Szef strajku w MTZ: strajk to jedyny sposób, aby dyktatura nie miała czym karmić swoich wojsk


Siarhiej Dyleuski kierował komitetem strajkowym w Mińskiej Fabryce Traktorów (MTZ). Został także członkiem opozycyjnej Rady Koordynacyjnej. W efekcie został zatrzymany przez milicję i przesiedział w areszcie 25 dni. Teraz wyszedł na wolność i porozmawiał ze Swiatłaną Kalinkiną o tym, jak wyglądają i jak powinny wyglądać protesty robotnicze na Białorusi.

– Po tajnej inauguracji Alaksandra Łukaszenki komitet strajkowy zakładów wydobywczych Biełaruskalij zwrócił się do pracowników z apelem o bezterminowy strajk. Czy to jest taki apel sam dla siebie, czy ma sens?

– On ma sens, ale jest inny problem: wraz z upływem czasu niektórzy zaczęli się poddawać. Ludzie, którzy wychodzili w pierwszych dniach, strajkowali w Biełaurskaliju, Hrodnaazocie, w mińskich zakładach pracy, przez ten długi czas, trochę opuścili ręce i zaczęli wracać na swoje miejsca pracy, poddali się.

Dlaczego tak się stało? To jest jakieś rozczarowanie? Efekt represji?

– Nie, może nawet nie represje, a to, że ludzie zrozumieli, iż do obecnej władzy nie udaje się dotrzeć żadnymi sposobami.

– Ale większość analityków, dziennikarzy, prostych ludzi, uważa, że jedynym sposobem żeby do niej dotrzeć, są właśnie strajki.

– Oczywiście, to jest teraz jedyny działający sposób osiągnięcia swojego celu. Jeśli ludzie nie pracują, to nie płacą podatków. Nie ma pracy, nie ma pensji, nie ma podatków. To uderzenie w budżet. Nie są realizowane plany w zakładach państwowych. To też uderzenie w budżet.

Nikt nie chce zniszczyć gospodarki państwa, żebyśmy tutaj głodowali. Ale w warunkach, kiedy nic nie działa, to jest jedyna metoda, żeby dyktator nie miał czym karmić swojej armii.

Siarhiej Dyleuski, zdj.: Biełsat
Siarhiej Dyleuski, zdj.: Biełsat

– Kiedy rozmawia Pan ze swoimi kolegami z Mińskiej Fabryki Traktorów (MTZ) przedstawiając takie argumenty, co oni mówią?

– Wielu wspiera, a wielu pyta, co będzie jeść, za to utrzyma rodzinę, ktoś mówi, że ma kredyt. Ci którzy się boją strajkować, uzasadniają to kwestiami finansowymi: rodziną, dziećmi, kredytami, domem, który budują.

Z drugiej strony jest Fundusz Solidarności, który miał pomagać tym, którzy będą mieć problemy w wyniku strajków. Ludzie w to nie wierzą?

– Ludzie wierzą, ale się boją. Wielu nie wierzy. W pierwszych dniach tego ruchu strajkowego, ja też się odnosiłem do tego sceptycznie, ale zobaczyłem, że ludzie potrzebujący otrzymują pomoc. W końcu sam musiałem się zwrócić do funduszu ByHelp. Oni mi pomogli po 25 dniach aresztu. W sierpniu właściwie nie pracowałem więc przez 2 miesiące nie miałem pensji. Finansowa sytuacja stała się trudna i na własnej skórze odczułem, że rzeczywiście Białorusini pomagają.

Porozmawiajmy w takim razie o Panu osobiście. Czy Pan pracuje, czy został zwolniony, jaki jest stosunek do Pana działalności i w ogóle, ile ludzi strajkuje na MTZ. Czy w ogóle strajk się zakończył?

– Strajk i jest i nie. Ludzie doszli do wniosku, że całkowite zatrzymanie pracy zakładu nie pomogło. Ludzie zaczynają współpracować ze związkami zawodowymi, starać się otrzymać pomoc od państwowych związków zawodowych. To nie pomaga i ludzie wypisują się z tych związków i idą do niezależnych. Pracujemy nad tym, żeby ludzi tam przepisać, żeby była prawdziwa pomoc i w sferze zawodowej, taka jaka powinna być w przypadku związków zawodowych. Ludzie już zapomnieli, jak powinna ona wyglądać

Wiadomości
UE wprowadza sankcje wobec przedstawicieli białoruskiego reżimu. Na liście nie ma Łukaszenki
2020.10.02 08:47

– Nawet przy organizacji strajku powinien pomóc związek zawodowy. A tego nie było.

– U nas w MTZ od razu związek zawodowy zajął neutralne stanowisko, powiedzieli, że to ich nie dotyczy. To ludzi obraża. Od tego się zaczęło wypisywanie się ludzi ze związków zawodowych. Czyli jest nastrój strajkowy, ale trzeba rozumieć, że takie nastroje powinna wesprzeć większość robotników.

– To jest taki zgodny z prawem sposób organizowania strajku. Politycznych haseł być nie może, a większość powinna zagłosować za strajkiem. Jasne, że tego się nie da wykonać.

– Nawet jeśli to będą tylko żądania związane z pracą, to strajk powinna wspierać większość. My odpowiadamy za tych ludzi i jeśli my zatrzymamy jeden, dwa cechy, to straci cały zakład. Dlatego musimy wiedzieć, że cały zakład nas wspiera. Żeby potem nie było żalu wewnątrz kolektywu. Jedni powiedzą, że nie chcą strajkować, a drudzy swoimi działaniami zaszkodzą ich pracy. To jest ważne żeby nie było konfliktu wewnątrz zespołu.

– Na razie nie ma tutaj zgody?

– Na razie niestety nie. Ludzie są bardzo zastraszeni. Oni nas wspierają w swojej większości, ale boją się stracić pracę i pensje.

Wiadomości
Morawiecki: Rada Europejska przyjęła zaproponowany przez nas plan gospodarczy dla Białorusi
2020.10.02 10:46

Jaka jest Pana osobista sytuacja? Pracuje Pan, czy jakieś represje Pana dotknęły?

– O dziwo, mnie nie zwolnili. W niedzielę miałem mieć nocną zmianę, przyszedłem, pokazałem dokumenty w związku z moją nieobecnością przez 25 dni i nie było żadnych represji. Była rozmowa z kierownictwem, gdzie w zasadzie mi powiedziano, że mam odpowiednie dokumenty dotyczące mojej nieobecności i mam pracować dalej.

Z czym Pan to wiąże? Został Pan zatrzymany razem z inną członkinią Rady Koordynacyjnej Wolhą Kawalkową. Ją faktycznie władza wyrzuciła z kraju grożąc wieloletnim więzieniem. Panu grozili, czy może do Pana nie mają tak poważnego stosunku?

– Raczej nie mają do mnie takiego poważnego stosunku. Wolha Kawalkowa jest politykiem. Jak Maryja Kalesnikawa. To są silni politycy, którzy mogą coś zmienić w tym kraju. Ja jestem prostym człowiekiem, robotnikiem MTZ. Władza raczej nie traktuje mnie jako zagrożenie.

– Jak Pan został liderem komitetu strajkowego? Prosty człowiek, jak sam Pan mówi…

– Gdy 15 sierpnia był wiec wewnątrz przedsiębiorstwa, zebrało się dużo ludzi, do nas wyszedł dyrektor generalny i ponieważ z tłumem się ciężko rozmawia, to poprosił żeby wyszli przedstawiciele robotników, żeby z nimi rozmawiać. Najodważniejsi. Wyszły 23 osoby i tak powstał komitet strajkowy. Zapytaliśmy ludzi, czy nam ufają, oni nas poparli. Nawet można powiedzieć, że zostałem członkiem komitetu przez przypadek.

Wiadomości
Zatrzymania, pobicia, areszt. Powyborcze prześladowania dziennikarzy Biełsatu
2020.09.30 15:23

Jakie są nastroje u ludzi, czy jest nadzieja na zwycięstwo? Czy już nie ma?

– Jest nadzieja na zmiany, że ludzie będą mogli spokojnie wyrażać swoje poglądy, odzyskać swoje prawo głosu.

Na czym opiera się ta nadzieja?

– Na jedności ludzi. Nie jesteśmy już w próżni informacyjnej, wiemy, co się dzieje.

Ale widzą, jak reaguje władza?

– I dlatego ludzie się boją, a najbardziej odważni wychodzą. Ludzie się boją, że przyślą jakichś z oprawców pałkami. Funkcjonariuszy przestają nazywać milicjantami, czy omonowcami. Ich nazywają oprawcami, bandytami w maskach. Ale strach jest. Jakoś dajemy radę…

Ale oni sobie z tym dają radę, oprawca to oprawca, ale swoją pracę wykonują, a władza im obiecuje bonusy, kredyty itp. Czy ta walka może się niczym nie skończyć?

– Mi się wydaje, że to nie może zakończyć niczym. Są dwa wyjścia: albo rzeczywiście rozleje się krew i to będzie bardzo złe, to będzie przegięcie pałki. Nawet to, co teraz robią…

Ale już są zabici!

– Tak są, ale może dojść do tego, że będzie pełne zezwierzęcenie i zabitych będą dziesiątki. To jest najstraszniejszy scenariusz. Drugi wariant, to są naciski naszego społeczeństwa i społeczności międzynarodowej. To może przynieść rozwiązanie. Białorusini są nastawieni pokojowo i na pokojowe rozwiązanie tego konfliktu, dlaczego ludzie wychodzą na ulice z pustymi rękami. Jeśli weźmiemy doświadczenie całego świata, to tego rodzaju imprezy często kończą się bójkami, jedni stoją z pałkami i tarczami, a drudzy z jakimiś narzędziami.

Wiadomości
Siarhiejowi Cichanouskiemu przedłużono wyrok
2020.09.30 08:42

Wielu uważa, że to słabe miejsce białoruskich protestów i wielu analityków mówi, że to pokojowe podejście zachwyciło cały świat, ale wynik mógłby być inni, gdyby protestujący od razu agresywnie i mieli jasne żądania wobec władzy.

– Być może tak, ale z drugiej strony jest ta białoruska mentalność i to jest dobre. W głowie u każdego protestującego Białorusina jest odpowiedzialność za tego, kto stoi obok. Jakakolwiek agresja jednej osoby może sprowokować funkcjonariuszy do ostrych działań, nawet nie w stosunku do mnie, a w stosunku do tego człowieka, który stoi obok. Nikt nie może wziąć odpowiedzialności za los, czy życie człowieka.

pp/belsat.eu

Aktualności