Na Białorusi dalej funkcjonuje nieetyczna sowiecka praktyka umieszczania oponentów władzy w szpitalach psychiatrycznych. Od dwóch tygodni przymusowo leczona i izolowana jest Halina Łahackaja z Mińska.
Pierwszy Marsz Oburzonych Białorusinów w lutym 2017 roku dla wielu demonstrantów skończył się w sądzie. W tym także dla mińskiej aktywistki Haliny Łahackiej. Kobieta spędziła za kratami 10 dni.
Dwa lata temu była sądzona za udział w mitingu przedsiębiorców na Placu Październikowym. O udziale aktywistki w demonstracji milicję poinformował jej sąsiad.
– Gdy poznałam tego człowieka w 2011 czy 2012 roku, moje życie zamieniło się w koszmar. Zaczęły się sprawy administracyjne. Z tej wrogości on wciąż pisze skargi. Milicja komisariatu dzielnicy Pierszamajski Rajon nie bada ich i składa na mnie doniesienia do sądu – skarżyła się Halina.
Część rozpraw Łahackaja przegrała. Kobieta nie mogła zapłacić wysokich grzywien, dlatego do jej mieszkania wkrótce zaczęli przychodzić komornicy sądowi, by spisać jej majątek.
– Pewnego razu gdy po raz kolejny przyjechali, napisała w notatce służbowej, że będą winni jej śmierci. Chciała ich tylko przestraszyć: będziecie winni mojej śmierci, bo już nie mam na was siły. Zabrali ten dokument, wezwali karetkę i odwieźli do Nawinek [szpitala psychiatrycznego – przyp. belsat.eu] – tłumaczy Tamara Hulezawa, przyjaciółka Haliny.
– Tu jest strasznie, uratujcie mnie, zabierzcie stąd! Proszę was. Tu jest jak w więzieniu. Nawet gorzej niż w więzieniu! – zdążyła powiedzieć Biełsatowi przez telefon Halina Łahackaja.
Według kobiety, póki co nie postawiono jej diagnozy, dlatego nie wiadomo ile czasu spędzi w ośrodku.
– Ona brała udział w wyborach. Chodziła do deputowanych. Broniła praw dzielnicy, swoich praw, praw obywateli, pomaga im – tłumaczy swoje przepuszczenia Tamara.
Przypadkiem Haliny Łahackiej zajęli się obrońcy praw człowieka.
Andrej Bandarenka uważa, że władze chwytają się takich środków, by zdyskredytować działaczy społecznych.
– Wobec takich osób, które w żaden sposób nie kwalifikują się do odpowiedzialności karnej, starają się używać psychiatrii karnej. Czyli zrobić z nich wariatów, ludzi, którzy nie mogą odpowiadać za swoje czyny – komentuje obrońca praw człowieka.
Jedną z takich osób jest witebski lekarz Ihar Pastnou. W 2013 roku skierowano go na przymusowe leczenie po serii zamieszczonych przez niego w Internecie filmików krytykujących witebskie środowisko medyczne.
Prawie pół roku w ośrodkach psychiatrycznych spędziła mieszkanka Mołodeczna Alesia Sadouskaja. Trafiła tam po skargach do prokuratury na działania milicji.
– Reagowaliśmy już na takie fakty i o tym, co dzieje się na Białorusi informowaliśmy Międzynarodowe Stowarzyszenie Psychiatryczne. O ile mi wiadomo, toczy się tam obecnie śledztwo dotyczące tych wypadków – podkreślił obrońca praw człowieka Andrej Bandarenka.
Psychiatria karna jest zjawiskiem daleko nie nowym. W Związku Radzieckim była jednym z głównych narzędzi represji wobec oponentów i wolnomyślicieli. Władze sowieckie na podstawie fałszywych diagnoz z łatwością izolowały opozycjonistów na długie lata.
Zobacz także:
Wolha Żarnasiek, Biełsat. Zdjęcie: omsk.topkvestov.ru