Ukraina protestuje w sprawie dystrybucji na Białorusi rosyjskiego filmu o aneksji Krymu


– Jeszcze nie wiadomo, czy trafi on do kin – odpowiadają przedstawiciele państwowego dystrybutora, firmy Kinawideaprakat.

Ambasada Ukrainy w Mińsku skierowała notę protestu do białoruskiego MSZ w związku z pokazem w stołecznych kinach zwiastuna rosyjskiego filmu „Krym”. Obraz opowiada o miłości kijowianki i mieszkańca Sewastopola na tle wydarzeń 2014 roku.

Po raz pierwszy aneksję Krymu można będzie zobaczyć w filmie fabularnym. Zwiastun pokazuje desant rosyjskich wojsk na półwysep. Główne przesłanie filmu – wszystko zrobiono po to, aby uniknąć przelewu krwi.

– Musieliśmy uratować ludzi na Krymie, byliśmy zobowiązani przed Bogiem – oznajmił reżyser „Krymu” Andriej Pimanow w wywiadzie dla TV Zwiezda. – Gdyby nie nasze ówczesne działania, byłyby tam trupy.

Pimanow uważa swój film za antywojenny, co nie przeszkadza mu życzyć „zdechnięcia” wszystkim, którzy po ukazaniu się „Krymu” na ekranach uznali go za wroga. Premierę jego dzieła w Rosji zapowiedziano na 28 września.

W należącej do władz Mińska firmie Kinawideaprakat poinformowano nas, że data pojawienia się filmu w białoruskich kinach nie jest jeszcze znana. Nie ma nawet pewności, że będzie on pokazywany na Białorusi. Demonstracja zwiastuna o niczym jeszcze nie świadczy, ponieważ jest on częścią obowiązkowego bloku reklamowego towarzyszącego aktualnie pokazywanym filmom.

– Zgodnie z umową nie mamy prawa usuwać reklam. Na razie jeszcze niczego nie wiemy. Decyzję o dystrybucji tego czy innego filmu podejmuje nasza komisja ds. repertuaru i dyrektorzy wszystkich kin. Posiedzenie komisji odbędzie się ok. 10 sierpnia – powiedziano nam w Kinawideaprakacie.

Miński kulturolog i krytyk filmowy Maksim Żbankou uważa, że winny takich sytuacji jest sam system dystrybucji:

– Historia z filmem „Krym” nie jest prosta. Technicznie nasz system dystrybucji jest absolutnie zależny od oferty strony rosyjskiej. Sami nie tłumaczymy filmów, nie robimy do nich dubbingu, sami ich nie kupujemy. Państwo po prostu korzysta z gotowego pakietu przygotowanego przez stronę rosyjską. Może skusili się na zapowiedź kinowego przeboju – przypuszcza Żbankou.

Krytyk przypomina jednak o takich kwestiach polityka kulturalna i obrona interesów narodowych:

– W danym przypadku, jeżeli zapraszamy do siebie agitacyjny, tendencyjny film z prorosyjską narracją, to trafiamy do strefy interwencji informacyjnej państwa rosyjskiego. Oczywiście, że tak nie powinno być. Czy warto tego zabraniać? Pytanie też jest śmieszne, ponieważ jeśli ktoś zechce, to i tak obejrzy. Ale chodzi nie o to, żeby zabraniać, ale o to, czy należy kupować. Moim zdaniem kupno tego filmu nie sprzyja naszym interesom narodowym.

Innego zdania jest jeden z liderów opozycyjnych chrześcijańskich demokratów Paweł Siewiaryniec, który uważa, że pokazu rosyjskiego „Krymu” należy zabronić na Białorusi.

– To tandetna rosyjska propaganda, która zaśmieca Białorusinom mózgi i psuje wizerunek Białorusi na arenie międzynarodowej. Po co ta wojna informacyjna na Białorusi? To szkodliwe i głupie – powiedział nam polityk.

ІІ, belsat.eu

Aktualności