Wilczym tropem przez Puszczę Białowieską FOTOREPORTAŻ


Przyjechali poznać wilki i usłyszeć ich wycie. W miniony weekend, w leżącym na wschodniej granicy prastarym lesie, spotkali się badacze i miłośnicy tych drapieżników z Polski i Białorusi. W przełomowej, pierwszej transgranicznej Wilczej Nocy wziął też udział reporter Biełsatu.

– Człowiek akceptuje tylko te zwierzęta, z których ma pożytek. A wilki? Wielu sądzi, że nie tylko nie przynoszą nam korzyści, ale też konkurują z człowiekiem o zwierzynę. Tymczasem wilki pozwalają przyrodzie zachować równowagę. Jeśli zrozumiemy i zaakceptujemy wilki, zrozumiemy i zaakceptujemy środowisko jako całość.

Gdy Iryna Kaszpiej pierwszy raz jechała badać wilki, jej tata nie mógł w to uwierzyć.
Zdj. Ewelina Jaworska/belsat.eu

Tak swoją prezentację w siedzibie białoruskiego Parku Narodowego “Puszcza Białowieska” zakończyła Iryna Kaszpiej. Młoda aktywistka z organizacji pozarządowej Ochrona Ptaków Ojczyzny jest koordynatorką transgranicznej imprezy. Przed pełną widownią stwierdziła fakt, który nie jest na Białorusi powszechnie rozumiany – to wilk potrzebuje ochrony przed człowiekiem.

Wilcza Noc w Puszczy Białowieskiej nie odbyła się po raz pierwszy. Pomysłodawcami wydarzenia byli pracownicy polskiego, Białowieskiego Parku Narodowego. W tym roku inicjatywę przejęła strona białoruska. Tam wilki nie są chronione, ale bezwzględnie tępione – w 2017 roku odstrzelono 1614 osobników, nawet 96 proc. populacji. By to zmienić, trzeba najpierw przekonać Białorusinów, że wilki nie tylko nie zagrażają ludziom, ale wręcz są im potrzebne.

Imprezę współorganizowały polski i białoruski park narodowy. Na zdjęciu Ewa Moroz-Keczyńska, koordynatorka polskiego programu.
Zdj. Ewelina Jaworska/belsat.eu

– Wilk to bardzo ważny ssak drapieżny w pajęczynie ekologicznych powiązań. Po stronie białoruskiej nie jest objęty ochroną. Jednak my mamy inną perspektywę. Wiemy, że to ważne, by był chroniony i podczas międzynarodowej Wilczej Nocy staraliśmy się pokazać to na różne sposoby – powiedziała Biełsatowi Ewa Moroz-Keczyńska, koordynująca wydarzenie ze strony polskiego parku narodowego.

A zainteresowanie tematem było ogromne. Do udziału w wydarzeniu łącznie zgłosiło się ponad tysiąc chętnych z obu państw. Ze względów organizacyjnych, w sobotę na Białoruś mogło pojechać tylko 40 Polaków. W niedzielę granicę w drugą stronę przekroczyła ta sama liczba Białorusinów.

“Bez dzieci to bez sensu”

Poza uczestnikami, z Polski przyjechali także artyści i edukatorzy. Podlaski Teatr Czrevo wystawił, głównie dla najmłodszych, spektakl “Wilczek Milczek”. Przygody wilczątka, którego rodzinę zabili myśliwi, opowiadają po swojemu, łącząc białoruski, polski i ukraiński w dialekcie z okolic Bielska Podlaskiego.

“Wilczek Milczek” w wykonaniu Teatru Czrevo rozbawił i wzruszył nie tylko dzieci.
Zdj. Ewelina Jaworska/belsat.eu

– Poza warstwą językową, nasza bajka ma też treść wizualną. Zwierzęta, które w niej występują, to autentyczne zdjęcia wydrukowane w ich rozmiarach (żubrowi zrobiliśmy tylko głowę, bo reszta jest za duża na scenę). Dla dzieci najważniejszy jest przecież odbiór wizualny i emocjonalny – przekonywała aktorka Joanna Troc.

Na Białoruś przyjechali też polscy animatorzy, którzy uczyli przez zabawę. Szczególną uwagę zwracała na siebie przebrana za wilka Alina Jakubowska, nauczycielka ze szkoły w Bielsku Podlaskim. Wolontariuszka przyjechała, by zafascynować wilkiem małych Białorusinów – uczniów miejscowej szkoły i dzieci uczestników imprezy. Jak przekonuje, cała nadzieja na ochronę przyrody jest w dzieciach. Więc projekty społeczne, które nie są skierowane również do dzieci, są bez sensu.

Puszczańskie dzieci znają ważną rolę wilka w przyrodzie, uważa edukatorka Alina Jakubowska.
Zdj. Ewelina Jaworska/belsat.eu

– Najważniejsze zadanie ma rodzina – przekonuje wolontariuszka. – Z edukatorami i nauczycielami dzieci są przez krótki czas. A potem wracają do domu i powinny otrzymać tam wsparcie. W tym celu rodzice muszą być, rozumieć i przeżywać wszystko z dziećmi. I samemu przekazywać im te wartości, które są potrzebne dla przetrwania przyrody.

Tego samego zdania jest filmowiec Ihar Byszniou, gość specjalny Wilczej Nocy. Najsłynniejszy białoruski autor filmów przyrodniczych przyznał, że dużą część swojej kariery świadomie poświęcił bajkom ekologicznym.

– Dzieci nie są skażone stereotypami i nienawiścią. Można je więc nauczyć miłości do zwierząt.

Filmowiec Ihar Byszniou jest zafascynowany wilkami od dziecka. I w dzieciach widzi ich nadzieję.
Zdj. Ewelina Jaworska/belsat.eu

Wilki pojawiły się w życiu artysty bardzo wcześnie. Jako dziecko przygarnął wilcze szczenię, którego matkę zastrzelili myśliwi. Drapieżnikom tym poświęcił wiele filmów – m.in. “Na wilczych ścieżkach” i “Wilczyca Daja”. Filmowiec z żalem przyznał, że przygody bohaterów jego filmów kończyły się szybko i tragicznie – podczas trwania zdjęć część wilków zastrzelili myśliwi.

Wilczy los

Nagrywane zwierzęta należały do półdzikiej watahy, której właścicielem i przywódcą był Dzmitryj Szamowicz. Wraz z Anastasiją Kuzmiankową opowiedział o tym, jak wybrali życie na odludziu, by przy łotewsko-białoruskiej granicy mieszkać z wilkami. Ślepe jeszcze szczenięta trafiły do nich, gdy myśliwi zastrzelili ich matkę.

Nastia i Dzima wychowali dwa pokolenia wilczych sierot.
Zdj. Ewelina Jaworska/belsat.eu

Poznawanie świata tych drapieżników stało się dla Dzmitra celem życia. Swoje umiejętności nawoływania wilków zaprezentował później, podczas nocnej wędrówki.

Dla Dzmitra i Nastii drapieżniki są też źródłem utrzymania. Półdzikie, akceptujące człowieka zwierzęta biorą udział w sesjach zdjęciowych i występują w filmach. Wystarczy jednak, by oddaliły się od domu, a stają się celem polowania – tak skończył pierwszy podopieczny Dzmitra, samiec Boj.

Zdj. Ewelina Jaworska/belsat.eu

Wilki na Białorusi uważane są za szkodniki. Przekonani są o tym myśliwi, którzy rywalizują z nimi o zwierzynę, ale też leśnicy. Naukowcy są jednak innego zdania – prowadzone w Polsce, USA i Białorusi badania pokazują, że ofiarami wilków padają zwierzęta głównie stare i chore, a te nie interesują myśliwych. Co więcej, obecność drapieżników zmniejsza szkody wywołane przez jelenie i sarny – przekonywał prof. Krzysztof Schmidt z PAN.

Białorusini boją się ataków wilków na człowieka i zwierzęta gospodarskie. To człowiek jest tu jednak winien, zauważył w rozmowie z Biełsatem Wiktar Fianczuk, kierujący białoruskim programem badań nad wilkami w Puszczy Białowieskiej. Gdyby myśliwi nie rozbijali watah, samotne wilki nie ryzykowały by kontaktu z człowiekiem. Są jednak zmuszone do poszukiwania pożywienia we wsiach – samodzielnie nie są w stanie polować.

W rezultacie, białoruskie wilki bezpieczne są jedynie w nielicznych rezerwatach, jak Puszcza Białowieska. Gdy je opuszczają w poszukiwaniu własnych terytoriów, skazane są na śmierć.

– Nasze badania z wykorzystaniem nadajników GPS wykazały, że po opuszczeniu rezerwatu 100 proc. wilków ginie w przeciągu 2 lat – podkreślił Fianczuk.

Białoruscy myśliwi strzelają też do wilków z obrożą z GPS. Na zdjęciu zastrzelony samiec Wasil, o którego życiu opowiadał blog vouk.by

Wilki nie znają granic, więc na Białorusi (ale też Słowacji, Ukrainie i Litwie) odstrzeliwane są też osobniki migrujące z Polski.

– Nie da się w pełni chronić wilków w Polsce, jeśli nie będą chronione na Białorusi – przekonywał genetyk z Uniwersytetu Gdańskiego Maciej Szewczyk.

Bezkrwawa obława na wilki

Zwieńczeniem całego dnia wykładów i artystycznych spotkań z wilkami była wędrówka w ich poszukiwaniu po Parku Narodowym “Puszcza Białowieska”. Pod opieką białoruskich łowczych i naukowców, dwie duże grupy ruszyły przez lasy i bagna nasłuchiwać wycia. Jednym z przewodników był Waleryj Dambrouski, słynny badacz wilków w największym białoruskim rezerwacie – skażonej Strefie Czarnobylskiej.

Autobus parku narodowego podwiózł miłośników wilków na bagna.
Zdj. Piotr Jaworski/belsat.eu

Na miejsce zbiórki chętni zostali przewiezieni autobusem. Pierwszej próby wywołania wilków parkowy myśliwy Mikałaj podjął się na bagnach niedaleko pojazdu. I choć zebrani zamienili się w słuch, na wycie człowieka odpowiedziało tylko ujadanie psów i mocne basy sobotniej dyskoteki.

Potem grupy podzieliły się i ruszyły w las. Szybko dały się zauważyć różnice narodowe – Polacy, głównie przyrodnicy i otrzaskani z lasem miłośnicy przyrody, szli w ciemności i ciszy.

Z przodu grupy szedł myśliwy Mikałaj z obsługi parku narodowego.
Zdj. Piotr Jaworski/belsat.eu

Białorusini – w dużym stopniu rodziny z małymi dziećmi – maszerowali płosząc rozmową i latarkami wszystko wokół. Z czasem jednak nawet najbardziej bojaźliwe mieszczuchy zrozumiały, że bez sztucznego światła widać więcej, a w milczeniu można usłyszeć las.

Do wycia Mikałaj używał trąby z dwóch szpul na nici.
Zdj. Piotr Jaworski/belsat.eu

Trasa wędrówki miała 6 kilometrów. Mimo kolejnych prób wywoływania wilków, tylko nielicznym udało się je w oddali usłyszeć. Może wiedzieli, czego nasłuchiwać? A może to tylko ujadały psy.

Wiktar Fianczuk nad wilczymi odchodami.
Zdj. Piotr Jaworski/belsat.eu

W pewnym momencie rozległ się dźwięk, od którego wszyscy zamarli. Wycie! Po kilku sekundach było jasne, że to syrena pobliskiej wojskowej jednostki radarowej.

Wewnątrz odchodów wilka można znaleźć kości i futro ich ofiar. Drapieżniki często zostawiają takie ślady na drogach.
Zdj. Piotr Jaworski/belsat.eu

Gdyby w puszczy leżał śnieg, z pewnością natrafilibyśmy na odciski łap wilków i ich potencjalnych ofiar. Było jednak ciepło i musieliśmy zadowolić się innymi śladami ich bytowania. Przewodnicy dobrze wybrali trasę wycieczki – wilki niedawno nią przechodziły, o czym świadczyły świeże jeszcze odchody.

Podczas Wilczej Nocy obowiązywała chyba wilcza moda.
Zdj. Piotr Jaworski/belsat.eu

Pierwszy dzień Wilczej Nocy zakończył się na Królewskiej Polanie, nazywanej też Carską. Polacy i Białorusini przemieszali się przy ognisku i za stołami, podsumowując imprezę i rozmawiając na zupełnie nienaukowe, za to wspólne tematy.

Kamieniuki o poranku. W tej puszczańskiej wsi znajduje się siedziba parku.
Zdj. Ewelina Jaworska/belsat.eu

Następnego dnia skoro świt (na Białorusi słońce wstało przed 9 rano) miłośnicy przyrody z obu państw przejechali do Polski. Organizatorzy wybrali puszczańskie, pieszo-rowerowe przejście graniczne. Uczestników podwieziono autobusami pod granicę, a po jej przekroczeniu, prywatnymi samochodami i autobusem dojechali do siedziby Białowieskiego Parku Narodowego.

Narewka w Białowieży. Rzeka, tak jak puszcza, łączy obie strony granicy.
Zdj. Piotr Jaworski/belsat.eu

Wilcza Noc zakończyła się za dnia. Wędrówkami, których celem było nie tylko wytropienie wilków, ale też pokazanie, że Puszcza Białowieska to jeden, niepodzielny ekosystem. Przecięty nieistotną dla przyrody granicą.

Wielkie zainteresowanie imprezą po obu stronach granicy pokazuje, że Polacy i Białorusini są nie tylko zainteresowani ochroną wilków, ale też wilki są magnesem dla turystów. Co dla władz Białorusi może być dodatkowym argumentem za objęciem ich ochroną – uważają organizatorzy międzynarodowej imprezy.

Tekst: Piotr Jaworski, belsat.eu; zdjęcia: Ewelina i Piotr Jaworscy

Aktualności