Strach, który pozostał

Niedzielna manifestacja w Mińsku, napis na budynku: Sława zwycięzcom! zdj.: pp
Niedzielna manifestacja w Mińsku, napis na budynku: Sława zwycięzcom! zdj.: pp

Po niedzielnych, ogromnych manifestacjach w Mińsku i w innych miastach, wydawało się, że górą są zwolennicy zmian, a Białorusini całkowicie pokonali strach. Teraz coraz wyraźniej widać, że nadal jest on silny i zaczyna zwyciężać.

Białoruś znacznie zmieniła się w czasie kampanii wyborczej i po niej. W wyniku protestów. Wiele osób zaczęło otwarcie mówić o tym, co im się nie podoba, a brutalne rozpędzanie pokojowych manifestacji i tortury w aresztach śledczych tylko zwiększyły liczbę przeciwników reżimu.

Chodząc po Mińsku w tym tygodniu, po tym gdy władze zaprzestały już otwartych represji, miałem wrażenie, że jestem w zupełnie innym mieście niż pół roku temu. Ludzie chodzili z podniesionymi głowami, nie z oczami wbitymi w ziemię, jak zazwyczaj, częściej się uśmiechali, pomagali sobie nawzajem. Robotnicy mówili, że nie można już dłużej znosić tej władzy i trzeba coś zmieniać, a pracownicy IT zapewniali, że im pomogą, jeśli znajdą się w biedzie. Wszyscy wierzyli, że się uda.

Okazało się jednak, że Białorusini poczynili ogromne kroki, ale jest jeszcze za wcześnie by ogłaszać zwycięstwo.

– To tak się wydaje, że jesteśmy silni. W pracy siedzimy i trzęsiemy się żeby czegoś zbędnego nie powiedzieć – wyznał mi kolega, który pracuje w jednym z państwowych (oczywiście) banków.

Ich szef powiedział otwarcie: możecie sobie manifestować swoje poglądy, ale po 18.00. To i tak dobroduszne podejście ponieważ w innych zakładach pracy mówiono pracownikom, że mogą pożegnać się z pracą, jeśli ktoś zobaczy ich na antyprezydenckich demonstracjach. Robotnicy straszeni są obcięciem premii albo zwolnieniem za udział w strajkach. Przed fabrykami od środy pojawiają się regularnie oddziały specjalne OMON, które tym razem już nie brutalnie, ale nadal usuwają osoby zachęcające do udziału w strajkach i informujące o specjalnym funduszu dla zwalnianych robotników.

Środowa manifestacja poparcia dla robotników z Mińskich Zakładów Traktorów, zdj.: pp
Środowa manifestacja poparcia dla robotników z Mińskich Zakładów Traktorów, zdj.: pp

Czy jednak ludzie mogą uwierzyć, że prywatna inicjatywa jest im w stanie pomóc? Wątpię – bowiem wszystko to dzieje się w kraju, który przypomina radziecki rezerwat o podwyższonym standardzie życia, w którym 80 procent gospodarki należy do państwa, gdzie królują państwowe organizacje, włącznie z pseudozwiązkami zawodowymi kontrolowanymi przez władzę. Można z pewnością stwierdzić, że wszystkie osoby w wieku zdolnym do podjęcia pracy, jeżeli tylko nie opuszczały Białorusi, znają tylko taki model, w którym mogą pomóc jedynie państwo i rodzina.

Kontrola państwa nad gospodarką może też sprawić, że osoba zwolniona w jednym zakładzie państwowym, nie będzie przyjmowana do pracy w drugim.

Trudno się zatem dziwić, że bardzo trudno jest przerwać tę spiralę strachu. Nawet jeśli szybkość wpłat na Fundusz Solidarności jest imponująca i zebrano tam równowartość prawie 6 milionów złotych.

Jednocześnie władze zrezygnowały z ogólnokrajowego ślepego terroru, z którym mieliśmy do czynienia tuż po wyborach. Teraz stosowane są punktowe ataki: zwalniani redaktorzy naczelni (Zwiazda), odsuwani od anteny i usuwani nieposłuszni dziennikarze (BT, ONT). Pracę stracił szef teatru narodowego im. Janki Kupały. Demonstranci nie są pałowani, a wypychani przez milicję sami odchodzą bo boją się tortur itp. I to zapewne nie koniec. Z takimi przypadkami będziemy mieli do czynienia coraz częściej. Alaksandr Łukaszenka wie, że strach jest jego największą bronią tak, jak było to w czasach stalinowskich w ZSRR. Rozumie, że by jego dyktatura nadal trwała musi nadal strachem swych obywateli zarządzać.

Miejsce, w którym zginął pierwszy demonstrant Alaksandr Tarajkouski, zdj.: pp
Miejsce, w którym zginął pierwszy demonstrant Alaksandr Tarajkouski, zdj.: pp

Białorusini chyba nie powiedzieli jednak ostatniego słowa i duża część z nich przełamała strach, nie chcąc być “ludkiem”, jak mówi prezydent, a stała się narodem. I liczba ta zapewne będzie się zwiększać, być może jednak wolniej niż się spodziewaliśmy.

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności