Tropy morderstwa trójki rosyjskich dziennikarzy w Afryce prowadzą do najemników i kucharza Putina


Od początku tragedia w Republice Środkowoafrykańskiej budziła wątpliwości. Zabici dziennikarze chcieli wyjaśnić, co robią w Afryce rosyjscy najemnicy.

Projekt śledczy „Dossier” finansowany przez Michaiła Chodorkowskiego, byłego oligarchę, a obecnie mecenasa rosyjskiej opozycji, przeprowadził drobiazgowe śledztwo w sprawie afrykańskiego zabójstwa. Ta sprawa poruszyła cały świat.

W nocy z 30 na 31 lipca ubiegłego roku na bezludziu sawanny w Republice Środkowafrykańskiej zginęli rozstrzelani przez nieznanych sprawców: bardzo znany i doświadczony reporter wojenny Orchan Dżemal, reżyser i dokumentalista Aleksandr Rastorgujew oraz kamerzysta Kiriłł Radczenko. Władze targanego wojną domową afrykańskiego państwa uznały, że sprawcami byli muzułmańscy ekstremiści. Bo rzekomo mówili po arabsku i mieli turbany. Rosyjski MSZ twierdzi, że to była napaść na tle rabunkowym, a dziennikarze niepotrzebnie jechali nocą przez niebezpieczny rejon.

Jednak w dziennikarskim śledztwie „Dossier” pojawił się inny, widoczny zresztą od samego początku trop. Prowadzi on do armii rosyjskich najemników i bliskiego Władimirowi Putinowi biznesmena z branży medialnej i gastronomicznej z Petersburga. Do nazywanego „kucharzem Putina” Jewgienija Prigożina.

Zabójstwo na sawannie

Michaił Chodorkowski sponsorował Centrum Zarządzania Śledztwami. To właśnie ta organizacja wysłała do Republiki Środkowafrykańskiej trójkę dziennikarzy. Już po ich śmierci Chodorkowski przyznał, że to był błąd. I dziś pomaga rozwikłać sprawę ich śmierci.

Orchan Dżemal był bardzo doświadczonym korespondentem wojennym. Doświadczenie w trudnych, ogarniętych wojną obszarach miał również kamerzysta. Cała trójka chciała znaleźć ślady obecności rosyjskich najemników z tzw. grupy „Wagnera” w Afryce. Orchan Dżemal nie znał warunków afrykańskich. Dlatego przed wyjazdem konsultował się z Kiriłłem Romanowskim, dziennikarzem powiązanym z portalem Riafan.ru (Federalna Agencja Informacyjna RIA FAN), medium należącym do… Jewgienija Prigożina. Romanowski jeździł wcześniej do Afryki i chwalił się kontaktami.

Znalezione przez rosyjskich dziennikarzy śledczych z Conflict Intelligence Team unikalne zdjęcia z prawdopodobnie instruktorami grupy najemników Wagnera w czasie ćwiczeń rządowych sił w Republice Środkowoafrykańskiej. Źródło: citeam.org

To on dał Dżemalowi kontakt do miejscowego, niejakiego Martina. Miał pomóc Rosjanom na miejscu. Tyle, że kontakt z nim mieli tylko za pomocą sms-ów przesyłanych przez komunikator Whattsapp. Martin jest tajemniczą postacią, a zdaniem śledczych z „Dossier” w ogóle nie istnieje. Kiedy trójka dziennikarzy przyleciała do Bangi, stolicy Republiki Środowoafrykańskiej, Martin przysłał rekomendowanego przez siebie kierowcę, niejakiego Bienvenue Douvokamę.

To właśnie ten kierowca pojechał później z Rosjanami w kierunku Bambari na wschodzie republiki. Chcieli dotrzeć do kopalń złota ochranianych podobno przez rosyjskich najemników. Kierowca był bezpośrednim świadkiem morderstwa. Twierdził potem, że udało mu się uciec. I to on zeznawał, że napastnicy rozmawiali po arabsku.

Według „Dossier” Douvokama jest byłym żandarmem. Telefon, którym się posługiwał, został pierwszy raz uruchomiony w dniu przylotu Rosjan. Według billingów, które zdobyli ludzie Chodorkowskeigo, Afrykańczyk był w stałym kontakcie z niejakim Kotofio, żołnierzem rządowej żandarmerii.

Z kolei Kotofio wielokrotnie rozmawiał przez telefon z dwójką Rosjan: Aleksandrem Sotowem i Walerijem Zacharowem. Obaj występują w dokumentach, z których wynika, że są doradcami wojskowymi rządu Republiki Środkowoafrykańskiej. Obaj mieli dokumenty potwierdzające pracę dla struktur najemniczej armii, tzw. grupy Wagnera, należącej do Jewgienija Prigożina.

Udało się ustalić, że obaj pracowali w strukturach siłowych w Petersburgu. Telefony którymi się posługiwali były rejestrowane w pobliżu trójki rosyjskich dziennikarzy. A żołnierze z jednego z posterunków na drodze przy której doszło do zabójstwa zeznali, że zanim przejechali rosyjscy dziennikarze, wcześniej przepuścili samochód z dwójką rządowych żandarmów i trójką Europejczyków w cywilnych ubraniach.

Rosjanie w Afryce

Organizacja „Dossier” zdobyła bardzo szczegółowe dane: billingi telefoniczne, wykazy rejestracji telefonów i informacje z wewnątrz środkowoafrykańskich służb. Nie jest wykluczone, że pomogły im jakieś zachodnie służby wywiadowcze, np. zaniepokojeni rosyjską ekspansją w Afryce Francuzi. A może po prostu udało się zdobyć takie informacje za pieniądze wciąż dysponującego fortuną Chodorkowskiego.

Śledztwo jest reakcją na bezczynność rosyjskich władz. Uznały one, że sprawa zakończyła się wraz z uznaniem, że dziennikarze zginęli w czasie rabunku i przez własną brawurę. Tylko, że zamieszanie wokół zabójstwa reportażystów jest teraz Moskwie bardzo nie na rękę.

Ministrowie obrony Siergiej Szojgu i Marie-Noelle Koyara podpisali umowę o współpracy wojskowej trzy tygodnie po zabójstwie dziennikarzy. Źródło: Forum/Alexei Yereshko/Russian Defence Ministry Press Office/TASS

Wczoraj brytyjski Times poinformował, że Republika Środkowafrykańska jest zainteresowana instalacją rosyjskich baz wojskowych w swoim państwie. O takiej możliwości powiedziała Marie Noelle Koyara, minister obrony tego kraju. Rosjanie zresztą już są w Afryce. Dokładnie miesiąc po śmierci dziennikarzy Moskwa podpisała z rządem Republiki Środkowoafrykańskiej umowę i oficjalnie wysłała tam instruktorów wojskowych. Oficjalnie 175 rosyjskich specjalistów szkoli armię środkowoafrykańską. Rezydują w pałacu byłego krwawego dyktatora Bokassy 60 km. od stolicy, Bangi.

W ubiegłym roku udało się namierzyć transporty rosyjskiej broni płynące do Tunezji, a dalej ciężarówkami do serca Afryki. Internetowi śledczy wychwycili również rejestrowane loty rosyjskich, transportowych Iłów-76 z Mozdoku w Rosji do Latakii w Syrii i potem do Chartumu w Sudanie i Bangi w Republice Środkowoafrykańskiej.

Skala rosyjskiej obecności w Republice Środkowoafrykańskiej jest niewątpliwie dużo mniejsza niż w Syrii. Inny jest również jej charakter. Nie ma tam oficjalnie rosyjskich sił zbrojnych, ale grupa najemników. Jednak nawet jeśli w ten właśnie sposób Moskwa próbuje zakamuflować swoje polityczne zainteresowanie pogrążonym w chaosie, afrykańskim krajem, to i tak widać wyraźnie, że działa w sposób zdecydowany. Moskwie chodzi o dostęp do afrykańskich bogactw naturalnych, a także o wbijanie klina w strefę interesów Francji i USA.

Poza tym zdobywanie sojuszników w pogrążonych w wojnie domowej krajach takich jak Republika Środkowoafrykańska jest relatywnie tanie. Wystarczą niewielkie transporty broni i grupa najemników. Afrykańska awantura Moskwy drogo kosztowała jedynie trójkę dziennikarzy.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności