Poseł rosyjskiej pierwszej Dumy Państwowej, twórca rządu Białoruskiej Republiki Ludowej, a potem senator II RP – życiorys polityczny Romana Skirmunta mogłby posłużyć jako osnowa całej historycznej sagi.
Na pomysł napisania biografii jednego z najbardziej znanych białoruskich działaczy narodowych historyk, prof. Alaksandr Smalanczuk wpadł już 20 lat temu. Wynikiem jego wieloletnich badań jest 700-stronicowe dzieło “Roman Skirmunt (1868-1939). Życiorys obywatela Kraju”.
Już dziś będzie ono zaprezentowane w warszawskiej uczelni Collegium Civitas (Pałac Kultury i Nauki, godz. 18., sala 1222)
4 synów i 6 córek z rodziny Skirmuntów należało zabezpieczyć godnym spadkiem i posagiem. I dlatego Aleksander Skirmunt, ojciec Romana, rodowy litewski szlachcic przerywa rodzinną ziemiańską tradycję i postanawia zostać fabrykantem sukiennym. Obrót finansowy tylko jednej z jego fabryk przynosił dochód 300 tys. rubli. To były jak na owe czasy kolosalne pieniądze. Jednak dobrobyt Skirmuntów przerwała I wojna światowa.
Po upadku projektu Białoruskiej Republiki Ludowej Roman Skirmunt odchodzi z polityki i przenosi się do swojego majątku, gdzie buduje kościół i przychodnię zdrowia.
Skirmunt był kolejno deputowanym Dumy Państwowej Imperium Rosyjskiego, następnie twórcą rządu Białoruskiej Republiki Ludowej, a potem senatorem II RP. Książka nosi tytuł „Obywatel Kraju”, gdyż polityk był współtwórcą nowej ideologii tzw. krajowców – która przewidywała stworzenie nowego narodu jednoczącego patriotów historycznej Litwy.
Krajowcy dążyli do zdemokratyzowania pojęcia „obywatel Kraju”, zapraszając do swojego ruchu nie tylko szlacheckie elity, ale też mieszczan, chłopów i robotników. Była to próba przeciwstawienia się nowoczesnym ruchom narodowym: polskiemu, rosyjskiemu, a głównie litewskiemu, które rozbijały jedność historycznej Litwy.
„Krajowcy” usiłowali zachować integralność Wielkiego Księstwa Litewskiego i stworzyć na jej terytorium naród polityczny, którego głównym kryterium przynależności był nie język, a patriotyzm wobec historycznej Litwy jako swojej ojczyzny. Takim „krajowcem” Roman Skirmunt był przez cale życie,
Najtrudniejszym wyborem w życiu Romana Skirmunta było dołączenie do białoruskiego ruchu narodowego. Stał się jego częścią w grudniu 1916 r. – gdy ograniczał się on praktycznie do jednej organizacji – Białoruskiego Towarzystwa Pomocy Ofiarom Wojny. Wielką w tym rolę odegrał białoruski poeta Maksim Bahdanowicz, z którym Skirmunt współpracował od września 1016 r.
Formalna edukacja przyszłego polityka składała się z trzech klas Ryskiego Gimnazjum Niemieckiego. Skirmunt nie mógł się pochwalić nawet dyplomem średniej edukacji. Na życzenie swojego ojca Aleksandra, 15-letni Roman musiał zostawić szkołę, by przejąć zarządzanie majątkiem. Wszystko po to, by później móc zapewnić dostatek rodzinie. Wiadomo to z autobiografii napisanej, gdy polityk kandydował do Senatu II RP.
Wiadomo, że Roman Skirmunt nigdy się nie ożenił. A jedynym źródłem informacji o jego znanej miłosnej przygodzie są wspomnienia mieszkańców wsi. I też nie od razu opowiedziano o „sekretnej miłości pana” – ze względu wielki szacunek do niego.
Jego wybranką miała być Kaciaryna Ciareszka – wdowa po furmanie i gospodyni domu. Urodziła ona Skirmuntowi ponoć czterech synów. We wsi uważano je za dzieci pana i nazywano potocznie „skirmuntowymi”.
Paradoksalnie, wybitnemu działaczowi politycznemu Romanowi Skirmuntowi sprawiały kłopoty wystąpienia publiczne. Pewnego razu, w rozmowie z ulubioną krewniaczką Wacławą przyznał się, że zazdrości jej łatwości w kontaktach z ludźmi, bo sam czuje się skrępowany w towarzystwie i nie może pokazać się z najlepszej strony.
Biorąc pod uwagę, jak często musiał udzielać się publicznie, trudno sobie wyobrazić, jak za każdym razem musiał przełamywać się ten równie nieśmiały, co odpowiedzialny za losy ojczyzny człowiek.
W 1939 roku Romana Skirmunta zamordowali miejscowi „zwolennicy władzy radzieckiej”. Razem ze szwagrem Bolesławem wyprowadzono go do lasu i rozstrzelano. Kiedy powiedziano mu, aby się odwrócił tyłem, odpowiedział:
„Nigdy nie odwracałem się od ludzi i od was się nie odwrócę”.
To były jego ostatnie słowa, po których Roman Skirmunt spojrzał swoim zabójcom prosto w oczy.
Czytajcie więcej:
Paulina Walisz, jb/belsat.eu