Rektor nie wyszedł, rektorat zamknięto: władze największej uczelni na Białorusi przelękły się 100 studentów


W Mińsku odbyła się akcja „Miłość i Solidarność”. Był to pokojowy protest – studenci sprzeciwiają się postanowieniu administracji uniwersytetu dotyczącej wprowadzenia od przyszłego roku opłat za powtórne przystępowanie do egzaminów i odpracowywania nieobecności na zajęciach.

Pierwsi uczestnicy pojawili się na Skwerze Michajłowskim, który znajduje się w pobliżu Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego o 12.50. Na dziesięć minut przed planowanym rozpoczęciem akcji było ich zaledwie kilku – znacznie mniej niż dziennikarzy i funkcjonariuszy milicji w cywilu.

Z każdą chwilą studentów jednak przybywało. Gdy było ich ok. 50, rozpoczęli marsz w stronę wewnętrznego dziedzińca uniwersytetu, do którego można dostać się z ulicy. Oczywiście w towarzystwie milicjantów, którzy rejestrowali przebieg wydarzeń na wideo. Funkcjonariusze odebrali też demonstrantom kilka plakatów i spisali kilku najbardziej aktywnych uczestników.

Przed budynkiem uniwersytetu okazało się, że dziś studenci nie mogli dostać się na teren swojej uczelni. Drogę zastąpili im ochroniarze, z którymi doszło do przepychanek. Studenci odpuścili i ruszyli w kierunku głównego wejścia do uniwersytu, które znajduje się przy centralnym Placu Niepodległości. To otwarta przestrzeń, ale ktoś zawczasu… zagrodził taśmą główne wejście do budynku – w związku z rzekomym remontem. Drzwi były zamknięte od środka.

Studenci postanowili zaczekać tam na rektora. A żeby widział z jakimi honorami chcą go spotkać, przed wejściem rozłożyli czerwony dywan.

Niestety, Siarhiej Abłamiejka nie skorzystał z zaproszenia, popartego okrzykami: „Rektora na dywanik!”

Z okien gabinetów i audytoriów wyglądali tylko pracownicy uczelni i ci studenci, którzy w tym czasie byli na zajęciach. Wkrótce w serwisach społecznościowych pojawiły się wpisy, świadczące o tym, że odpowiednie organy zainteresowały się tym, kto był, a kogo nie było na wykładach:

„LOL, weszli do audytorium, policzyli wszystkich i kazali za 5 minut przynieść do dziekanatu.”

Tymczasem uczestnicy protestu czekali na rektora do 14.00. Gdy było już jasne, że nie wyjdzie, rozchodzić zaczęli się sami studenci. Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” podliczyło, że było ich ok 90. Na trzech demonstrantów przypadał średnio jeden milicjant – ich liczbę oszacowano na 30-35 osób, nie licząc krążących w okolicy tajniaków oraz funkcjonariuszy dyżurujących w ukrytych w pobliskich podwórzach więźniarkach i samochodach drogówki.

Według ostatnich danych obyło się jednak bez zatrzymań – obecni na akcji dziennikarze towarzyszyli rozchodzącym się uczestnikom aż do stacji metra.

DR, ML, cez, belsat.eu

Aktualności