Czasy, kiedy Rosja wysyłała w obronie swoich zamorskich sojuszników okręty i bombowce, już minęły. Teraz z Moskwy lecą z prywatne czartery wyładowane dolarami.
W ostatnich dniach pojawiło się mnóstwo informacji o tajemniczych boeingach latających z Moskwy do Wenezueli. Wokół ich lotów narosło sporo legend. Najpierw do Caracas mieli lecieć rosyjscy najemnicy z Grupy Wagnera. O ich obecności w Wenezueli informował Reuters. Potem, że samolot zabrał z Caracas 20 ton złota i wywiózł je do Rosji. O tym donosił z kolei Jose Guerra, jeden z wenezuelskich opozycyjnych deputowanych.
Najnowsze, drobiazgowe śledztwo dziennikarskie wskazuje, że prawda jest zupełnie inna. W Rosji, pod przykrywką tajnych służb od dawna działają specjalne linie lotnicze obsługujące ryzykowne loty i przewożące ładunki, którymi lepiej się nie chwalić, do miejsc rządzonych przez zamordystyczne reżimy. Tam, gdzie rządzą sojusznicy Moskwy.
Według informacji „Nowej Gaziety” z Moskwy do Caracas latał tajemniczy boeing 757. Należy do niewielkiej, rosyjskiej linii lotniczej Erofey, zajmującej się przewozami towarowymi. Samolot wyleciał z moskiewskiego lotniska Wnukowo do Caracas 18-19 i 31 stycznia. Najpierw lądował w Dubaju, a potem skierował się dalej – do Wenezueli z międzylądowaniem w marokańskim Agadirze.
Dziennikarze gazety twierdzą, że na lotnisku w Dubaju do samolotu podjeżdżały opancerzone samochody bankowe. Miały z nich być załadowane do samolotu skrzynie z dolarami. W ten sposób przeprowadzana była operacja wymiany wenezuelskiego złota na gotówkę. Rosyjski boeing dostarczył ją później do Caracas. 30 ton złota z rezerw Wenezueli było wcześniej zmagazynowane w Moskwie.
To tylko część z rezerw złota Wenezueli. W 2011 r. w europejskich i amerykańskich bankach było go znacznie więcej, ale ówczesny dyktator Hugo Chavez ściągnął je do kraju i prawdopodobnie wydał na ratowanie umierającej gospodarki. Obecnie za granicą pozostało ponad 50 ton złota, z czego 30 ton w rosyjskim Banku Centralnym. Najprawdopodobniej właśnie zostały spieniężone i wysłane na ratunek Nicolasowi Maduro. Pomogą mu choć na chwilę kupić lojalność armii, czy części buntującego się społeczeństwa.
Dla rosyjskich interesów wsparcie dla Maduro ma kluczowe znaczenie. Moskwa chce zachować go u władzy. W końcu zainwestowała w Wenezueli 17 mld USD w postaci pożyczek. Teraz liczy, że Caracas pozostanie wiernym i nastawionym antyamerykańsko sojusznikiem w Ameryce Południowej. Dlatego właśnie rosyjskie służby zorganizowały podniebny „bankowóz” i transakcję wymiany złota na dolary.
Niedawno Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) opublikowała listę 149 nazwisk najemników z rosyjskiej Grupy Wagnera. Znajdowały się wśród nich również nazwiska obywateli Białorusi.
Z kolei dziennikarska grupa śledcza Bellingcat i rosyjski portal śledczy The Insider na podstawie nazwisk i zakupionej bazy danych wewnętrznych lotów w Rosji ustalili, że najemnicy często poruszali się na trasie Moskwa (i inne miasta) – Krasnodar. Dwadzieścia minut od lotniska w Krasnodarze, koło wsi Mołkino, znajduje się jedna z baz sił specjalnych GRU (tzw. specnazu). Zdaniem dziennikarzy tam właśnie trenują najemnicy Wagnera.
Do Libii i Sudanu samoloty ministerstwa obrony oficjalnie latają już od sierpnia ubiegłego roku. Często startowały właśnie z Krasnodaru, lub Rostowa nad Donem i Soczi. Są to Tu-154M z 223-go Pułku Lotniczego.
O ile jednak do Syrii, czy Afryki regularnie latają wojskowe transportowce Ił-76, to w przypadku dwóch tupolewów sprawa jest bardziej tajemnicza. Dwa samoloty mają numery RA-85041 i RA-85155 i należą do tajemniczych przedsiębiorstw Aerotrans, albo Car Aviation. Wiadomo, że są wynajmowane przez pułk ministerstwa obrony jedynie do ryzykownych misji. Spółkami przewozowymi zarządzają cypryjskie fundusze, które mają powiązania z rosyjską organizacją społeczną Wympieł, skupiającą weteranów sił specjalnych.
Obie maszyny były jednymi z ostatnich wyprodukowanych tupolewów tego typu (w 2010 i 2012 r.). Pięć lat temu opozycjonista Aleksiej Nawalny opublikował informacje, że jeden z nich latał na Seszele, prawdopodobnie z ministrem obrony Siergiejem Szojgu na pokładzie. Według informacji śledzącego loty portalu Flightradar, oba tupolewy regularnie latały do Bengazi w Libii, Chartumu w Sudanie i Bangi w Republice Środkowoafrykańskiej, oraz najczęściej do Latakii w Syrii, gdzie znajduje się rosyjska baza lotnicza. W rosyjskiej armii są nazywane „syryjskim ekspresem”.
Samoloty woziły wojskowych, w tym najemników pracujących w Afryce jako instruktorzy wojskowi. A także, prawdopodobnie broń. 16 października lot jednego z tupolewów z sudańskiego Chartumu do Latakii w Syrii pokrył się z datą wizyty prezydenta Sudanu Omara al-Baszira u syryjskiego dyktatora Baszara al-Assada. Rosjanie pomogli więc dwóm krwawym dyktatorom w spotkaniu.
Lot z dolarami do Caracas nie jest więc pierwszą, powietrzną operacją rosyjskich służb. Bo nie ma wątpliwości, że to one stoją za transportami w takie miejsca jak ogarnięta rewolucją Wenezuela, czy pogrążone w wojnach domowych Syria, Sudan i Republika Środkowoafrykańska.
Wykorzystywana jest przy tym nowa, rynkowa metoda: samoloty latają niby na zlecenie ministerstwa obrony, ale są formalnie prywatne, najemnicy działają niby w interesach Kremla, ale oficjalnie – na zlecenie prywatnej firmy. Faktycznie wszystkim i tak sterują wojskowe służby specjalne. I ich ludzie na tych egzotycznych wyprawach finalnie zarabiają.
Michał Kacewicz/belsat.eu