Słowa otuchy z Kremla niczym ostrzeżenie: „Armenio, Rosja jest zawsze z tobą!”


Rosyjskie komentarze na temat wydarzeń w Erywaniu są zasadniczo zgodne: cokolwiek by się stało, Armenia musi pozostać na orbicie Kremla.

– Armenia zawsze wydawała się wysepką stabilności, ale to niezupełnie tak. Jeżeli mówić o przyczynach, z których ludzie wyszli na ulice, to jest tu kilka czynników. Po pierwsze, ok. 30 proc. ludności kraju żyje na skrajnie niskim poziomie socjalnym. Z drugiej strony, ostatnie wybory pokazały, że partię Paszyniana [lidera opozycji] popierało tylko 7 – 8 proc. obywateli – przypomina w komentarzu dla gazety Moskowskij Komsomolec Aleksandr Markarow, dyrektor filii ormiańskiej Instytutu Krajów Wspólnoty Niepodległych Państw.

Ekspert zwraca więc uwagę, że przyczyny protestów były mieszane: nierozwiązane problemy społeczne oraz nagromadzone przez lata niezadowolenie z kierownictwa kraju. W swojej opinii, którą podzielił się jeszcze się przed dymisją premiera Serża Sarkisjana, komentator wskazywał na trzy możliwości rozwiązania konfliktu:

– Władze mogą zdecydować się na dialog z opozycją, jeśli będą do niego gotowe. Drugi scenariusz przewiduje ingerencję policji i zwiększenia liczby zatrzymanych. No i trzeci – użycie wszystkich zasobów państwa w celu bardziej brutalnego, siłowego rozwiązania konfliktu.

Czwartego, czyli dobrowolnego ustąpienia ze stanowiska Sarkisjana i obietnicy wycofania się przez niego z życia publicznego, ekspert najwyraźniej w ogóle nie brał pod uwagę. Ale jego koledzy zdają się nie przejmować nawet takim rozwojem sytuacji. Są przekonani, że Erywań nie ma innej opcji niż pozostanie w rosyjskiej strefie wpływów.

– (…) Jakiekolwiek akcje protestu nie wstrząsałyby Armenią, to wobec zaistniałych okoliczności geopolitycznych (nierozwiązany konflikt w Karabachu i brak stosunków dyplomatycznych z Turcją), zawsze było obecne zainteresowanie kierunkiem rosyjskim. I niewykluczone, że dzisiejsi „sceptycy euroazjatyccy”, znajdując się u władzy dokonaliby pewnej korekty swojego podejścia. Jak zrobił to swego czasy „antysowiecki” Levon Ter-Petrosjan, za którego prezydentury powstały podwaliny rosyjsko-ormiańskiego sojuszu strategicznego – uważa docent katedry regionoznawstwa zagranicznego i polityki zagranicznej Rosyjskiego Państwowego Uniwersytetu Humanistycznego Siergiej Markiedonow, którego cytuje gazeta Kommiersant.

W bardziej dosadny sposób podobną opinię wyraził Fiodor Łukianow, przewodniczący pozarządowej Rady ds. Polityki Wewnętrznej i Zagranicznej. Jego zdaniem odejście Serża Sarkisjana nic nie zmieni.

– Armenia nie ma gdzie się podziać. Nie chodzi o Euroazjatycką Wspólnotę Gospodarczą. Najważniejsze są gwarancje bezpieczeństwa, które Rosja udziela Armenii. Z jednej strony jest Turcja, z drugiej Azerbejdżan, a sytuacja w Górskim Karabachu jest obecnie bardzo napięta.

Szef wpływowego think-tanku jest zdania, że dlatego każdy polityk, który zastąpi Sarkisjana, będzie przede wszystkim realistą, stawiającym na pierwsze miejsce gwarancje bezpieczeństwa, których nikt poza Rosją nie udzieli ich krajowi. Dlatego „retoryka gospodarcza” może się zmienić, ale też nie na niekorzyść Moskwy.

– W Armenii świetnie rozumieją, że Unia Europejska i NATO nie będą się wtrącać w ich sprawy – zapewnia Łukianow w komentarzu dla portalu gazeta.ru.

Wątek ewentualnej ingerencji – ale już rosyjskiej – poruszają też oficjalni przedstawiciele rosyjskich władz.

– Dlaczego Moskwa miałaby się wtrącać? Hipotetyczne rozważania są tu całkowicie nie na miejscu – zapewniał rzecznik prezydenta Putina Dmitrij Pieskow.

Jego zdaniem „sytuacja w żaden sposób nie wkracza na drogę destabilizacji, co sprawia satysfakcję”. W tym kontekście Pieskow zaapelował, aby nie porównywać wydarzeń w Erywaniu do – jak to ujął – „przewrotu państwowego” na Ukrainie w 2014 roku. Przekonuje, że w obu tych przypadkach jest ona zupełnie odmienna.

Przyjaznych słów pod adresem Ormian nie szczędziła też rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa. We wpisie w Twitterze nazwała ich narodem, potrafiącym nawet w najtrudniejszych momentach historii nie dzielić się i zachowywać szacunek do siebie nawzajem. Jednak ostatnie słowa jej wpisu można odebrać jako credo dalszej polityki Kremla wobec Erywania. A nawet jako obietnicę, lub jak kto woli – zawoalowane ostrzeżenie:

– Armenio, Rosja zawsze jest z tobą! – zapowieda oficjalna rzeczniczka rosyjskiego resortu dyplomacji.

cez/belsat.eu

Aktualności