Zameldowało o tym ministerstwo obrony w Mińsku.
– 23 sierpnia ok. 19:30 dyżurne siły wojsk powietrznych i wojsk obrony przeciwlotniczej udaremniły prowokację ze strony Republiki Litewskiej w rejonie miejscowości Wołkowszczyzna w rejonie oszmiańskim – głosi oficjalny komunikat resortu. – Z terytorium sąsiedniego państwa wypuszczono sondę, składającą się z ośmiu balonów z symboliką antypaństwową.
Jak informuje dalej białoruski resort obrony, „dzięki działaniom załóg śmigłowców Mi-24 (…) lot balonów został przerwany bez użycia broni”.
– Resort obrony przygotował odpowiednie materiały i skierował je do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Białorusi w celu przygotowania noty dla strony litewskiej – powiadomili wojskowi.
Najgłośniejszy „powietrzny desant” znad Litwy odbył się niemal dokładnie 8 lat temu. Na początku sierpnia 2012 roku szwedzcy aktywiści wynajęli na Litwie lekki samolot, niezauważeni przez białoruską obronę przeciwlotniczą wlecieli w przestrzeń powietrzną Białorusi i przez półtorej godziny zrzucali pluszowe misie na spadochronach. Dolecieli do samego Mińska. Potem, tak samo niezauważeni, wrócili na Litwę.
Białoruskie władze tłumaczyły potem, że o wszystkim wiedziały, ale nie zestrzeliły intruzów ze względów humanitarnych. Tej wersji przeczy jednak fakt, że zaraz potem w Siłach Zbrojnych doszło do dymisji najwyższych rangą oficerów i dowódców wojsk obrony przeciwlotniczej, a służby specjalne rozpoczęły polowanie na dziennikarzy, którzy udostępniali nagrania i informacje o akcji Szwedów.
Na samym początku rządów Alaksandra Łukaszenki doszło zaś do prawdziwej tragedii. Na początku września 1995 śmigłowiec Mi-24 należący do wojsk obrony przeciwlotniczej zestrzelił w okolicach Berezy (Kartuskiej) balon sportowy z dwoma Amerykanami, którzy startowali w zawodach o puchar Gordona Benetta. Wcześniej balon bez przeszkód przeleciał nad Niemcami, Czechami, Słowacją i Polską.
Białoruscy wojskowi wyjaśniali najpierw, że piloci uznali sportowy balon za sondę wojskową, a potem, że pośrednio zawinili sami Amerykanie, którzy nie reagowali na sygnały wzywające ich do nawiązania kontaktu z załogą śmigłowca.
cez/belsat.eu