Kilkaset kobiet stanęło dziś w żywym łańcuchu przed halą targową Rynek Komarowski. Kobiety protestowały też w dzielnicach Uruczcze, a także w Grodnie, Lidzie i Nowopołocku.
Protest w przed Rynkiem Komorowskim zaczął się o godz. 11. Kilkaset ubranych na biało kobiet, z kwiatami stało, trzymając się za ręce. W ten sposób wyrażały sprzeciw wobec akcji białoruskiej milicji, OMONu i wojsk wewnętrznych, które od trzech dni pacyfikują pokojowe demonstracje przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich.
– Zaprosiłam tutaj moje znajome z pracy, bo jestem przeciwna temu, co się dzieje wieczorami, kiedy ludzie są mocno bici i okaleczani. To niedopuszczalne — mówi jedna z kobiet.
Uczestniczki zwoływały się na specjalnie utworzonym czacie, do którego zapisało się od wczoraj 5 tys. osób.
– Czat został utworzony wczoraj. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie każdy może wyjść na protesty wieczorem. Niektórzy popierają tylko pokojowe protesty. W ciągu dnia musimy działać pokojowo, aby pokazać, że jesteśmy przeciwni przemocy – mówi jedna z organizatorek akcji.
Najpierw około 100 kobiet utworzyło żywy łańcuch pod Komarowką, potem dołączyło drugie tyle.
– Chcemy w pokojowy sposób pokazać, że Białorusini to pokojowo nastawieni ludzie i chcemy wiedzieć, jakie są realne wyniki, ile głosów otrzymali kandydaci – mówi inna uczestnik pikiety.
– Zainspirowały nas kobiety, które stworzyły zjednoczony sztab opozycji. To przykład silnych kobiet, nie bały się niebezpieczeństwa. Chcemy wyrazić naszą solidarność z nimi. Widzimy też, co dzieje się wieczorami. To boli i przeraża. Dlatego wyszliśmy, by zaprotestować przeciwko takim okrutnym działaniom — mówi inna uczestniczka.
– Jest strach i ja się boję. Na moją osobistą skrzynkę przychodzą powiadomienia z oskarżeniami „Dokąd zwołujesz wzywasz te kobiety? Po co?”. Nikogo nie wzywam. Zaproponowałam tylko wspólne wyjście, podanie sobie rąk w cichym proteście — wyjaśnia organizatorka.
Przejeżdżające samochody trąbią na znak wsparcia. Na schodach rynku zebrał się tłum widzów, wśród których nie było jednomyślności. Jedni mówią, że protestujące są bohaterkami, inni twierdzą, że to bezcelowe działanie. Był też jeden radykalny przeciwnik akcji, który krzyczał, że nie wpuściłby takiej żony do domu.
– Bardzo się boję tu przebywać, ale nie mogę na to patrzeć, gdy używa się sprzętu wojskowego przeciwko ludziom. Chcę pokoju i prawdziwych wyników głosowania — mówi inna z kobieta.
Pół godziny po rozpoczęciu akcji pojawił się milicjant i przez głośnik zaczął wzywać uczestników do rozejścia się. Odpowiedziały mu oklaski, jednak akcja nie została przerwana.
Kobiety organizują też spontaniczny pochód wzdłuż Prospektu Niepodległości. Spotyka się to z rekcją kierowców, którzy włączyli klaksony. I oklaskami ze strony przechodniów. Za nimi podąża dwóch tajniaków z krótkofalówkami. Jeden z nich grozi jednemu z kierowców trąbiącemu na kolumnę.
Kolumna docierado kina “Kastrycznik”, a ludzi jest coraz więcej. Kobiety ruszają w stronę placu Kalinina dalej oklaskiwane i przy dźwiękach klaksonów. Uczestniczki idące chodnikiem karnie zatrzymują się na czerwonym świetle. Ostatecznie kolumna zawraca w pobliżu ogrodu botanicznego, by dotrzeć na plac Jakuba Kołasa.
Do końca nie opuszcza jej para tajniaków, którzy podbiegają do samochodów zatrzymujących się na znak solidarności.
– Jestem tutaj z własnej woli. Nikt mi nie płacił, nikt nie zmuszał mnie ani moich bliskich. Jestem tutaj, aby wyrazić solidarność z ofiarami. Nie chcę wojny, boję się bicia. Nie proszę o nic niezwykłego, tylko po to, żeby dokładnie policzyć nasze głosy — mówi kolejna z uczestniczek.
Pochód dociera do Centralnym Domu Towarowego, kobiety tworzą łańcuch wzdłuż alei i kładą kwiaty na drodze.
To koniec akcji, kobiety stopniowo rozchodzą, chociaż przechodnie nadal je oklaskują, a samochody trąbią. Trąbi też stojący nieopodal wóz strażacki.
Tymczasem nowa grupa kobiet zebrała się na miejscu zakończenia akcji.
– Włączyłam internet, zobaczyłem, że jest tu akcja i specjalnie przyjechałam z domu – mówi jedna z nich.
Kobiety skandują: „Wierzymy, możemy, wygramy!” – hasło sztabu zjednoczonej opozycji.
– Gdzie jest ten wielki procent cieszący się ze zwycięstwa Łukaszenki? Oni nie istnieją, bo ich nie ma! – mówi uczestniczka.
Łańcuch rozciąga się coraz dłużej, samochody się zatrzymują, kobiety wysiadają z nich i stają obok siebie.
Na wyborczym stendzie ktoś zawiesza plakat „Domagamy się pokojowych zmian”. Po chwili pojawiają się robotnicy, którzy wynoszą tablicę. Tymczasem jedna z kobiet ratuje plakat i zawiesza go na słupie.
Kolejne taksówki przywożą kobiety z kwiatami. Z samochodów wysiada coraz więcej ludzi.
– Mam 74 lata, moje wnuki już rosną. Przeszłam tak wiele, ale mogę nie zaakceptować tej dyktatury. Rozumiesz, zostałam obrażona. Głosowałem na jedną, a oni policzyli te głosy drugiemu. To jak plucie w twarz! – mówi kobieta.
Kolumna uczestników rozciąga się na od CUMu do Rynku Komarowskiego. Przed szeregiem nagle przechodzi starsza kobieta, krzycząc na uczestniczki akcji kobiety: „nieroby, prostytutki”.
Kobiety zebrały się też w Grodnie:
I w Lidzie:
Opuszczające akcję kobiety zastępują nowe. Odkładane na ziemię kwiaty podnoszone są przez nowe uczestniczki.
Mężczyźni częstują kobiety wodą i przynoszą świeże kwiaty.
Z okien domów dobiega dźwięk uderzeń w garnki. Kobiety znowu ruszają. Ich celem jest supermarket Ryga, przed którym parę dni temu wybudowano barykady i doszło do brutalnych zatrzymań. Około 30o osób stoi koło metra Puszkinskaja, gdzie doszło do masowych protestów 10 sierpnia.
Dalej pochód rusza w kierunku Prospektu Niepodległości – główną aleję Mińska