Wołodymyr Zełenski nie wie, jak działać w sprawie katastrofy samolotu

W Kijowie gotuje się, bo prezydentowi spadł na głowę niespodziewany kryzys, na który nie był zupełnie gotowy. Ukraina ma dość własnych problemów, a teraz znalazła się na pierwszej linii bliskowschodniego konfliktu z Rosją w roli głównej.

Premier Kanady Justin Trudeau ujawnia, że ukraiński Boeing został zestrzelony przez Irańczyków. To samo mówi premier Australii Scott Morrison, powołując się na australijskie dane wywiadowcze. Informacje, że samolot zestrzelono podał również brytyjski premier Boris Johnson. Donald Trump w swoim stylu przyznał, że „ma złe przeczucia i podejrzenia”, a potem dodał, że „ktoś mógł popełnić błąd”. Wcześniej amerykański Newsweek, powołując się na źródła w Pentagonie, twierdził, że doszło do odpalenia dwóch irańskich rakiet przeciwlotniczych w kierunku startującego Boeinga. Pojawiły się też filmy dowodzące, że samolot płonął jeszcze zanim spadł na ziemię. I zdjęcia resztek rakiet z zestawu 9K330 Tor, używanego przez irańską obronę przeciwlotniczą.

Chłodzenie emocji

Jedynie Wołodymyr Zełenski studzi emocje. I to mimo, że może stracić wizerunkowo we własnym kraju. To pierwszy, naprawdę poważny kryzys, z którym musi się zmierzyć ukraiński prezydent. Inne: wojna w Donbasie, czy sprawa dostaw gazu z Rosji, były ciągnącymi się od dawna procesami. Tym razem Zełenski ma do czynienia z tragedią, która może mieć daleko idące konsekwencje międzynarodowe. I choć Ukraina stała się przypadkowym i tragicznym aktorem bliskowschodniego konfliktu, to przez nieumiejętną politykę władz w Kijowie może stracić znacznie więcej niż samolot i ofiary katastrofy.

– Wersja o zestrzeleniu samolotu nie jest wykluczona, ale i nie jest na dziś potwierdzona. Biorąc pod uwagę wystąpienia przywódców, wzywamy partnerów – zwłaszcza rządy USA, Kanady i Wielkiej Brytanii do przedstawienia dowodów komisji ds. badania przyczyn katastrofy – napisał wczoraj na Facebooku ukraiński prezydent.

W ten sposób Zełenski nie tylko tonuje przekaz. Ale i jakby ucieka od problemu. Jeśli potwierdzi się wersja o zestrzeleniu ukraińskiego Boeinga przez irańską obronę przeciwlotniczą, Kijów będzie zmuszony działać w zupełnie inny sposób, niż gdyby była to zwykła katastrofa lotnicza. W czasie wojny iracko-irańskiej, 3 lipca 1988 r. amerykański krążownik USS Vincennes zestrzelił przypadkowo nad cieśniną Ormuz irański samolot Airbus lecący do Dubaju.

Wideo
Premier Kanady: ukraiński samolot mogła zestrzelić irańska rakieta WIDEO
2020.01.09 22:08

Amerykanie wzięli Airbusa za atakujący ich irański myśliwiec F-14. Tak przynajmniej się tłumaczyli. Sprawa na długie lata utknęła w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości. Iranowi nie udało się nikogo ukarać. A Amerykanie po cichu wypłacili odszkodowania (po ok. 300 tys. USD za każdą z ofiar) oraz za zniszczony samolot, a potem uznali sprawę za zamkniętą.

Na linii frontu

Dziś również nie będzie długo przedmiotem zainteresowania świata, jeśli okaże się nawet, że to Irańczycy zestrzelili samolot. Mimo to Zełenski może mieć duży problem z ukaraniem winnych i wyegzekwowaniem odszkodowań. Niestety, ale katastrofa ukraińskiego samolotu wpisała się w konfrontację na Bliskim Wschodzie. Swoje dokłada Rosja, która już za pomocą rozpuszczanych plotek i fake-newsów o rzekomym zestrzeleniu samolotu przez Amerykanów mnoży chaos informacyjny. Oczywiste jest również, że dla Rosji rzetelne śledztwo i ewentualny proces w sprawie tej katastrofy jest niewygodne. Stworzy precedens wobec toczonej od 2014 r. sprawy zestrzelonego nad Donbasem przez prorosyjskich separatystów malezyjskiego Boeinga MH17.

Moskwa konsekwentnie odcina się od odpowiedzialności, twierdząc, że nie wie skąd separatyści w Donbasie mieli rakiety przeciwlotnicze średniego zasięgu. Tymczasem dla Zełenskiego obecnie najważniejsze jest porozumienie pokojowe wokół Donbasu, a nie eskalowanie napięcia z Rosją. To mu daje punkty i popularność na Ukrainie, bo w ten sposób spełnia obietnice. Nawet w ostatnich dniach, kiedy ukraiński prezydent był na krótkich, noworocznych wakacjach w Omanie, dziennikarze wyśledzili, że w tym samym czasie w Maskacie lądowały prywatne samoloty z Moskwy. Jeden z nich należy do prorosyjskiego oligarchy i pośrednika między Putinem, a Kijowem, Wiktora Medwedczuka.

Może to oznaczać, że Zełenski nawet w czasie urlopu negocjuje z Rosjanami. Tymczasem katastrofa samolotu może mocno skomplikować relacje z Rosją i postawić Zełenskiego w sytuacji jednej ze stron bliskowschodniego konfliktu. I to po drugiej stronie niż wspierająca Iran Rosja. W dodatku stroną przecierającą drogę do międzynarodowego arbitrażu w sprawie być może podobnej do zestrzelenia MH17. A to oznacza wprowadzenie do negocjacji z Rosją nowego czynnika. Zełenski najwyraźniej nie ma jeszcze gotowej strategii, jak go rozegrać i dlatego uspokaja oraz jest bardziej powściągliwy od przywódców anglosaskich.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności