Rosja rozpycha się na Bałkanach i w Afryce


Moskiewska dyplomacja zdobywa wpływy tanią bronią, inwestycjami i nienawiścią do Zachodu. Najlepiej idzie im tam, skąd Amerykanie i Europejczycy rejterują.

Wczoraj w Belgradzie Władimir Putin witany był jak bohater narodowy. Takiej przyjaznej wizyty Putin dawno nie miał. Wzdłuż ulic Belgradu stali ludzie z rosyjskimi flagami i portretami Putina. Były prokremlowskie demonstracje i salwy honorowe. Serbski prezydent Aleksandar Vuczić witał Putina: mój drogi przyjacielu.

Na koniec rosyjski prezydent dostał w prezencie szczeniaka bałkańskiej rasy sarplaninac. To zresztą już tradycja, że ze szczególnie ważnych wizyt z zaprzyjaźnionych krajów Putin przywozi pieski. Ten z Serbii będzie szczególnie ważny w kremlowskiej psiej kolekcji. Oznacza bowiem, że Rosja triumfalnie wraca na Bałkany.

Dwa dni przed serbskim tournee Putina na Kremlu był prezydent Zimbabwe Emmerson Mnangagwa. Nie przywiózł psa, ale to również był ważny sukces Putina. Obie wizyty: ta belgradzka i ta afrykańska w Moskwie pokazują, jak Rosja prowadzi ekspansję dyplomatyczną w regionach, z których chce wypchnąć UE, czy USA. Czy to są bliskie kulturowo Bałkany, czy odległa Afryka, w której Moskwa już próbowała ekspansji za pomocą komunizmu w czasach zimnej wojny, chodzi o wypchnięcie wpływów Zachodu. Tym razem Rosjanie nie posługują się ideologią, lecz biznesem. I nie napotykają oporu, gdyż zarówno na Bałkanach, jak i szczególnie w Afryce, Zachód działa w sposób niezdecydowany, a często wycofuje się.

Diamenty i kałasznikow

Emmerson Mnangagwa przyleciał do Moskwy specjalnie wynajętym za 74 tys. USD na godzinę luksusowo wyposażonym boeingiem 787-8 Dreamliner. Kiedy wylatywał z Zimbabwe w całym kraju trwały protesty przeciw korupcji, jego rządom i fatalnej sytuacji gospodarczej. Emmerson Mnangagwa, który objął rządy po obalonym dwa lata temu długoletnim dyktatorze Robercie Mugabe, nie opanował kryzysu. Przeciwnie, kontynuuje skorumpowane i autorytarne rządy.

Wycieczka do Moskwy, a potem do Mińska, jest dla Mnangagwy ważna. Desperacko potrzebuje pieniędzy i wsparcia politycznego. A Rosja nie ma oporów by pomóc satrapie, który wsadza opozycję za kraty, wyłącza internet i wysyła przeciw demonstrantom wojsko. Putin zapewnił afrykańskiego kolegę, że będą inwestycje rosyjskiej Alrosy w złoża diamentów w Zimbabwe i będzie pomoc finansowa.

15 stycznia na Kremlu gościł prezydent Zimbabwe Emmerson Mnangagwa. Źródło: Forum/Mikhail Klimentyev/Russian Presidential Press and Information Office/TASS

Dla Rosji, która ma bardzo dobrze rozwinięty przemysł wydobywczy, specjalistów i doświadczenie na rynkach surowcowych, Afryka jest cenna. Ma ogromne zasoby ropy, metali (chrom, złoto, platyna i boksyty), a także diamentów i uranu. Dlatego rosyjskie koncerny: Alrosa, Rosnieft, Łukoil, Rostech, Renowa, Siewierstal, Gazprom i inne od kilku lat bardzo intensywnie inwestują w Afryce.

Najczęściej według takiego schematu, jak np. w Ugandzie. Koncern Rostech, który zajmuje się m.in. produkcją broni, podpisał trzy lata temu z władzami Ugandy umowę na dostawy uzbrojenia powiązane z inwestycją w budowę rafinerii. Ostatecznie w realizacji projektu pojawiły się problemy, ale schemat wchodzenia do Afryki poprzez handel bronią jest typowy. W afrykańskich armiach właśnie dożywa swoich dni sprzęt z czasów zimnej wojny. Trwa przezbrajanie na nową broń. I Rosja, ze swoim stosunkowo tanim uzbrojeniem (i znanym w Afryce) z łatwością podbija tamtejsze rynki. Tylko od 2014 r. Moskwa podpisała umowy o współpracy wojskowej z 23 afrykańskimi państwami (z 54).

Ostatnio, w sierpniu ubiegłego roku z Republiką Środkowoafrykańską. Tuż po tragicznym morderstwie w tym ogarniętym wojną domową kraju trójki rosyjskich dziennikarzy. Pojechali do Republiki Środowoafrykańskiej odnaleźć ślady rosyjskich najemników.

Wiadomości
Tropy morderstwa trójki rosyjskich dziennikarzy w Afryce prowadzą do najemników i kucharza Putina
2019.01.11 19:23

Później okazało się, że Rosja dostarcza Republice Środkowoafrykańskiej broń i najemników i jest zaangażowana w wydobycie diamentów. Tropy najemników odnaleziono również w Sudanie. Pomagają tamtejszemu reżimowi w walce z opozycyjną partyzantką. To nowy model i nowe kierunki rosyjskiej ekspansji. Zarówno Republika Środkowafrykańska, jak i Sudan nie były dawniej w strefie wpływów sowieckich.

W obu krajach, podobnie jak np. w Tanzanii, Sierra Leone, Nigerii, czy RPA, Rosjanie przyjeżdżają jako biznesmeni, najemnicy, handlarze bronią. I skutecznie wypychają dotychczasowe, dawne metropolie kolonialne: Francję, czy Wielką Brytanię, albo zaangażowane w Afryce USA. Konkurują z równie zainteresowanymi Afryką Chinami, czy aktywną na wschodzie kontynentu Turcją.

Eurazja w Afryce

Wydawać by się mogło, że Rosjanie idą przez Afrykę po przetartych szlakach. W czasach „zimnej wojny” na „czarnym lądzie” prowadzili ideologiczną konfrontację z USA i Europą Zachodnią. Wspierali lewicowe partyzantki i ruchy wyzwoleńcze walczące z kolonialnymi metropoliami. Jeszcze w latach 50. zaczęli od ogromnej pomocy wojskowej dla Gamela Nasera, przywódcy Egiptu. Potem sprzęt wojskowy, doradców i inżynierów wysyłali do Algierii, Libii, Etiopii.

W latach 70. i 80. w Angoli i Mozambiku toczyły się wojny zastępcze (proxy war), zamiast prawdziwej konfrontacji zbrojnej Zachodu i ZSRS. Po jednej stronie lewicowe partyzantki w rodzaju angolskiej MPLA, sowieccy, kubańscy, czy wschodnioniemieccy doradcy, tony sprzętu wojskowego, po drugiej nie mniej broni z USA, armia RPA, zachodni najemnicy i prawicowi partyzanci.

W Angoli, jako jeden z „doradców” doświadczenie zdobywał obecny przyboczny Putina i szef koncernu Rosnieft Igor Sieczyn. W rezydenturze KGB w Kenii pracował Siergiej Iwanow, inny, prominentny „czekista” z Kremla. W rosyjskich uczelniach, np. na słynnym uniwersytecie Przyjaźni Narodów im. Lumumby kształciły się tysiące Afrykańczyków. Dziś w wielu krajach są rządzącymi elitami.

Znalezione przez rosyjskich dziennikarzy śledczych z Conflict Intelligence Team unikalne zdjęcia prawdopodobnie instruktorów z grupy najemników Wagnera w czasie ćwiczeń rządowych sił w Republice Środkowoafrykańskiej. Źródło: Vk.com/Вооруженные силы стран мира

Ale po upadku ZSRS zainteresowanie Moskwy Afryką spadło. Owszem, jeszcze pod koniec lat 90. Rosjanie dostarczali myśliwce Su-27 do Etiopii walczącej w wojnie z Erytreą. Tej drugiej Rosjanie sprzedawali Migi-29. A po obu stronach tej wojny walczyli rosyjscy i ukraińscy piloci-najemnicy. Ci zresztą stali się w Afryce cennymi pracownikami. Od lat 90. w krajach afrykańskich rosyjscy piloci latali w misjach pokojowych ONZ na wysłużonych Mi-8 oraz w liniach lotniczych od Konga po Tanzanię – na równie starych Antonowach.

Ale prawdziwe zainteresowanie Afryką wróciło dopiero w ostatniej dekadzie. Nie ma już podbudowy ideologicznej. W Afryce Rosjanie występują jako pragmatyczni biznesmeni. Pojawiają się tam, skąd załamani ciągłymi konfliktami wewnętrznymi wycofują się Amerykanie i Europejczycy. Wysłannicy Moskwy czasem tylko coś wspominają o kapitalistycznych imperialistach z USA, czy Francji. Nie wspominając, że w Rosji imperializm awansował do rangi głównej ideologii i dziedziny nauki: geopolityki.

Rosjanie ideologię do swojej ekspansji dorabiają jedynie na potrzeby wewnętrzne. Główni ideolodzy rosyjskiego imperializmu: Aleksander Dugin, czy Igor Panarin rozszerzyli wizję budowy euroazjatyckiego imperium na Afrykę. Uważają, że „czarny ląd” jest naturalnym polem rosyjskiej ekspansji i wypierania głównego wroga, czyli USA. Ci sami ideolodzy uważają, że Bałkany są nie tyle kierunkiem ekspansji , co po prostu są naturalną częścią rosyjskiego świata.

Bałkańska układanka

Dla Władimira Putina wizyta w Belgradzie miała szczególne znaczenie, jako odtrutka po ukraińskim tomosie i uniezależnieniu się spod moskiewskiej kurateli Cerkwi Prawosławnej Ukrainy. W Belgradzie Putin wiele razy podkreślał bliskość kulturową Serbów i Rosjan oraz jedność w prawosławiu. Obiecał nawet wsparcie finansowe dla serbskiej Cerkwi. O ile bowiem w Afryce Rosjanie odwołują się do sentymentów z czasów komunizmu, ale częściej do pragmatyzmu w biznesie, to na Bałkanach grają na kulturowej i narodowej nucie.

Owszem, wspierają Serbię gospodarczo. Rosyjskiej firmy są ważnym inwestorem nie tylko Serbii, ale i Czarnogórze, Bośni, czy nawet w Chorwacji. W czasie wczorajszej wizyty Putin obiecał inwestycje 1,4 mld. USD w serbską energetykę i budowę przedłużenia gazociągu Turecki Potok. Ale równocześnie podkreślał rosyjskie wsparcie dla Serbów w wojnach bałkańskich.

Moskwa od dawna podgrzewa serbski nacjonalizm. W Serbii, a także w serbskiej części Bośni i Hercegowiny działają rosyjskie fundacje. Kontakty między serbskimi i rosyjskimi organizacjami nacjonalistycznymi są bardzo bliskie. Tak bardzo, że wielu Serbów walczy po stronie prorosyjskich separatystów na Donbasie.

Władimir Putin chyba pierwszy raz od lat był witany w Belgradzie z takim uwielbieniem zwykłych ludzi. REUTERS/Bernadett Szabo

To, że Moskwa wykorzystuje serbski sentyment, nie jest dziwne. Wykorzystuje również wciąż silną w Serbii niechęć do NATO (bo bombardowało w 1999 r.). A także fakt, że Serbia wciąż czeka w przedsionku do UE. Rosjanie nie ograniczają się zresztą do pilnowania, by Serbia, największe państwo zachodnich Bałkanów nie stało się członkiem UE i NATO. Aktywnie przeciwdziałają mozolnie posuwającej się ekspansji integracji eks-jugosłowiańskich państw z zachodnimi strukturami.

W 2016 r. Moskwa finansowała próbę przewrotu w Czarnogórze. Celem było zablokowanie integracji tej małej republiki z NATO. Nie udało się, a spiskowcy byli schwytani. Fiaskiem na razie zakończyły się misterne, rosyjskie intrygi wokół Macedonii. Moskwa próbowała podgrzewać spór macedońsko-grecki o nazwę państwa Macedonia. Spór od lat blokował starania Macedonii o wejście do NATO. Teraz integracja jest znowu możliwa, gdyż Grecja ustąpiła. M.in. dzięki staraniom europejskiej dyplomacji.

Po raz kolejny okazało się, że kiedy tylko Zachód nie dezerteruje i stara się działać aktywnie, Rosji nie udaje się zdobyć kolejnego przyczółka dla swoich wpływów.

Wiadomości
Do Łukaszenki leci „Krokodyl” z Zimbabwe
2019.01.16 11:14

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności