Przed piątą rocznicą ukraińskiej rewolucji Wiktor Janukowycz wylądował w szpitalu w Moskwie


Być może Ukraina jest podzielona walką polityczną i wojną w Donbasie, ale kompletnie inna niż w 2013 r. Przez pięć lat naprawdę odwróciła się od Rosji, choć modernizacja kraju trwa w bólach.

Wiktor Janukowycz przyjemnie spędza czas na wygnaniu w Rosji. I np. gra w ulubionego tenisa w swojej podmoskiewskiej rezydencji na Rublowce, luksusowym osiedlu dla kremlowskiej elity i oligarchów. Właśnie tam, podczas wczorajszego treningu były prezydent Ukrainy przewrócił się i doznał poważnej kontuzji kręgosłupa. Na tyle poważnej, że wylądował w szpitalu.

Wypadek jest już formalną przyczyną, dla której Janukowycz nie mógł stawić się dziś w kijowskim sądzie. Nie może nawet wygłosić swojej mowy końcowej za pomocą wideo-połączenia. W Kijowie trwa proces przeciw byłemu prezydentowi. Oczywiście Janukowycz, który uciekł z Ukrainy w dramatycznych okolicznościach w lutym 2014 r., i tak lekceważy proces i wie, że nie może dosięgnąć go ręka sprawiedliwości. Ogląda to co, się dzieje na Ukrainie, ze swojego moskiewskiego azylu. Pod opieką Władimira Putina może czuć się bezpiecznie. Ale najwyraźniej druga połowa listopada jest dla Janukowycza po prostu pechowa.

Prawdziwa rewolucja?

Pięć lat temu ważyły się losy umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE. Wiktor Janukowycz jako prezydent długo zwodził zarówno Brukselę, jak i własnych rodaków. Obiecywał podpisanie umowy i otwarcie szansy na europeizację Ukrainy, a w przyszłości członkostwo w UE. Jak dziś wiadomo, jednocześnie prowadził grę z Moskwą i zapewniał Władimira Putina, że Ukraina pozostanie w rosyjskiej strefie wpływów.

Wiktor Janukowycz uwielbia tenis i władzę. Po ucieczce z Ukrainy pozostał mu tylko kort, ale po ostatniej kontuzji pożegna się nawet z tą, sportową przyjemnością. Źródło: facenews.ua

Kiedy 21 listopada 2013 r. Janukowycz nie podpisał umowy stowarzyszeniowej, jeszcze tego samego dnia wieczorem na kijowskim Placu Niepodległości (lub po prostu Majdanie) zebrali się pierwsi oburzeni zwolennicy Europy. W kolejnych dniach demonstracje rosły i ogarnęły cały kraj. Zaczęła się rewolucja, która doprowadziła do upadku Wiktora Janukowycza, rozlewu krwi i rosyjskiej inwazji na Krym i Donbas. W konsekwencji przyniosła ona aneksję Krymu i wojnę w Donbasie. Ale również największą zmianę geopolityczną w dużym, europejskim kraju od czasu końca zimnej wojny.

– Krytycy Rewolucji Godności nie dostrzegają, albo nie chcą dostrzec, że Ukraina się zmieniła i dziś Ukraińcy patrzą na swój kraj nie jak na rosyjską strefę wpływów i jakiś postsowiecki twór, ale prawdziwy i samodzielny podmiot – mówi Biełsatowi Witalij Portnikow, kijowski publicysta związany m.in. z telewizją Espreso.

Nadzieje i ideały Rewolucji Godności były proste i konkretne: likwidacja systemu oligarchicznego, walka z korupcją i zwrot kraju na Zachód, europeizacja Ukrainy. Jednak kiedy opadł rewolucyjny zapał, jak to zwykle bywa z ideałami, mało które weszły w życie.

System oligarchiczny pozostał silny. Tylko zamiast grupy „donieckiej” Janukowycza, do władzy doszedł Petro Poroszenko, oligarcha pozostający w kręgach władzy od dwóch dekad. Wraz z nim wielu aktywistów z Majdanu, ale i wielu sponsorów rewolucji, takich jak Ihor Kołomojskij, umocniło pozycję. Mimo, że nowe władze odmieniają „walkę z korupcją” przez wszystkie przypadki i zlikwidowały starą milicję, zastępując ją nową policją, oraz powołały nowe służby specjalne ds. walki z łapownictwem, korupcja nadal jest wielkim problemem Ukrainy i paraliżuje reformy.

Same reformy odwracające kraj na Zachód również idą opornie i głównie pod naciskiem USA, UE, Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz innych pożyczkodawców. Zwrot kraju na Zachód najlepiej wyszedł tam, gdzie był wymuszony trudną sytuacją, czyli w armii. Zmuszone do obrony przed Rosją i współpracy z NATO ukraińskie siły zbrojne wykonały gigantyczny wysiłek modernizacyjny i stanęły na nogi. Po latach zapaści.

Dzięki liberalizacji prawa wizowego i otwarcia polskiego rynku z Ukrainy ruszyła fala pracowników. Źródło: sud.ua

Mimo wciąż złej sytuacji gospodarczej, całkiem nieźle radę sobie daje społeczeństwo. Zmuszeni do masowej emigracji zarobkowej, inwestując u siebie pieniądze zarabiane w Polsce i innych krajach Europy, Ukraińcy modernizują kraj oddolnie. Widać to po eksplozji drobnej przedsiębiorczości w miejscach, gdzie Ukraińcy przeszczepiają podpatrzone na Zachodzie rozwiązania. Ze wszystkich ideałów rewolucji właśnie droga ku Europie pozostaje niezmiennie najbardziej popieranym. Według sondaży poparcie dla integracji jest niezmiennie stabilne i za jest ponad połowa Ukraińców. Integracja, tak jak 5 lat temu, jest postrzegana jako uniwersalne panaceum na wszystkie problemy Ukrainy.

Ale zgodnie z wynikami sondażu przeprowadzonego latem przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii 83 proc. Ukraińców uważa, że kraj zmierza w złą stronę. Nastroje społeczne w piątą rocznicę Majdanu biją rekordy pesymizmu. Nie jest to dobry prognostyk przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi, bo zapewni poparcie politykom wykorzystującym hasła populistyczne.

Mróz ze Wschodu

To oczywiste, że Rosja będzie wspierać nastroje rozżalenia rewolucją. Ale będzie także aktywnie wpływać na pogarszanie się sytuacji ekonomicznej Ukrainy. M.in. za pomocą polityki energetycznej. Ukraina wprawdzie zgromadziła w tym roku rekordowo duże zapasy gazu (niemal 17 mld m.sześc.), przygotowując się do sezonu zimowego. Ale i tak w dłuższej perspektywie grozi jej próba destabilizacji przez np. wstrzymywanie dostaw gazu z Rosji.

– Jeżeli po zakończeniu tej inwestycji (Nord Stream 2 – przyp. red.) okaże się, że ukraiński system przesyłu gazu jest już niepotrzebny, to co powstrzyma Putina przed wmaszerowaniem do Kijowa? – mówił podczas niedzielnej konferencji w Hamburgu Mateusz Morawiecki.

Dziś rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał te słowa insynuacjami i próbami upolitycznienia rosyjsko-niemieckiego projektu gazowego. Ale swój niepokój rosyjskimi planami od dawna wyrażają również Amerykanie. Nie mają wątpliwości, że odcięcie Ukrainy od dostaw gazu spowoduje nad Dnieprem chaos i kryzys gospodarczy, który ułatwi walkę o władzę w Kijowie siłom prorosyjskim.

– Rosjanie przeliczą się, Ukraińcy są może rozczarowani, ale wciąż wierzą w Europę, a poza tym boją się Rosji – mówi jednak Witalij Portnikow. – Czeka nas ciężki rok walki politycznej, ale powrót Janukowycza-bis jest niemożliwy.

Powrót prawdziwego Janukowycza również nie. Tuż po swojej ucieczce z Ukrainy były prezydent nagrywał buńczuczne orędzia w Rostowie nad Donem w Rosji i zapewniał, że nadal jest legalnym prezydentem. Wiadomo, że do Kijowa na swój proces nie przyjedzie i to nie dlatego, że połamał się na tenisowym korcie. Po prostu Ukraina nie jest w stanie go osądzić inaczej, niż zaocznie. Jeśli w ogóle potrafi to zrobić, gdyż prawdziwe osądzenie dawnego reżimu wymagałoby również postawienia przed sądem połowy obecnego establishmentu politycznego i biznesowego kraju.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności