) często występuje przed kamerami, gdzie przedstawia swoje zdanie na aktualne tematy, które można też odczytywać jako nieoficjalne stanowisko Kremla.

Wujek dobra rada

Po paryskich zamachach terrorystycznych w listopadzie 2015 roku został “dyżurnym politykiem” udzielającym Zachodowi rad, jak należy działać w zaistniałem sytuacji. Moskiewskie media przekonywał, że zamach jest “skutkiem nieprzemyślanej polityki imigracyjnej Francji” a przede wszystkim tego, że Francja nie potraktowała poważnie rosyjskich “ostrzeżeń przed tym, że do kraju przenikają bojownicy islamscy”. Senator dodał, że do podobnych zamachów może dojść również w innych państwach Europy. Po zabójstwie pracownika belgijskiej elektrowni atomowej w Charleroi nawoływał, że “należy maksymalnie zwiększyć ochronę wszystkich europejskich elektrowni atomowych, w tym w Rosji, ze względu na potencjalne zagrożenie terrorystyczne.”

Majdan – spisek CIA

Tego głośnego polityka często można było zobaczyć w mediach w związku z wojną na wschodzie Ukrainy. Gdy w marcu 2014 roku separatystyczny rząd Krymu zwrócił się do Rosji z prośbą o włączenie w skład Federacji, to właśnie z jego ust padły słowa o możliwie jak najkrótszym terminie rozpatrzenia sprawy przez Dumę.

– Myślę, że do końca marca wszystkie procedury prawne zostaną zakończone” – sugerował.

Nie jeden raz otwarcie krytykował zarówno rząd w Kijowie, jak i państwa NATO, zainteresowane konfliktem. Po doniesieniach Interfaxu o obecności dyrektora CIA Johna Brennana w Kijowie w kwietniu 2014 roku, negował samodzielność władz Ukrainy.

– Szefowie resortów siłowych Kijowa niczym nie dowodzą. Przyjechali tam emisariusze zagranicznych służb specjalnych, w tym USA. Najpierw dokonali zamachu stanu, a teraz trwa próba utrzymania władzy – cytowała go agencja informacyjna RIA Nowosti.

W wywiadzie dla portalu politobzor.ru jeszcze bardziej wgłębiał się w temat Majdanu jako spisku USA twierdząc, że „dziś mało kto wie, że Majdanem zarządzał Pakistańczyk, przebywający w Polsce z przygotowaną bazą superkomputerów i paroma ludźmi.”

Kilka miesięcy później, w listopadzie 2014 roku od niego dowiedzieliśmy się, że rosyjska Duma uznała wyniki wyborów w Donbasie, oraz planuje z nowymi władzami współpracować.

– Już sam fakt pomyślnego przeprowadzenia wyborów w skrajnie trudnych – faktycznie wojennych – warunkach świadczy o tym, że mieszkańcy tych republik popierają urzędujące władze, uważając je za swoje.(…) Będziemy z nimi współpracować, jak z każdymi legalnymi władzami – cytowała go agencja Interfax.

„Gdy Polska była przy Rosji, zawsze rozkwitała”

Klincewicz oprócz śledzenia polskiego wątku w spisku przeciw Rosji, nie raz angażował się w sprawy polsko-rosyjskie. Interweniował m.in. w sprawie rzekomo dewastowanych i usuwanych z polskich miast pomników żołnierzy sowieckich. Uznawał to za akty barbarzyństwa i brutalną politykę historyczną. Z drugiej strony, stawianie nowych “sowieckich” pomników, tych “prostujących historię” również krytykował. Chodzi tu o rzeźbę Jerzego Bohdana Szumczyka, studenta gdańskiej ASP. W październiku 2013 roku umieścił on koło stojącego na cokole czołgu T-34 “pomnik” przedstawiający radzieckiego żołnierza gwałcącego niemiecką kobietę.

Polityk twierdził, że rzeźba przedstawia fałszywy obraz historii, gdyż takie wydarzenie nie mogły mieć miejsca. Dziennikarzom Life News powiedział, że “nie można zapominać o 600 tys. rosyjskich żołnierzy, którzy polegli za wyzwolenie Polski” a rzeźba jest elementem trwającej od 20 lat polskiej polityki antyrosyjskiej. “

– Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Nasze kraje zawsze łączyły dobrosąsiedzkie stosunki. Rosja zawsze była u boku Polski, dzięki czemu Polska się rozwijała i rozkwitała – dodał Klincewicz.

Rzeźba była już w tym czasie usunięta z cokołu i zabezpieczona przez policję.

Polak, Białorusin, Afganiec

Mimo tak jednoznacznie prokremlowskich poglądów, trudno powiedzieć o Klincewiczu, że jest rodowitym Rosjaninem. Franc, syn Adama i Jadwigi urodził się bowiem w 1957 roku pod Oszmianą na Grodzieńszczyźnie. Region ten przed II wojną światową wchodził w skład II RP, a liczebność ludności polskiego pochodzenia i teraz dochodzi do 8%. W jego biografii możemy przeczytać, że ma białorusko-polskie, chłopskie korzenie.

O jego polskim pochodzeniu świadczy nie tylko miejsce urodzenia ale też fakt, że z regionu tego pochodzi i drugi znany Klincewicz – Teodor. Jego rodzice wybrali jednak repatriację do Polski, a sam Teodor stał się w czasie stanu wojennego podporą studenckich struktur Solidarności.

Pochodzący z Białorusi rosyjski polityk w swoim dossier podaje jednak język białoruski jako obcy, w jednym rzędzie z polskim, niemieckim i afgańskim dari.

Jeszcze w Oszmianach poznał swoją żonę Larisę, z którą ma dwoje dzieci. Po szkole był nauczycielem techniki i sportu w wiejskiej szkole podstawowej. Pochłonęło go jednak kariera wojskowego i w 1975 wstąpił do wojska. Najpierw służył jako zwiadowca w dywizji pancernej, potem jako oficer polityczny w dywizji powietrznodesantowej. Służby wojskowa rzucała go po różnych republikach ZSRR) syn urodził się na Litwie, córka w Mołdawii. Ostatecznie, po nauce języka dari, trafił do Afganistanu, gdzie służył jako oficer polityczny 35 pułku powietrznodesantowego. Potem, już w latach 90-tych, był jednym z oficerów krytykujących publicznie bardzo krwawą i nieskuteczną sowiecką operację w Afganistanie o kryptonimie “Magistrala”.

Politruk w armii i w Dumie

Po powrocie do Rosji pozostał w wojsku, zdobywając w tym czasie tytuł doktora nauk psychologicznych i stopień pułkownika. W 1993 roku, w czasie kryzysu konstytucyjnego w Rosji, brał udział w szturmie Białego Domu po stronie Borysa Jelcyna.

Jego kariera polityczna zaczęła się 1995 roku, gdy został przewodniczącym Rosyjskiego Związku Weteranów Afganistanu. Po kilku latach wszedł do Dumy, gdzie od tego czasu zajmował się kwestiami socjalnymi, sprawami weteranów, obronnością, stosunkami zagranicznymi i bezpieczeństwem wewnętrznym. W wyborach startował z różnych z listy Jednej Rosji w różnych częściach Federacji. Był między innymi “jedynką” na liście w 2002 roku w Republice Czeczeńskiej, w czasie trwającej tam wojny. Wtedy do parlamentu weszli wszyscy putinowscy kandydaci z Czeczenii. Ale już w etnicznie białoruskim obwodzie smoleńskim nie ma takiego poparcia i do parlamentu wszedł jako jedyny kandydat z listy.

Jest potrzebny administracji Putina, nie tylko jako tuba propagandowa. Jest też “komisarzem politycznym partii” Jedyna Rosja, który pilnuje jednomyślności deputowanych w czasie głosowań. Rząd wykorzystuje go także jako lidera weteranów wojny w Afganistanie. To m.in. dzięki niemu duża ich część staje po stronie władzy, także w czasie demonstracji Antymajdanu.

Homo postsovieticus?

Wiele osób zadaje sobie pytanie, za kogo właściwie uważa się Klincewicz. Czy ten Białorusin polskiego pochodzenia twierdzi, że jest Rosjaninem? Chyba nie, o czym świadczy jego własnowolne dołączenie się w maju do delegacji białoruskiej ambasady składającej wieńce pod Grobem Nieznanego Żołnierza w Moskwie. Przyznał się także do swojej białoruskości w wywiadzie dla Echa Moskwy. Dlaczego więc człowiek o takich korzeniach zasiada w rządzie sąsiedniego kraju i tak często krytycznie wyraża się zarówno o rządzie Polski, jak i Białorusi? Diagnoza może być tylko jedna – Franc Klincewicz jest przedstawicielem coraz rzadszego już gatunku homo sovieticus, który porzucił swoją tożsamość narodową na rzecz budowania chwały Imperium. Już nie ważne, czy Imperium sowieckiego, czy rosyjskiego.

pj/belsat.eu

 

Aktualności