W mińskim sądzie rozpoczął się dziś kolejny proces przeciwko liderowi Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji. Paweł Siewiaryniec ubiegał się o start w wyborach prezydenckich na Białorusi jako wspólny kandydat opozycji.
Jak poinformowało Centrum Obrony Praw Człowieka “Wiasna”, Paweł Siewiaryniec nie został przewieziony do sądu, a w procesie uczestniczy za pośrednictwem komunikatora Skype. Na początku rozprawy pokazał swoją rękę ze śladami cięć.
– Pociąłem sobie rękę na znak protestu. Od 10 dni jestem przetrzymywany w karcerze bez rzeczy osobistych! – skarżył się opozycjonista.
Siewiaryniec złożył wniosek o wypuszczenie go z karceru aresztu śledczego, bo “warunki pobytu w nim są nieludzkie”.
– Mogę odpowiadać na pytania sądu, gdy będę na wolności – oświadczył polityk. Sędzia odmówił, stwierdzając, że Siawiaryniec trafił do karceru w związku z inną sprawą.
Lider białoruskich chrześcijańskich demokratów jest w areszcie śledczym od 7 czerwca, gdy trafił tam po legalnym wiecu wyborczym. Początkowo został skazany na 15 pozbawienia wolności za “organizację nielegalnego zgromadzenia”.
Dziś usłyszał zarzuty o organizację nielegalnych zgromadzeń 30 maja w Mińsku i 31 maja w Witebsku. Za kratami może więc spędzić więc dwa miesiące i opuścić areszt dopiero po wyborach prezydenckich. Siewiaryniec nie przyznał się do winy.
– Pod Dana Mall też były flagi i sprzęt muzyczny. DLaczego ich nikt nie ukarze? – pytał sędziego o pierwszą zauważalną zbiórkę podpisów na rzecz prezydenta Alaksandra Łukaszenki – Dlaczego ja siedzę w karcerze, bez wody, bez spacerów, bez rzeczy osobistych, a nie oni? Dlaczego to ja ciąglę dostaję nowe kary?
Opozycjonista opowiedział o warunkach w celi. Ma 6 metrów kwadratowych powierzchni, jest w niej bardzo zimno. Położyć się może jedynie od 22 do 6 rano. Polityk trafił tam zaraz po zatrzymaniu.
– 7 czerwca przewieźli mnie na komendę, a 8 czerwca trafiłem do karceru aresztu śledczego. Najpierw powiedzieli mi, że to zwykła cela, ale zrozumiałem, że to karcer, gdy pozbawili mnie przedmiotów osobistych. Zabrali mi nawet szczoteczkę do zębów i pastę. Wody wcale nie ma, jest odcięta – żali się polityk. – Podciąłem sobie żyły na znak protestu. Nigdy wcześniej nie było tak w areszcie.
W tym tygodniu z aresztu śledczego przy ulicy Akreścina wyszedł lider Młodego Frontu Maksim Urbanowicz. Opozycjonista opowiedział dziennikarzom o torturach, jakie strażnicy stosują wobec zatrzymanych – w tym wobec Siewiarynca. Aresztanci są pozbawieni rzeczy osobistych i materacy. Przez cały dzień nie mogą położyć się na pryczach. Codziennie na podłogę celi wylewany jest roztwór chloru. Dodał, że jedzenie podawane opozycjonistom jest niejadalne, a jego celowo umieszczono w małej celi z człowiekiem wyraźnie na coś chorym. Aktywista uważa, że wcześniej władze aresztu nie stosowały takich metod.
– Siedziałem już przed Nowym Rokiem [za protesty przeciwko integracji Białorusi z Rosją – przyp. belsat.eu]. Wtedy administracja starała się przestrzegać prawa. Ale teraz chcą wywrzeć na nas presję psychiczną twierdzi Urbanowicz.
9 sierpnia na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie. Od początku maja trwają represje przeciwko przeciwnikom Alaksandra Łukaszenki, który rządzi krajem od 26 lat.
Do aresztu trafiło już trzech niedoszłych opozycyjnych kontrkandydatów – poza Siewiaryncem to bloger Siarhiej Cichanouski i lider socjaldemokratów Mikoła Statkiewicz. Służby specjalne zatrzymały dziś Wiktara Babarykę – finansistę, który zebrał aż 380 tysięcy podpisów poparcia dla swojej kandydatury.
ii,pj/belsat.eu