Drugi dzień trwają procesy białoruskich aktywistów i polityków, których milicja zatrzymała za obronę miejsca pamięci. W czwartek do Lasu Kuropackiego pod Mińskiem wjechały buldożery. W latach 30. i 40. NKWD zabiło tam i pogrzebało nawet 250 tysięcy osób.
Aresztem administracyjnym ukarano dziś działaczy, którzy wzywali do wspólnej modlitwy w niedzielę w samo południe. Na placu Wolności pomiędzy prawosławną a katolicką katedrą zgromadziło się ponad 200 wiernych. Za organizację nielegalnego zgromadzenia Mikoła Statkiewicz, lider Białoruskiej Partii Socjaldemokratycznej, został skazany na 15 dni aresztu. Z kolei aktywista Europejskiej Białorusi Maksim Winiarski spędzi w areszcie jeszcze 13 dni, gdyż trafił tam “prewencyjnie” już w piątek.
Ukarani zostali też aktywiści nazywani Obrońcami Kuropat. Usiłowali oni powstrzymać prace budowlane w miejscu pamięci narodowej. Pawła Siewiarynca, lidera Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji skazano wczoraj na 15 dni aresztu – łącznie za dwa wykroczenia. Za „drobne chuligaństwo” na 5 dni oraz na 10 – za „niepodporządkowanie się milicji”. Funkcjonariusz w protokole zatrzymania napisał, że opozycjonista „zapierał się nogami w ziemię”.
73-letnia aktywista Nina Bahinskaja oraz reżyser Wolha Mikałajczyk zostały skazane na wysokie grzywny.
W czwartek 4 kwietnia do Kuropat ściągnięto ciężki sprzęt leśny i budowlany. Pod osłoną milicji, robotnicy wyrwali 70 krzyży ustawionych na granicy lasu, a w ich miejscu zamontowali metalowe ogrodzenie. Władze tłumaczą, że w Kuropatach “robią porządki” na polecenie prezydenta. Opozycja boi się zniszczenia miejsca pamięci narodowej.
Pod koniec lat 80. XX wieku w Lesie Kuropackim na przedmieściach Mińska odkryto masowe groby. Jak ustalili badacze, w latach 30. i 40. sowieckie służby bezpieczeństwa rozstrzelały tu nawet 250 tysięcy “wrogów ludu” – w tym białoruską elitę kulturalną. Spoczywają tam też prawdopodobnie zabici w “operacji polskiej” (l. 1937-1938) i jeńcy z “białoruskiej listy katyńskiej”.
Dla Białorusinów Kuropaty stały się miejscem uświęconym krwią narodu. Co roku w Dziady podąża tam procesja pamięci. Chociaż las ten uznano za miejsce pamięci i zabytek, władze Łukaszenki nie chronią go i pozwalają na jego niszczenie. Nigdy nie przeprowadzono tam kompleksowych badań archeologicznych. Władze Łukaszenki nie chcą demaskować bestialstwa stalinowskiego NKWD. Jak twierdzi opozycja, dlatego, że kultywują jego dziedzictwo.
pj/belsat.eu