Separatyści nadal nienawidzą Ukrainy. W propagandzie


Na paryskim szczycie Zełenski jasno postawił sprawę: Donbas to część Ukrainy. Tylko, że nie będzie to takie proste i oczywiste, bo przez pięć lat mieszkańcy Doniecka i Ługańska oddychali nienawiścią do Kijowa.

Ukraińska opozycja nakreśliła Wołodymyrowi Zełenskiemu „czerwone linie”, jak daleko może się posunąć w ustępstwach. Absolutnym warunkiem progowym było uznanie dotychczasowych granic, z Donbasem w składzie państwa ukraińskiego. To samo zresztą mówił sam Zełenski. Jego minister Arsen Awakow opowiadał, że Władysław Surkow, kremlowski pełnomocnik zajmujący się Ukrainą, ciskał papierami i krzyczał, kiedy słyszał o ukraińskich warunkach. Zełenski po powrocie do Kijowa opowiadał, że w oczach Władimira Putina dostrzegł chęć porozumienia. Jednocześnie ukraiński prezydent zapewniał, że Donbas będzie ukraiński.

Tylko, że świat dyplomacji jest mocno oderwany od realiów donieckich, górniczo-przemysłowych miasteczek. Wczoraj separatyści zweryfikowali huraoptymistyczne wnioski z paryskiego szczytu. Dlatego doszło do pięciu poważnych ostrzałów na linii frontu. Z użyciem 82 mm moździerzy i broni snajperskiej. Zginął żołnierz ukraińskiej gwardii narodowej. Ale od tego co dzieje się na linii frontu, jeszcze ważniejsze jest to, co zachodzi w głowach mieszkańców opanowanej przez separatystów części Donbasu. A tam zaszły tak poważne zmiany, że przywrócenie kontroli Kijowa nad Donieckiem i Ługańskiem będzie bardzo trudne.

Wata kontra faszyzm

Propaganda odgrywała kluczową rolę już na samym początku wydarzeń w Donbasie. Jeszcze wiosną 2014 r. potężny aparat propagandowy w internecie, rosyjskich stacjach telewizyjnych, czy kolportowanych zwykłych plotkach, zaraził mieszkańców wschodu Ukrainy radykalną, bardzo głęboką nienawiścią do państwa ukraińskiego.

Narracja opierała się o prosty schemat: my, walczący o wyzwolenie spod władzy ciemiężącej nas faszystowskiej junty, i oni, banderowcy i faszyści wysługujący się mocodawcom z Zachodu. Zresztą, ukraińska narracja tylko pomagała. Kijowskie media również się radykalizowały, otwarcie nazywając pogardliwie mieszkańców Donbasu “watą” (od watowanych, robotniczych kurtek).

Wiadomości
Ukraina przedłużyła o rok specjalny status Donbasu
2019.12.12 17:25

Początkowo propaganda bazowała głównie na przekazie w sieciach społecznościowych i internecie. Tam była podgrzewana przez armię trolli działającą z Rosji. A także nagłaśniana w rosyjskiej telewizji. Z czasem, kiedy tzw. Doniecka i Ługańska Republiki Ludowe (DRL i ŁRL) okrzepły, narracja się zmieniła. Pojawiły się własne programy informacyjne. Powstały portale internetowei, stacje telewizyjne jak np. Ługańsk24, gazety: Republika, Wieczorny Donieck, czy Komsomolska Prawda w Doniecku i rozgłośnie radiowe: Pabieda, Republika i Kozackie Radio.

Owszem, nadal straszono ukraińskimi faszystami i inwazją NATO, ale zamiast obietnic o prędkim połączeniu z Rosją, częściej mówiono o państwowości DRL i ŁRL. Dziś właśnie umacnianie świadomości, że separatystyczne republiki są samodzielnym bytem państwowym, jest kluczowym przesłaniem tej propagandy. Co prawda, stoją u boku Rosji, ale są prawdziwymi państwami. Przy czym, w propagandowej narracji separatystyczne republiki są państwami sprawiedliwości społecznej, z prawdziwą władzą ludu. Lepszymi od skorumpowanej, oligarchicznej Ukrainy, a nawet od Rosji.

Stąd właśnie udział przedstawicieli DRL i ŁRL w rokowaniach w Mińsku jest traktowany przez Moskwę jako próba pokazania światu, że Donieck i Ługańsk są normalnymi podmiotami w międzynarodowej dyplomacji. Dlatego naciska ona na Kijów, żeby separatyści byli stroną rokowań. Umocnienie w mieszkańcach Donbasu przekonania, że są odrębnym narodem i zasługują na państwo, jest w interesie Władimira Putina.

Tyle, że sami mieszkańcy inaczej widzą swoją przyszłość. Np. według przeprowadzonego w październiku telefonicznego sondażu ukraińskiego tygodnika „Zerkało tiżnia” 64,3 proc. mieszkańców DRL i ŁRL chciałoby przyłączyć się do Rosji. Przy czym 13,4 proc. chciałoby mieć w Rosji specjalny status, autonomię. Wrócić do Ukrainy chciałoby 18,5 proc. mieszkańców terenów separatystycznych, a tylko 16,2 proc. chce pełnej niepodległości.

Nowa Bośnia

Władimir Putin może mieć z Donbasem taki sam problem, jak Wołodymyr Zełenski. Rosja nie chce Donbasu, a już na pewno nie da mu specjalnego statusu. Maksimum tego, co może dać, to prowadzona w ślimaczym tempie akcja rozdawania rosyjskich paszportów. Jej celem jest raczej naciskanie na Kijów i budowanie zarzewia konfliktu na przyszłość. Ta przyszłość dla Putina to ufundowanie Ukrainie modelu bośniackiego. Czyli swojego rodzaju konfederacja właściwej Ukrainy i doniecko-ługańskich republik.

Wiadomości
Zełenski do Putina: w Donbasie nie będzie drugiej Srebrenicy
2019.12.13 12:16

W trosce o bezpieczeństwo rosyjskojęzycznych mieszkańców Donbasu, powinni oni mieć autonomię, własne władze, uważa Kreml. Tak jak Serbowie, czy Chorwaci w Bośni i Hercegowinie. To dlatego Putin ostatnio straszył, że jeśli Kijów siłowo zechce zdobyć kontrolę nad swoimi granicami w Donbasie, to doprowadzi do drugiej Srebrenicy (czyli czystek etnicznych, jak w Bośni w lipcu 1995 r.). Gdyby Putinowi udało się przeforsować takie rozwiązanie, Ukraina będzie miała tylko pozorną kontrolę nad Donbasem. Natomiast każda decyzja polityczna (także o znaczeniu międzynarodowym) będzie musiała być konsultowana i uzgadniania z władzami z Doniecka i Ługańska.

Z tych też powodów propagandowa machina nie ustaje w obróbce. W sobotę w Moskwie odbył się zjazd ochotników Donbasu. Byli kozacy i bojownicy znani z pierwszego okresu wojny. W ten sposób budowana jest wojenna mitologia. Sprzyjają jej również regularne ostrzały na linii frontu. Można je usłyszeć w Doniecku. Potem separatystyczne media mówią, że Ukraińcy ciągle atakują. To dlatego np. portal z DRL pisze, że Amerykanie dają Ukrainie broń na wojnę z „ruskimi”. W tej narracji przejdzie wszystko. Jeden tekst mówi, że Ukraina się rozpada na kawałki, inny, że szykuje się na wojnę z Rosją. W tym celu pod koniec listopada tzw. parlament DRL zatwierdził mapę republiki, obejmującą prowokacyjnie również ukraińską część obwodu donieckiego.

Ale dla mieszkańców Doniecka i Ługańska przekaz jest oczywisty: nie ma powrotu do Ukrainy na warunkach sprzed 2014 r. Szczyt w Paryżu nie tylko nie zmienił przekazu propagandowego, ale wręcz umocnił proces budowania odrębności państwowej separatystycznego Donbasu.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności