Kolejny etap walki z krytycznymi wobec władzy mediami: wraz z inspektorami podatkowymi do redakcji Komsomolskiej Prawdy na Białorusi wkroczyli funkcjonariusze Komitetu Kontroli Państwowej. Na jego czele stoi były zastępca szefa KGB Iwan Tertel.
Wczorajsze przeszukania w siedzibie spółki BelKP-Press wydającej białoruską wersję rosyjskiej gazety, rozpoczęła grupa 6 pracowników Komitetu Kontroli Państwowej i inspekcji podatkowej. Sprawdzano zawartość znajdujących się w biurze komputerów i serwerów firmy. Kontrola ma trwać do 6 października.
Problemy białoruskiej edycji rosyjskiej Komsomolskiej Prawdy pojawiły się po tym, jak poświęciła ona kilka wydań wyborom prezydenckim i pokazała skalę pokojowych manifestacji. Wówczas białoruska państwowa drukarnia Dom Druku przestała popularną „Komsomołkę” drukować. Choć udało się kolejne numery wydrukować poza krajem, najwięksi dystrybutorzy prasy – Biełposzta i Biełsajuzdruk odmówili ich rozprowadzania. Podobne trudności napotykają też pisma Narodnaja Wola, BiełGazieta i Swabodnyja Nawiny.
Tymczasem do pracy w państwowych kanałach telewizyjnych, z których zwolniono lub w akcie protestu przeciw fałszerstwom wyborczym dobrowolnie odeszło w ostatnim czasie wielu pracowników, białoruskie władze ściągnęły dziennikarzy i personel techniczny z rosyjskiej stacji propagandowej „Russia Today”, oficjalnie posługującej się obecnie skrótem „RT”.
– W centrum zebrało się wielu nietrzeźwych ludzi. Niektórzy z nich, jak się później dowiedzieliśmy, byli odurzeni narkotykami. Musieliśmy wywieźć najbardziej niezrównoważonych, którzy malowali po murach i dewastowali przystanki – mówił o wydarzeniach z 10 sierpnia pod tzw. Stelą w Mińsku w materiale wyemitowanym na antenie rosyjskiej stacji podpisany jako żołnierz formacji MSW, zamaskowany mężczyzna.
Przekaz „RT” jest w pełni zgodny z tym, co o przyczynach protestów mówi Alaksandr Łukaszenka. Pracownik rosyjskiej telewizji Andrej Babicki tłumaczył, że automat Kałasznikowa, z jakim sfilmowano niedawno szefa białoruskiego państwa, miał mu służyć do obrony przed tłumem.
– Dlaczego Alaksandr Ryhorawicz pojawił się z synem publicznie w uniformie i z bronią? Alaksandr Alesin, ekspert ds. wojskowości z Mińska twierdzi, że w niedzielę opozycjoniści przygotowywali się do zajęcia rezydencji prezydenta, ale z powodu odłączonego Internetu nie otrzymali z Polski sygnału do szturmu i musieli się rozejść – można przeczytać na stronie „RT”.
Sam Alesin, na którego słowa powołują się autorzy artykułu uważa, że „RT” zamiast dostarczać informacje, uczestniczy w wojnie informacyjnej. Zaprzecza przy tym, że rozmawiał z dziennikarzami “RT”.
– Uważam, że to przeczy etyce dziennikarskiej. „Russia Today” nie spotkała się ze mną, żadnego wywiadu jej nie dawałem, a teraz już z pewnością nie dam.
W wywiadzie, który w ogóle się nie odbył, Alesin miał również powiedzieć, że za plecami pokojowych demonstrantów stali bojówkarze, gotowi użyć siły przeciwko funkcjonariuszom OMON-u i milicji.
Wzorem swoich ukraińskich kolegów uzbroili się w łomy i łopaty, żeby ich użyć w walkach ulicznych. Faktycznie, w obwodach graniczących z Polską – brzeskim, grodzieńskim i homelskim – podejmowano już próby zajęcia budynków rządowych. Nie przyniosły one jednak skutku – powoływała się na jego rzekome słowa rosyjska TV.
Tymczasem w państwowej, białoruskiej telewizji BT Rosjanie z lokalnymi łamistrajkami pokazali mężczyznę, który opowiadał o rzekomej rekrutacji pijaków i narkomanów do udziału w protestach. Wcześniej materiały z jego udziałem publikowało białoruskie MSW.
– Jest on bardzo dobrze znany dziennikarzom; ogolony na łyso, który ciągle nas obserwował, chodził i wypytywał: „Chłopaki? Dokąd idziemy?” – mówiła dziennikarka Biełsatu Halina Abakunczyk, która podczas relacjonowania protestów widywała prowokatora.
Służba prasowa MSW poinformowała, że zatrzymano go 19 sierpnia, jednak już 20 sierpnia i w kolejnych dniach tego samego człowieka można było zobaczyć zarówno po stronie milicji, jak i demonstrantów.
Jarasłau Scieszyk, md / belsat.eu