Tajniacy nie pozwolili zrobić wywiadu z krewnymi i znajomymi rosyjskich jeńców ISIS


Kilka dni temu w sieci pojawiło się nagranie pokazujące dwójkę Rosjan, którzy mieli wpaść w ręce tzw. Państwa Islamskiego.

Jeden z pokazanych na nim mężczyzn przedstawia się po rosyjsku jako urodzony w 1979 roku Roman Zabołotnyj, pochodzący ze wsi Rasswiet w obwodzie rostowskim. Mówi też, że siedzący obok niego drugi człowiek to młodszy od niego o rok Grigorij Curkanu, mieszkaniec rejonu domodiedowskiego. Rosyjskie MON zaprzeczyło, by któryś z nich służył w rosyjskiej armii. Rosyjskie media podejrzewają, że pracowali dla prywatnego oddziału rosyjskich najemników tzw. Grupy Wagnera.

Z Grigorijem Kulikowem, znajomym Curkanu, usiłowali porozmawiać dziennikarze niezależnej TV Dożdż. Jednak grupę reporterska okrążyli ubrani po cywilnemu mężczyźni. Mieli się przedstawić jako towarzysze broni Curkanu. Przekonywali, żeby nie robić wywiadu – gdyż „oni sami wszystko wyjaśnią”. Jeden z nich również miał zasugerować, że pracuje dla Grupy Wagnera.

Podobny wypadek spotkał producenta programu TV Dożdż, który zadzwonił do rodziców jednego z jeńców, z którymi wcześniej umówił się na wywiad. Według jego relacji, słuchawkę z rąk matki żołnierza zabrał nieznany człowiek.

– Proszę tu nie dzwonić, nie będę z panem wchodzić w dyskusję, wszystkiego dobrego, proszę nie dzwonić więcej.

Podobnie słowa miał usłyszeć brat Cukranu, który został ostrzeżony, że podnoszenie szumu może pogorszyć położenie jeńców.

Grupa Wagnera to prywatny oddział wojskowy rosyjskich najemników. Przed wyruszeniem do Syrii jego członkowie brali udział w aneksji Krymu i wojnie na Ukrainie.

Podobne problemy mieli rosyjscy dziennikarze badający w sierpniu 2014 r. sprawę pochówku kilkunastu żołnierzy z Pskowskiej Dywizji Powietrznodesantowej, którzy najprawdopodobniej zginęli podczas walk na Ukrainie. Byli oni niedopuszczani do miejsc pochówków przez wojskowych i tajniaków, kilku z nich zostało pobitych.

jb belsat.eu tvrain.ru

Aktualności