Wojny nie ma i ich tam nie ma, ale ofensywa trwa i ofiar coraz więcej

W północno-zachodniej Syrii trwa dziwna wojna. Turcja i Rosja eskalują napięcie atakując się wzajemnie i udając, że tego nie robią.

Wczoraj nad syryjskim Idlibem tureckie F-16C zestrzeliły dwa syryjskie Su-24MK2. Tureckie siły powietrzne odpowiedziały w ten sposób na zestrzelenie swojego drona Anka-S. Najprawdopodobniej został on zestrzelony omyłkowo przez tureckich żołnierzy w Idlibie, bądź ich sojuszników z pro-tureckich milicji dżihadystycznych. W weekend tureckie siły powietrzne przeprowadziły szereg operacji uderzając na syryjskie cele: kolumny transporterów, czołgi, pozycje artyleryjskie, bazy, a nawet fabrykę chemiczną. Syryjska armia rządowa (SAA) poniosła znaczące straty. Tureckie ataki były odpowiedzią na uderzenie lotnicze w czwartek w ubiegłym tygodniu.

Zginęło w nim 33 tureckich żołnierzy. To największe tureckie straty od czasu militarnego zaangażowania się w Syrii w 2016 r. Zginęli nie sojusznicy Ankary z dżihadystycznych bojówek, ale regularni żołnierze armii tureckiej. Do tej pory nie jest jasne, czy atak na Turków przeprowadziły operujące z bazy Hmejmim rosyjskie Su-34 i Su24M, czy syryjskie lotnictwo. Nawet jeśli rzeczywiście byli to Syryjczycy to wątpliwe jest by działali bez rosyjskiego wsparcia w postaci naprowadzania, pomocy logistycznej, szkoleniowej, itd. Tak, czy inaczej Ankara w Syrii prowadzi wojnę zastępczą z Rosją. Moskwa zaprzecza, by atakowała Turków i w ogóle była obecna w konflikcie w Idlibie, poza operacjami lotniczymi przeciw islamistom. Turcy zaś twierdzą, że walczą z armią al-Asada, a nie z Rosjanami. Obie strony prowadzą wojnę o strefę wpływów w prowincji Idlib i na pograniczu. Dziwną wojnę, w której naprawdę ginie coraz więcej ludzi, a tysiące uciekają z domów. Tymczasem jej główni aktorzy udają, że nie walczą, ale współpracują.

Huśtawka nastrojów

Kiedy jeszcze przed agresją na Syrię Turcy starali się powstrzymywać zaangażowanie Rosjan u swojego, ogarniętego wojną sąsiada z południa, nieraz dochodziło do spięć. Czasem stawiających oba mocarstwa na krawędzi wojny. W listopadzie 2015 r. turecki F-16 zestrzelił rosyjskiego Su-24M, który zdaniem Turków, wleciał w ich przestrzeń powietrzną na pograniczu z Syrią. Incydent ten wywołał największe od lat napięcie w relacjach Moskwy z Ankarą. Władimir Putin wprowadził wymierzone w Turcję sankcje. Rosjanie przestali latać do tureckich kurortów na wakacje, z półek sklepów w Rosji wyrzucono tureckie owoce i warzywa. Z Rosji wypędzono tureckie firmy budowlane.

Wiadomości
Syria: Turcja rozpoczyna ofensywę przeciwko sojusznikowi Rosji
2020.03.01 14:38

W Rosji odbyły się antytureckie demonstracje.W Turcji palono rosyjskie flagi. Po obu stronach zapanowała histeria. Już rok później, kiedy w Ankarze sfanatyzowany ochroniarz zastrzelił rosyjskiego ambasadora Andrieja Karłowa, relacje obu państw wyglądały zupełnie inaczej. W międzyczasie, w lipcu 2016 r., doszło w Turcji do nieudanej próby zamachu stanu. Recep Tayip Erdogan uruchomił bezprecedensową falę czystek w: armii, policji, sądach i administracji. Były masowe aresztowania, a turecka niezbyt doskonała demokracja, nagle znalazła się na drodze ku rządom autorytarnym. Za to spotkała Erdogana lawina krytyki ze strony Zachodu, a nawet groźby sankcji.

W odpowiedzi turecki prezydent szybko znalazł opcję ratunkową i sojusznika, któremu niezbyt przeszkadza łamanie praw człowieka i niszczenie demokracji: Władimira Putina. Strącony Suchoj poszedł w zapomnienie. Tureckie pomarańcze z czasem wróciły na rosyjskie półki, a turyści z Rosji do Antalii i Bodrum. Zaczęła się przyjaźń i wspólne projekty energetyczne, jak gazociąg Turecki Potok. Narażając się na gniew USA, Turcja kupiła rosyjskie systemy przeciwlotnicze S-400. I zaczęła współpracować z Rosją w Syrii. Ale właśnie tam, mimo początkowego uzgodnienia stref wpływów, doszło do załamania kruchej przyjaźni.

Przeciąganie liny

Prawdziwa antyturecka histeria jeszcze nie ruszyła. Owszem, przed konsulatem Turcji w Petersburgu doszło do pikiety, a Stanisław Barieckij, nieco zapomniany już aktor, piosenkarz i performer, wylał tureckie piwo w proteście przeciw polityce Ankary. Tyle, że rosyjska propaganda na razie czeka w cuglach na rezultat planowanego w tym tygodniu spotkania Putin-Erdogan w Moskwie. Już nie raz okazywało się, że wojna, wojną, a ostatecznie zwyciężało porozumienie i na nowo wyznaczane były linie podziału stref wpływów w Syrii. Obecne napięcie jest efektem prowadzonej od grudnia ubiegłego roku ofensywy rządowej armii syryjskiej (SAA) przy wsparciu Rosjan (lotnictwo, artyleria, eksperci, wywiad i siły specjalne).

Terytorium Idlibu, które na mocy porozumień z Astany z 2017 r. miało pozostawać pod kontrolą Turcji, zaczęło się kurczyć. Jednostki SAA osiągnęły np. w ostatnim czasie strategiczne punkty na linii autostrad M5 i M4. Wspierana przez Turcję Syryjska Armia Narodowa (SNA), grupująca milicje dżihadystyczne, ponosi znaczne straty. W odpowiedzi Ankara zwiększyła obecność wojskową i rozpoczęła ataki na armię al-Asada. Przy okazji czasem uderzając na Rosjan. Np. w styczniu zginęło dwóch rosyjskich komandosów. W głąb Idlibu i dalej w kierunku granicy tureckiej zaczęli napływać uchodźcy. Głównie są to uciekający przed siłami asadowskimi mieszkańcy Idlibu. Ankara ma problem. Bez Rosji go nie rozwiąże.

Logika eskalacji na polu bitwy prędzej czy później doprowadzi do bezpośredniej konfrontacji z siłami rosyjskimi. Na razie obie strony udają, że w Idlibie nie toczą ze sobą wojny. Nieco dalej, bo w syryjskim Kurdystanie, tureccy i rosyjscy żołnierze wyjeżdżają na wspólne patrole. Moskwa zagroziła, że nie zapewnia bezpieczeństwa tureckim samolotom latającym nad Idlibem. To wprost ostrzeżenie, że mogą być one strącone przez operujące z bazy w Hmejmim myśliwce Sił Powietrzno-Kosmicznych (WKS). Z baz floty czarnomorskiej w kierunku wschodniej części Morza Śródziemnego ruszyły dwie fregaty 11356, uzbrojone m.in. w pocisku manewrujące Kalibr. Przez najbliższe dwa-trzy dni może jeszcze dojść do pogłębienia eskalacji. Zarówno Erdogan, jak i Putin targują się. Tyle, że dla tureckiego przywódcy celem jest zachowanie tureckiej kontroli w syryjskiej prowincji i przerwanie syryjsko-rosyjskiej ofensywy.

Dalsze grzęźnięcie w konflikcie i kolejne ofiary wśród tureckich żołnierzy będą dla Erdogana zbyt kosztowne politycznie. Tymczasem Putin patrzy na Syrię bardziej globalnie. Owszem, chce by jego protegowany, Baszar al-Asad odbił całe terytorium Syrii i oczyścił je z wszelkich obcych żołnierzy. W ten sposób Rosja pokazałaby światu arabskiemu, że jest wiarygodnym sojusznikiem, który potrafi uratować reżim. Dla Moskwy ważniejsza jest Turcja. I plan wciągnięcia ją w awanturę, która perspektywicznie oddali ją od Zachodu. Cennym skutkiem napięcia w Idlibie dla Putina jest ruszająca właśnie fala uchodźców. Zdesperowany i próbujący naciskać na Europę Erdogan przepuszcza ją przez Turcję. Tym samym daje Putinowi ten sam instrument, którego już używał w 2015 r. i pozwoli mu straszyć Europę uchodźcami podgrzewając populizm i podziały na Zachodzie.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności