Wolontariusze z Białorusi nie doczekali się ukraińskich dokumentów. Poprosili o azyl w Polsce


Zrzut ekranu 2016-08-22 o 11.21.03

Dwaj Białorusini, którzy pomagali Ukraińcom na wojnie, od tygodnia znajdują się w polskim ośrodku dla uchodźców w Przemyślu. 

 

 Belsat.eu rozmawiał z nimi przez telefon. Jeden z nich – Zmicier Biełahorcau – nie ukrywa swojego imienia i nazwiska. Od razu wyjaśnia też, dlaczego wraz z kolegą wyjechali z Ukrainy i od razu na granicy zwrócili się z wnioskiem o udzielenie im azylu przez polskie władze.

– Przez dwa lata mieszkaliśmy na Ukrainie bez dokumentów. Powstała kwestia naszej deportacji na Białoruś. Nie mieliśmy innego wyjścia niż zwrócenie się o azyl w Polsce. Przychodzimy do Służby Migracyjnej Ukrainy, a tam nam mówią: „Nie macie dokumentów”. I jeszcze wysyłają odpowiedź na piśmie: „Jedźcie na Białoruś, odnawiajcie paszport”. Że niby w obecnej chwili przebywamy na terytorium Ukrainy bezprawnie.

Przecież wiecie, jak działają ukraińskie organy – one nie skuwają od razu w kajdanki, ale mówią: „Jesteście tu bezprawnie, czeka was deportacja. Może nawet jutro.”

A człowiek przecież nie może fizycznie żyć bez dokumentów. Nie może nigdzie znaleźć pracy, nie może wynająć mieszkania. Każdy milicjant zatrzyma go na ulicy: „Gdzie twoje dokumenty?” Nie ma, i koniec.

– Jak dawno jesteście w tym ośrodku dla uchodźców?* (*Strzeżony Ośrodek dla Cudzoziemców – od red.)

– To nie ośrodek, to więzienie. Jesteśmy tu już tydzień.

– I w tej sytuacji nie żałujecie, że pojechaliście na Ukrainę, a okazaliście się tam nikomu niepotrzebni?

– To retoryczne pytanie – „co by było, gdyby”. Chodzi o to, że ja nigdzie nie pojechałem. Mieszkałem osiem lat na Ukrainie, po prostu mam białoruskie obywatelstwo. Jak inni mężczyźni na Ukrainie, uznałem za swój obowiązek iść i bronić Ukrainy. Powiedziano mi, że załatwią wszystkie niezbędne dokumenty. Mam stały pobyt na Ukrainie, moja żona jest obywatelką Ukrainy, córka jest obywatelką Ukrainy, mamy dom pod Kijowem.

Ale paszport mam białoruski, spłonął na wojnie. Odnowić go nie mogę, a ukraińskie władze mi mówią: „Proszę jechać na Białoruś, odnowić paszport”. A stamtąd do mnie dzwonią i mówią: „15 lat dla pana przewidzieliśmy, proszę szybciej przyjeżdżać – czekamy!”

– Od kogo przychodzą takie powiadomienia?

– Dzwonią jacyś ludzie, pewnie z KGB. Mój numer jest znany. Dwukrotnie znalazł się w bazie Cyberberkuta (grupa hakerska atakująca strony ukraińskich instytucji państwowych i organizacji społecznych – od red.) Tam są wszystkie nasze dane. Dzwonią, przedstawiają się jako jacyś niepojęci dziennikarze. Opowiadają, że są z nami jakieś problemy i musimy szybko przyjechać do Mińska, żeby je rozwiązać, bo nasi krewni będą mieć kłopoty.

– Przecież mieszkał Pan na Ukrainie tyle lat. Przykro Panu, że tak się potoczyła ta historia?

– Sami widzicie: czy przykro, czy nie przykro – nikogo to nie obchodzi.

– I co teraz? Co was czeka?

– Czekamy na decyzję polskich władz o przyznaniu nam azylu.

Zmicier przekazuje słuchawkę swojemu koledze, przedstawiającemu się jako „Doc”:

– Nasza decyzja o wystąpienie o azyl jest związana z tym, że w ciągu dwóch lat dostawaliśmy odmowne odpowiedzi od wszystkich organów ukraińskich. I skończyło się to tym, że zaczęto nam otwarcie grozić deportacją z powodu braku ukraińskich dokumentów.

– Pojechał Pan na Ukrainę, aby pomóc, a Pańskiej pomocy nikt nie docenił?

– Żałuję, że tak wyszło. Oczywiście, że chciałoby się, aby Ukraina nie marnowała życia tym, którzy jej pomagali. A wyszło właśnie tak.

– I jakie są szanse, że Polska udzieli wam azylu?

– Trudno na razie coś powiedzieć, bo nie przeprowadzono jeszcze ani jednej rozmowy z nami na ten temat. Na razie czekamy, ale na decyzję można czekać długo – nawet kilka miesięcy.

– Też Pan dostawał pogróżki z Białorusi?

Kiedy byłem na Ukrainie, dostawałem – oczywiście.

Moją mamę wzywano na przesłuchania w KGB. Moje mieszkanie na Białorusi jest obserwowane przez funkcjonariuszy KGB.

– Czy odczuwał Pan pomoc ze strony ukraińskich parlamentarzystów i czy zauważył Pan próby rozwiązania problemu legalizacji pobytu wolontariuszy i ochotników z Białorusi?

– Rzeczywiście, pomagało nam wielu deputowanych do parlamentu. Ale jedyne co mogli ludzi, którzy chcieli nam pomóc – to napisać apel, zwrócić się z prośbą. A decyzje w sprawie obywatelstwa i tak podejmuje prezydent Ukrainy.

Rozmawiał Zmicier Kustouski, belsat.eu, zdj. tsn.ua

Aktualności