Sołtyska białoruskiej wsi ukarała mieszkańców mandatami bez ich wiedzy, by wypełnić plan


Przewodnicząca rady wiejskiej w Muszynie na wschodzie Białorusi nie dość, że ukarała mieszkańców, to jeszcze w tajemnicy zapłaciła grzywny, tak by nikt z nich się nie dowiedział.

Gdy sprawa się wydała, Wolha Dadykina została oskarżona o nadużywanie władzy – o czym na antenie białoruskiej TV poinformował Alaksandr Szaroukin z Komitetu Kontroli Państwowej.

Jak się jednak okazało, mieszkańcy wioski są o „przestępczyni” jak najlepszego zdania. Jak twierdzą w rozmowie z dziennikarzami Biełsatu, szefowa wsi jest osobą sumienną, pomocną, a kary nakładała… bo chciała dobrze.

Dadykina tłumaczyła na łamach gazety Nasza Niwa, że od obwodowych władz w Mohylewie otrzymywała nieustanne zapytania na temat ilości osób, które udało jej się ukarać mandatem za bałagan w obejściu. Władze miały się domagać coraz większej ilości raportów o nałożonych grzywnach. Kobieta więc postanowiła sama ukarać osoby, u których zauważyła nieporządek. Wypisywał jednak niewielkie kary rzędu 2 rubli – czyli 4 zł. Jak twierdzi, na wsi zarobki są mizerne, więc postanowiła sama spłacać mandaty, tak by sprawa nie trafiała do sądu.

Jak podkreśla białoruski opozycyjny polityk, a w przeszłości dyrektor sowchozu Ryhor Kastusiou, taka praktyka na Białorusi jest powszechna. Władze centralne w zależności od ilości mieszkańców zakładają w regionalnych budżetach rozmiar i ilość mandatów do nałożenia. I twardo domagają się wypełnienia planów. Urzędnicy więc nie mają wyjścia. W tym roku w białoruskim budżecie założono, że wartość pobranych kar pieniężnych wyniesie 131 mln rubli.

js,jb/ belsat.eu

Aktualności