Społeczeństwo obywatelskie rodzi się na podwórkach. Rozmowa z socjologiem Andrejem Wardamackim


Ludzie przestali się bać, nie potrzebują liderów oraz są przygotowani na długą walkę. To główne wnioski badania fokusowego, które wśród uczestników protestów na Białorusi przeprowadził niezależny ośrodek socjologiczny, kierowany przez prof. Andreja Wardamackiego.

Andrej Wardamacki – doktor nauk socjologicznych i kandydat nauk filozoficznych, kieruje prywatnym ośrodkiem badań aksjometrycznych „NOWAK” (nowa aksjologia) oraz Białoruską Pracownią Analityczną. Badanie ankietowe pod jego kierownictwem zostało przeprowadzone wśród ochotników spośród osób biorących udział w powyborczych protestach. Wykazało ono:

  • podniesienie „progu bólu” Białorusinów – ludzie coraz mniej boją się represji ze strony państwa;
  • pojawienie się psychologicznej potrzeby udziału w manifestacji, która przynosi pozytywne emocje wynikające ze spotkania z ludźmi o podobnych poglądach oraz poczucie masowości i siły;
  • brak potrzeby posiadania przywódcy protestu – liderzy pojawiają się samoistnie, w zależności od potrzeby chwili;
  • proces samoorganizacji – ludzie spotykają się na podwórkach, co tworzy podwaliny pod samorządność;
  • gotowość do wielomiesięcznych protestów.

Zdaniem naukowca w ciągu ostatniego miesiąca w białoruskim społeczeństwie zaszły fundamentalne zmiany. Samo się organizuje i coraz mniej wierzy w skuteczność „twardej ręki” władzy. Z prof. Andrejem Wardamackim rozmawia Alaksandr Papko.

Prof. Andrej Wardamacki. Fot.: Dzianis Dziuba / belsat.eu

15 dni aresztu – to nic strasznego

– Panie Profesorze, jaka jest przyczyna wybuchu protestów tego lata na Białorusi?

– Przyczyn jest kilka: pandemia COVID-19, sytuacja ekonomiczna, fałszerstwa wyborcze i przemoc ze strony sił bezpieczeństwa. Jeśli je uporządkować pod względem znaczenia i siły procesu motywacyjnego, to pierwszą przyczyną wybuchu społecznego okaże się przemoc.

Wiadomości
Socjolog: pod wpływem epidemii system Łukaszenki mięknie
2020.04.21 15:27

– Czy areszty, zatrzymania, wyroki więzienia i grzywien, brutalne demonstracje siły ze strony służb bezpieczeństwa w Mińsku i innych miastach wywołują u ludzi strach? Czy Białorusini naprawdę się boją?

To właśnie demonstracja siły stała się najbardziej istotnym powodem do protestów. Mamy tu do czynienia z procesem transformacji strachu w gniew – to pierwsze cecha charakteryzująca obecną sytuację. Drugą jest podniesienie „progu bólu”. To, że mogą być poddawani represjom, skazywani na więzienie itd. ludzie traktują jako element stały. W maju mówił o tym Siarhiej Cichanouski, że 15 dni aresztu – to nic strasznego. Wtedy większości wydawało się to dziwne i niezrozumiałe, ale teraz stało się już psychologicznie akceptowalne. Ludzie nawet mawiają, że każdy przyzwoity Białorusin powinien swoje odsiedzieć. Przesunięcie „progu bólu” jest jednym z najważniejszych psychologicznych czynników motywujących protestujących do działania.

– Skoro mowa o motywacji: dlaczego ludzie wychodzą na akcje protestu? Co ich skłania?

– Bezpośrednim powodem, dla którego wychodzą, jest sama sytuacja, w której represje dotykają ich bliskich – dzieci, krewnych, sąsiadów, kolegów z pracy itd. Poczucie, że niebezpieczeństwo czai się tuż obok, wywołuje wewnętrzny bunt i wtedy człowiek wychodzi. Oznacza to, że im bliżej człowieka dzieją się takie rzeczy, tym większe prawdopodobieństwo, że się zbuntuje. Można mówić o następującej prawidłowości: im więcej osób pada ofiarami represji, tym więcej ich bliskich wychodzi na akcje protestu.

Na protest po pozytywne emocje

– Powiedział Pan, że ludzie mają pewną psychologiczną potrzebę, by wychodzić na protesty. Jaka to potrzeba?

– Ten proces można nazwać „sinusoidą od niedzieli do niedzieli”. Ludzie wychodzą masowo w niedzielę i otrzymują psychologiczny zastrzyk energii. Potem media dostarczają negatywnych informacji o zatrzymaniach i sądach – następuje spadek nastroju i zaraz, koło środy – czwartku, pojawia się potrzeba, by znowu dostać ten psychologiczny zastrzyk. Okazuje się, że ludzie wychodzą na demonstracje po pozytywne emocje. Jest to nowe zjawisko, kiedy powodem wyjścia staje się nie tylko protest sam w sobie, potrzeba wyrażenia swojego sprzeciwu i niezadowolenia, ale również potrzeba poczucia pozytywnych emocji i energii od tych, którzy podczas demonstracji są obok. W tym sensie można powiedzieć, że protest wynika z potrzeby nie tylko obywatelskiej, ale i psychologicznej.

Wiadomości
Badania społeczne: na Białorusi ostry spadek poparcia dla integracji z Rosją
2020.02.05 12:34

– Wszystkie podręczniki do nauk politycznych są zgodne w tym, że protesty bez struktury, liderów i jasno określonych celów nie mają przyszłości. Na Białorusi zaś już od ponad miesiąca obserwujemy protesty bez przywódców. Czy taki ruch społeczny ma przyszłość?

– To jeszcze jedno całkiem nowe zjawisko – samoorganizacja protestów – i w naszym regionie i w ogóle na świecie. Widzimy, że Białorusini nie potrzebują żadnego konkretnego lidera, o jakim piszą w podręcznikach. Innym fenomenem jest płynne przywództwo. Za każdym razem w kolumnie demonstrantów czy w małej grupie pojawia się, tu i teraz, na krótką chwilę, nowy lider. Co więcej, jeszcze godzinę wcześniej on nawet nie wiedział, że zostanie liderem – człowiekiem, który mówi, dokąd iść i co robić. Wtedy wykonuje swoje zadanie i na powrót staje się zwyczajnym człowiekiem. Pojawienie się takiego spontanicznego lidera małej grupy jest możliwe dzięki ogólnej idei, które jednoczy, cementuje. W naszym wypadku jest nią niezadowolenie z tego, co mamy. Lider nie jest przy tym ideologiem ogłaszającym wielkie, strategiczne cele. Nie. On po prostu praktycznie pokazuje ludziom, co robić w danej chwili.

Białorusini są gotowi wychodzić na ulice do skutku

– Czy to, co obserwujemy obecnie na Białorusi, jest samoorganizacją całego społeczeństwa? Czy w naszym kraju rodzi się wspólnota obywatelska, bez której nie jest możliwa demokracja?

– Tak. Ona się właśnie teraz formuje. Bardzo ważny proces zachodzi na poziomie każdego, konkretnego podwórka. Wszystko zaczęło się od Placu Przemian, a teraz staje się zjawiskiem masowym, systemowym. Takich podwórek są dziesiątki, setki. Nad tym procesem państwo nie ma już kontroli. Narodziny i wybuch społeczeństwa obywatelskiego odbywa się na tych podwórkach. To podwalina pod przyszłe samorządy lokalne.

– Jak długo mogą jeszcze trwać protesty na Białorusi? Jakie mogą być ich skutki?

– Jeśli mówić o terminach, to tutaj także widzimy całkiem nowe zjawisko, jakiego nie było nigdy wcześniej – ani w 2010, ani tym bardziej w 2015 roku. Społeczeństwo przestawiło się na długotrwałe protesty. Porażka w dniu dzisiejszym nie powoduje apatii. Nowością jest to, że ludzie są psychicznie gotowi na to, by wychodzić wiele, wiele razy, a przegrana dzisiaj nie paraliżuje ich, ani nie zniechęca do wyjścia jutro. Nastawienie się na długi proces jest już dla protestujących faktem. Co do konkretnych terminów – tu Białorusini mają różne zdania. Ale widać radykalną postawę: walka do końca, który może nastąpić za wiele miesięcy.

md / belsat.eu

Aktualności