Rosjanie spieszą się z budową gazociągów, bo walczą o Ukrainę


Rosja kontynuuje swój gazowy blitzkrieg. Okrążający Europę od południa gazociąg Turecki Potok właśnie połączył rosyjską Anapę i europejską część Turcji.

W poniedziałek 19 listopada Władimir Putin i Recep Tayyip Erdogan uroczyście otworzyli pierwszą nitkę gazociągu „Turecki potok” (Turkish Stream). Później powstanie jeszcze jedna nitka. Podczas, gdy Europa Środkowa skupiona jest na zatrzymywaniu drugiej nitki gazociągu Nord Stream przebiegającej pod Morzem Bałtyckim, Rosjanie skutecznie dopięli swego na południu.

„Turecki potok” powstał jako alternatywa wcześniej planowanego gazociągu „South Stream” (“Południowy potok”). Ten projekt nie wyszedł, gdyż wycofały się z niego europejskie państwa. Rosja rozpoczęła wówczas batalię o pozyskanie Turcji, jako partnera w nowym projekcie. Udało się, choć po drodze oba państwa znalazły się niemal w stanie wojny.

„Turecki potok” ma tłoczyć pod dnem Morza Czarnego po 15,75 mld. metrów sześciennych gazu rocznie, każdą z dwóch nitek. Gaz z jednej nitki ma trafiać do Turcji, ale już z drugiej do Europy. Na razie nie wiadomo, w którą stronę pójdzie dalej Turecki Potok. Moskwa toczy intensywne batalie dyplomatyczne i naciska na Grecję i Bułgarię. Gaz może popłynąć przez Grecję do Włoch. Albo przez Bułgarię, Bałkany, do Węgier i Austrii. Wiadomo, że 7 grudnia do Moskwy przyjedzie Aleksis Tsipras, premier Grecji. Żeby rozmawiać o udziale Grecji w rosyjsko-tureckim projekcie gazowym.

Zgodnie z planami druga nitka gazociągu i jej część lądowa ma być gotowa na początku 2020 r. Jest ogromnym problemem dla Ukrainy. Kiedy powstanie, razem z Nord Stream, dadzą Gazpromowi możliwość całkowitej eliminacji Ukrainy jako kraju tranzytowego dla rosyjskiego gazu. Obecnie trwa więc wyścig z czasem. Aktualny kontrakt na tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę wygasa z końcem 2019 r. Potem Rosjanie będą mieli rozwiązane ręce i będą mogli po prostu zakręcić kurek z gazem dla Ukrainy.

Turecki gambit

Pierwsze memorandum z planem budowy gazociągu do Turcji Gazprom i tureckie konsorcjum Botas Petroleum podpisały cztery lata temu. Gazociąg z rosyjskiej stacji tłoczącej w okolicach Anapy wiedzie dwiema nitkami rur położonych na dnia Morza Czarnego do europejskiej części Turcji, miejscowości Keikei na północ od Stambułu. Dalej sieć rur ma przekazywać gaz do Grecji i Włoch, lub przez Bułgarię dalej na północ, do odbiorców bałkańskich, Węgier i Austrii. Pierwotnie zakładano, że Turecki Potok zacznie działać już w 2016r. Jednak po drodze zdarzyła się rosyjska agresja na Ukrainie i interwencja Moskwy w Syrii, które wstrząsnęły międzynarodową polityką i nadały działaniom Rosji nowej dynamiki.

Recep Erdogan i Władimir Putin byli już zaciekłymi wrogami, teraz są znowu przyjaciółmi, bo połączył ich gazowy biznes. Źródło: korrespondent.net

W listopadzie 2015 r. tureckie myśliwce strąciły na pograniczu turecko-syryjskim rosyjski bombowiec Su-24. Stosunki Moskwy i Ankary bardzo się skomplikowały. Oba kraje okładały się sankcjami i wrogimi deklaracjami, a media spekulowały nawet o możliwej wojnie. To nie był dobry czas na budowę gazociągu. Ale rosyjskie zaangażowanie wojskowe w Syrii, a później nieudana próba puczu w Turcji znowu wywróciła sojusze. I prezydent Erdogan, skwapliwie zgodził się na gazociąg. W niecały miesiąc po zwycięstwie nad puczystami w lipcu 2016 r., Erdogan udał się do Petersburga i przypieczętował zgodę z Władimirem Putinem. Cały czas targując się o korzystne ceny gazu dla Turcji i rosyjskie inwestycje, oraz niepisany podział stref wpływów w Syrii. Erdogan postarał się wyciągnąć od Rosjan maksimum korzyści.

Dodatkowo zabezpiecza się projektem europejskim: przez Turcję ma wieść kluczowy dla UE projekt tzw. Południowego Korytarza Gazowego, transportujący gaz z Azerbejdżanu do Europu. Ma być gotowy w przyszłym roku. Jest konkurencyjny wobec projektu Gazpromu. Ale Rosjanie na razie okazują się szybsi. Wynajęty przez budujące Turecki Potok konsorcjum statek Pioneering Spirit szwajcarskiej firmy Allseas szybciej położył rury na dnie Morza Czarnego, niż europejskie firmy wybudowały swoje odcinki lądowe. A przecież trwa wyścig z czasem.

Gra na czas

Zatrzymanie przesyłu rosyjskiego gazu przez Ukrainę oznacza dla Kijowa bardzo poważne problemy. Nawet do 10 proc. wpływów do ukraińskiego budżetu pochodzi z opłat tranzytowych za gaz płynący z Rosji do Europy. Jest i poważniejszy problem. Brak gazu w magistralach tranzytowych oznacza, że część z nich będzie musiała być zamknięta i zakonserwowana. Chodzi o setki kilometrów gazociągów, stacji pompujących i magazynów. Ukraińskie gazociągi powstawały w czasach sowieckich i są połączone z zapewniającymi gaz ukraińskim miastom regionalnymi gazociągami. Wyłączenie tranzytu gazu z Rosji może zatem spowodować poważne problemy z dostawami gazu dla ukraińskiego przemysłu i odbiorców indywidualnych w wielu częściach kraju.

Dla kraju tak mocno uzależnionego od gazu, jak Ukraina, to kwestia przetrwania. Ukraina musi pospiesznie szukać alternatywy, np. możliwości rewersu i dostaw gazu z kierunku zachodniego, a także grać na czas i naciskać na Rosję na forum międzynarodowym.

Nagłe zakręcenie kurków z rosyjskim gazem będzie dla ukraińskiej gospodarki katastrofalne, dlatego Kijów gra na czas, by zamortyzować uderzenie. Źródło: gaz-system

Na forum dyplomatycznym odbywają się spotkania w formacie Unia Europejska – Ukraina – Rosja. Celem Kijowa i Brukseli jest zagwarantowanie tranzytu gazu przez Ukrainę po 2019 r. Rosjanie otwarcie przyznają, że zależy im na powstaniu Nord Stream 2, a kwestia tranzytu przez Ukrainę jest dla nich drugorzędna.

W rzeczywistości przyznają, że dążą do przyciśnięcia Ukrainy. Kiedy trwały wrześniowe spotkania, na Bałtyku ruszyła budowa Nord Stream 2. Teraz zaczęły się prace na Morzu Czarnym. Rosjanie się spieszą. Chcą osiągnąć nie tyle korzyści gospodarcze, co polityczne. Dążą do tego, by apogeum napięcia gazowego zapanowało w szczycie ukraińskich kampanii wyborczych: prezydenckiej w przyszłym roku, a potem parlamentarnej. Nie uda się wprawdzie do tego czasu wybudować gazociągów, ale już sam fakt, że prace przy nich postępują, będzie czynnikiem wywierającym nacisk na Ukrainę.

Dodatkowymi czynnikami będzie czas upływający do końca kontraktu na tranzyt gazu (koniec 2019 r.). Moskwa zadba o to, by strach przed brakiem gazu i kryzysem gospodarczym, jaki spowoduje, był głównym tematem kampanii wyborczych na Ukrainie. Jeśli jednak siły prorosyjskie, bądź populistycznie obiecujące jakieś porozumienie z Rosją w sprawie gazu przegrają, to Ukraina ma duże szanse przetrwać energetyczny szantaż. Czas gra bowiem na korzyść Ukrainy. Im dłużej będzie trwała budowa nowych gazociągów, otaczających Europę Środkową i Wschodnią, tym więcej czasu ma Kijów na zmiany w swojej polityce energetycznej. I np. zastępowanie gazu innymi surowcami, przy jednoczesnym pozyskiwaniu nowych, niezależnych od Rosji źródeł gazu.

Moskwa przyspiesza i zaczyna kłaść podmorskie rury, ale wcale nie ma przecież otwartej zupełnie drogi. W sprawie Nord Stream 2 może napotkać jeszcze mnóstwo kłopotów ze strony UE, Polski, krajów skandynawskich. A przy Tureckim Potoku wcale nie jest jeszcze pewne stanowisko Grecji, czy Bułgarii. Rządy obu państw są kuszone rosyjskimi inwestycjami i profitami z handlu gazem. Ale muszą mieć na uwadze los Ukrainy. Kiedy tylko w Kijowie doszła do władzy ekipa odcinająca powiązania z Rosją, Gazprom natychmiast zaczął budować gazociągi okrążające Ukrainę, by potem odciąć jej dostawy gazu.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności