Rocznica Niepodległości i zaćmienie przyszłości Białorusi


28 lat temu Białoruś po raz drugi odzyskała niepodległość. Mimo, że władze ignorują dziś to święto, zaczynają bać się utraty suwerenności, pisze Alaksandr Tamkowicz.

Jak być powinno, zanim napisałem pierwszy west tego artykułu, “poguglowałem” i dowiedziałem się, za jakie święto uważają 27 lipca administratorzy wyszukiwarki. I tak np. Tajlandia obchodzi jedno z najważniejszych buddyjskich świąt – Asalha Puja Day – bo właśnie ten dzień uważa się za rocznicę powstania buddyzmu; Hindusi wspominają wielkiego mędrca Wjasę, a Finowie celebrują jedno z najdziwniejszych świąt na świecie – Dzień Sony. I oczywiście bardzo dużo napisano o zaćmieniu księżyca, które rozpoczęło dzień 27 lipca 2018 roku.

System nie podpowiedział jedynie o drugich narodzinach białoruskiej niepodległości (według mnie pierwsze miały miejsce 25 marca 1918 roku). Dodatkowe pytania pozwoliły dowiedzieć się, że 27 lipca 1990 roku Rada Najwyższa BSRR przyjęła Deklarację o Suwerenności Państwowej.

Pamięć wraca jednak do innej daty – 27 lipca 1994 roku.

Równo tydzień przed tym wieczorem (20.07.1994) odbyła się inauguracja prezydencka Sami Wiecie Kogo i w Filharmonii dał swój pierwszy występ. Pierwszy i chyba ostatni w całości po białorusku. I najlepszy jeśli chodzi o treść.

Nie tak dawno dowiedziałem się, że tekst pisał mój przyjaciel Alaksandr Fiaduta, i jeszcze raz przekonałem się o jego wysokim profesjonalizmie.

A ja zastanawiałem się, dlaczego “wybrany przez cały naród” był wtedy taki mądry…

Dobrze pamiętam, że gdy potem wszyscy jechali do rezydencji w Drozdach na uroczyste przyjęcie, ówczesny intendent kraju Iwan Ciciankou podejrzliwie spojrzał na naszą kompanię i uspokoił się dopiero usłyszawszy “koledzy Labiedźki”.

Rzeczywiście, na wszystkie te wydarzenia trafiłem dzięki byłemu już przewodniczącemu Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, który wtedy był “z drużyny”, a teraz zaczyna pracować jako prezes Klubu Europejskiego.

Trafiłem tam wtedy pierwszy i ostatni raz. Szybko bowiem zaczęło się zaćmienie, które w przeciwieństwie do tych w przyrodzie, trwa już ponad 20 lat.

Jak wiadomo, zgodnie z wynikami referendum z 1996 roku Święto Niepodległości zostało przeniesione. Z tych zaś, którzy wynieśli na tron mówcę z Filharmonii, “na powierzchni” został jedynie Wiktar Szejman.

O tym, że właśnie tak będzie, 27 lipca 1994 roku przewidująco (doświadczenie) powiedział Iwan Karatczenia. W tym czasie był sekretarzem wykonawczym Rady Niezależnych Państw i znając mnie osobiście, pytał się o nazwiska “nowych”. Podsumowanie byłego partyjniaka było takie: “Zobaczymy, ilu z nich zostanie po roku…”

Z pewnością uważni czytelnicy zauważą, że po dwudziestu latach od inauguracyjnego wystąpienia Alaksandr Łukaszenka znów wrócił do języka białoruskiego.

I tak 1 lipca 2014 roku podczas uroczystego posiedzenia z okazji 70-lecia wyzwolenia Białorusi z rąk niemiecko-faszystowskich okupantów, znaczna część jego wystąpienia rzeczywiście wybrzmiała w języku ojczystym. “Najokrutniejszego” przeraziła aneksja Krymu i jego wystąpienie było skierowane do Putina, który przyleciał wtedy do Mińska.

Nie można przecież być “częściowo niepodległym”.

Dziś sytuacja jest kardynalnie inna.

Kreml postanowił pokazać, kto jest w domu prawdziwym gospodarzem i wezwał Łukaszenkę do Soczi. A to, że odbyło się to na tle “odwołanej niepodległości”, też jest według mnie nieprzypadkowe. Ale też świadczy o tym, że “starszy brat” będzie w najbliższym czasie jeszcze mocnej “dusić w uściskach”.

Na tyle mocno, że w przededniu najbliższych wyborów prezydenckich będzie można stracić oddech…

A “polityczna tolerancja” rosyjskiego ambasadora z dwunastoletnim stażem Aleksandra Surikowa, w porównaniu ze zdecydowaniem Michaiła Babicza, który go zastąpi, wydaje się wręcz liberalnością.

Ta różnica jest zrozumiała. Co innego kierować Krajem Ałtajskim, a co innego być kadrowym agentem FSB, szefem rządu pogrążonej w wojnie Czeczenii i brać udział w “odbiciu” Krymu…

Słyszałem, że właśnie ta nominacja mocno wystraszyła Sami Wiecie Kogo i stała się jedną z przyczyn paniki w kierownictwie państwa.

To oczywiście smutne, ale parafrazując “kawał z brodą” powiem tak: jaka niepodległość, takich i ambasadorów nam przysyłają. Nie wierzę, by ktokolwiek “na górze” był gotów do obrony naszej suwerenności z bronią w ręku. Swojej władzy – może tak, ale nie niepodległości.

I ostatnie.

Tradycję świętowania Dnia Sony Finowie wzięli ze średniowiecza. Wraz z legendą o siedmiu chrześcijanach, którzy przespali prawie 200 lat w jaskini, chroniąc się przed gniewem rzymskiego cesarza.

Białoruś zasnęła podczas referendum 1996 roku i, mam nadzieję, obudzi się szybciej, niż po dwóch wiekach.

Alaksandr Tamkowicz, pj/belsat.eu

Aktualności